Też bardzo dobry album choć trochę mniej z niego zostaje melodyjek w głowie w porównaniu z tymi wspomnianymi wyżej.
No ale takie wejście z buta w Bye Bye Missy rozstawiające pozerstwo po kątach czy tam genialna chrypka Kinga w The Accusation Chair to są mistrzowskie partie!:)
There's something growing in the trees__Through time war prevails_____Wśród jeszcze żyjących kłamstw,
I think it's a different me________Thoughts fears cast aside_____Gnębiących ten Biały Ląd.. ____Face the consequence alone ____With honour - valour - pride
Fatal Portrait - 7/10
Abigail - 10/10
Them - 7/10
Conspiracy - 10/10
The Eye - 10/10
Spider's Lullabye - 9/10
The Graveyard - 10/10
Voodoo - 9/10
House of God - 9/10
Abigail II: The Revenge - 7/10
The Puppet Master - 7/10
Abigail to ponadczasowy album, jeden z najlepszych, zapewne, w historii heavy metalu. Porywający od początku do końca, z mistrzowskimi riffami w każdym utworze. Można słuchać, i słuchać, i się nie znudzi.
Conspiracy i The Eye to również mistrzostwo. Bardziej melodyjnie, już bardziej teatralnie. Tutaj miejsce ma początek tego, co później będzie konsekwentnie rozwijane. Równe albumy wypełnione hitami po brzegi. Po nieco słabszym, w mojej ocenie, Them, to była zdecydowana zwyżka formy. Them trochę cierpi na mniej hitów. Jest fenomenalne Welcome Home, ale to najlepszy fragment albumu, później poziom określiłbym jako dobry, ale całościowego poziomu poprzedniki utrzymać się nie udało. Razem z debiutem to dla mnie takie dwa klasyczne albumy, które choć udane, sprawiające frajdę z odsłuchu, to jednak niefenomenalne i mające trochę słabsze momenty.
Spider's Lullabye zabrzmiał nowocześniej, mocniej. Szkoda, że nie jest w całości koncept albumem, bo dla osoby nie przepadającej za pająkami, temat ten to prawdziwy horror. Album bez zapychaczy.
The Graveyard to jeden z najlepszych albumów Króla. Patologiczna historia, świetne utwory, namacalny klimat. Czego chcieć więcej od Duńczyka? Tylko ta klimatyczna pierwotna okładka spierdolona na sztuczną okładkę na wznowieniach... Po co?
Voodoo, pomijając inną historię, zawsze wydawał mi się takim młodszym i nieco słabszym bratem poprzedniczki. Mimo to, to również mocna pozycja, którą warto posłuchać. Muzycznie to gdzieś tam kontynuacja drogi obranej wcześniej. Niczym nie zaskoczy, ale rownież niczym nie rozczaruje.
House of God przynosi alternatywną historię losów Jezusa i jest pewnego rodzaju bluźnierstwem. Bluźnierstwem w dyskografii za to nie jest, bo to kolejny cholernie udany album. Posłuchajcie jak chodzą gitary w Follow the Wolf i Help!!!. A to jedne z najlepszych utworów jakie ten zespół napisał.
Abigail II: The Revenge i The Puppet Master to kolejne udane albumy, przy czym warto mieć na uwadze, że jednak trochę odstające od fenomalnego, mojego ulubionego ciągu w dyskografii, czyli Conspiracy - House of God. Oba te albumy zawierają zarówno świetne utwory jak The Storm czy The Ritual, jak i nieco bardziej zapychające fragmenty tu i ówdzie. Jak ktoś uwielba Kinga Diamonda to jak najbardziej znajdzie tu dużo frajdy, jak ktoś fanem nie jest i pominie te dwa krążki, to nic wielkiego się nie stanie.
Reasumując ten niezbyt piękny post, który piszę na kanapie do piwa - TOP 5 dla mnie to, kolejno: Conspiracy, Abigail, The Graveyard, The Eye, House of God.
Za każdym razem jak słyszę A Mansion in Darkness, At the Graves, Sleepless Night, Eye of the Witch czy Waiting to mam wzwód i się tego nie wstydzę.
UP THE VERONICAS
KIERWA TAKE ME ON THE FLOOR TARARATA TARARARA
yog pisze: ↑2 lata temu
polerowanie niemca to kwestia zdrowotna!
