Osobiście poznałem twórczość zespołów Kinga w drugiej połowie 90s i mam bardzo podobnie do panów z podcastu. Patrząc całościowo to Mercyful Fate > King Diamond. Kocham solowe płyty Kinga, jednak głównie pierwsze 5, do "The Eye". Kolejne mają momenty, w szczególności "The Puppet Master", ale to nie są albumy, które po latach wybieram wzrokiem po sidikach w poszukiwaniu muzyki do wrzucenia. Płyty MF od pierwszej do ostatniej uważam za wybitne i wypełniają moją chatę dźwiękami często, ostatnio chociażby "9" i "In the Shadows". Najmniej lubię "Dead Again", ale jeżeli tak dobra miałaby być najsłabsza płyta w dyskografii... Zawsze mnie dziwi, że ten zespół pozostaje taki niszowy i wręcz zapomniany wśród starych słuchaczy i niepoznany wśród młodszych. Nie sądzę może, że to materiał na wypełnianie hal jak Iron Maiden, ale nie na aż taką mizerię jaka staje się udziałem MF i KD na Spotify (a to jednak coś mówi, szczególnie o zainteresowaniu wśród kolejnych pokoleń). To co wyczyniają Shermann i Denner zasługuje moim skromnym zdaniem na zdecydowanie większe uznanie.
Inny temat. Panowie w pewnym momencie podcastu krytykują Livię Zitę, żonę Kinga, za jej wokalizy. Nie do końca to rozumiem. Ciężko powiedzieć, że kobieta jest tam na siłę wrzucana i kaleczy, bo swoją obecność zaznaczyła głównie na "The Puppet Master" gdzie była potrzebna w opowiadanej historii i wypadła całkiem spoko. Natomiast bez niej King być może by już po prostu dał sobie spokój, bo to ona pomaga mu wyciągać wokalne górki podczas koncertów i podobno miała duży udział w przekonaniu go do powrotu na scenę parę lat temu po przerwie spowodowanej m.in. poważnymi problemami zdrowotnymi.
Co do tekstów to cóż, taka to konwencja. Nigdy nie uważałem ich za super wybitne liryki, bo dzięki młodzieńczemu zainteresowaniu Cradle Of FIlth dość szybko trafiłem na poezję np. Shelley'a i Baudelaire'a i potrafiłem dostrzec różnicę. Były jednak bardzo klimatyczne i "gęste". Powrót po latach bywa faktycznie rozczarowujący, ale nie ze względu na tematykę, a niestety na jakość. One nie są "gęste", są pretensjonalne i niestety często dość grafomańskie, nawet, a może zwłaszcza, w zestawieniu z podobnymi tematycznie tekstami Daniego Filtha.
Ciekawe kiedy/czy doczekamy się premiery nowej muzyki. Sytuacja jest kuriozalna, bo od ładnych paru lat ciągnie się temat albumów obu tych zespołów (był już nawet merch

). Czy to nie jest tak, że płyta KD jest podobno nagrana? Jeżeli tak, to na co czekają? Z kolei grany na koncertach kawałek MF "The Jackal Of Salzburg" jakoś mnie nie zachęcił. Jeżeli jednak coś tworzyli, to czy zeszłoroczne koncerty nie rozbudziły zainteresowania zespołem na tyle, żeby coś wydać? Może zatem w obu przypadkach to tylko gadka, a niczego do wydania nie ma? Cytując kosmiczną sagę
mam złe przeczucia co do tego. Gorsze mimo wszystko do nowego KD niż MF.