Hajasz5 mies. temu
Raubritter
Posty: 5518
Rejestracja:7 lat temu
Lokalizacja: Opole
Hajasz
Powiedzmy, że druga część dysko Króla została przypomniana. Jako pierwsze wbiły Pajączki no i u mnie wrażenia nie robią jako całość i nawet nie ze względu, że to nie jest koncept. Mają kilka momentów ale w zestawieniu z poprzedzającym ten album Oczkiem to spory spadek. Grobki uuu tu się kierwa monogo dzieje. To jest Król, który może biegać z wymazaną japą i nie będzie śmieszny. Ciary na albumie do samego końca i nawet te nazwijmy to "komediowe" zaśpiewy w stylu la,la,la,la wyszły mocarnie. Kilka kawałków ma kultowe teksty, które można łatwo zapamiętać. Świetny album i ta okładka, która tak wyraziście sprzedaje szlaga na japę. Voodoo powinno być słabsze od poprzedniczki ale nie jest takie. To równorzędny album z poprzednim. Znacznie cięższy i "poważniejszy". Czuć tu klimat bagien Luizjany, zapach cygar wymieszany z rumem. Jak dotąd najcięższy album Króla, który nawet jak sugeruje tytuł aby się wczuć należy wpaść w swoisty trans. Piękna płyta z chyba najlepszą historią w tekstach. Płyty o Jezusku jeszcze nie słyszałem bo się robi więc pomijam. Czy sequel najlepszej płyty może się udać? Czy warto nagrywać taki album kiedy od pierwszej części minęło bardzo dużo lat? Nie wiem czy to był pomysł Króla czy może wydawca coś szepnął do uszka ale Abigail 2 jest albumem po prostu średnim a w porównaniu do Abigail wypada miernie. Co z tego, że klimatyczna okładka skoro historia taka se aby nie powiedzieć, że opowieść trzeszczy w ryzach i lada chwila pierdolnie w cholerę. Gdyby wyciąć z tego 4-5 kawałków i w nich zmieścić historię a wydać jako mini album wyszedłby cios w chuj a tak otrzymaliśmy takie rzewne pitu, pitu. Skoro w historii kina wyszedł tylko jeden film, którego druga część jest lepsza od pierwszej to co dopiero mówić o muzyce. Dobrze, że Król nie wpadł na pomysł wydania części trzeciej a miast tego nagrał chyba najlepszy album od czasu Oczka. Władca Laleczek idzie jak burza. Uwielbiam te gitarowe pochody na tle złowieszczych klawiszy. Świetnie nagrany album z odpowiednio zachowanym klimatem. Strasznie chujowa okładka tym razem zdobi album i za to duży minus. Można się doczepić także do wokali Króla bo ewidentnie słychać upływ lat i pewnie wiele partii kiedyś by nagrał znacznie lepiej ale mimo tego słucha się świetnie bo Król śpiewający z odpowiednią dawką brudu i chrypy też jest Królem. Oddawaj Kurwo Duszę chciałbym rzec ale ostatni album jest chyba tym ostatnim w karierze i nawet grzecznie prosząc nie zrobię tego bo jest to najzwyczajniej słabe i bez polotu. Ledwo dotrwałem do końca. Powoli zbliżamy się do końca drugiej dekady od wydania tego albumu a Król będzie mieć 7 dych na blacie. Czy zdecyduje się jeszcze na album? Szczerze wątpię no chyba, że wokalnie będzie się wspomagać w studio efektami ale czy to ma sens? Wątpię.
No i sumując wszystko mi wychodzi, że fioletowe płytki górą nad pozostałymi. Owszem sequel dał dupy a Władca Laleczek choć nie fioletowy to oferuje wykurwisty album.
GRINDCORE FOR LIFE
Blind5 mies. temu
Tormentor
Posty: 1960
Rejestracja:8 lat temu
Blind
A dajcie spokój z tym The Puppet Master. To dobry, naprawdę dobry album, ale Król przyzwyczaił do wyższego poziomu. Nawet pewnie Abigail II: The Revenge jest nieco lepsze. W końcu tam znajdują się The Storm, More than Pain, Spirits czy Mommy z namacalnym wręcz klimatem i arcydziełem na gitarach. Sama historia dziejąca się w Budapeszcie zajebista, przerażająca i wzruszająca jednoczenie, ale ten album momentami cierpi na nieco irytującą produkcję, co pewnie gdzieś z lekka zabija potencjał dobrych utworów, bo zajebistości Magic, The Ritual czy No More Me odbierać nie zamierzam.
Może The Puppet Master jest dla mnie aż zbyt teatralna. W dodatku ma najsłabszy otwieracz od czasów The Candle. I dalej, tak jak wokale kobiece mi zazwyczaj nie przeszkadzają, bo je po prostu lubię, tak tutaj wokale małżonki są dla mnie zbędne i nie wnoszące nic nadzwyczajnego do muzyki. No i ponownie dodam, dobrze mi się tego albumu słucha, ale mam uczucie, którego przy wcześniejszych płytach nie mam. Uczucie, że czegoś tu zabrakło.
UP THE VERONICAS
KIERWA TAKE ME ON THE FLOOR TARARATA TARARARA
yog pisze: ↑2 lata temu
polerowanie niemca to kwestia zdrowotna!
No to mały czelencz.
Abigail II ma szereg problemów kwalifikujących ją jako najsłabszą płytę w dysko. W następnych też popełnianych, acz z mniejszym nasileniem
Ogólnie biorąc uważam ją za nieudany eksperyment gdzieś na poziomie produkcji.
Słuchowiskowy charakter tej płytki - wszędobylskie efekty - a to wyjące małe dzieci, a to tłukące się szkła itp itd - są może i spoko, ale tu najczęściej na chuj i w takich ilościach, że przeszkadzają w odbiorze utworów. Aranżacje są zwyczajnie przesaturowane efekciarstwem.
Brzmienie. Zaczyna się od wiejącego grozą, fajnego(!) intra nastrajającego na nie wiadomo jak zwyrolsko mroczny album, po to tylko, żeby przejść w brzmieniowe ciepłe kluseczki i grzeczniutki radio-cut typu Bon Jovi albo bez kozery pojadę: The Rasmus. Już eurowizyjny "metal" ala Nightwish czy lordi ma więcej pazura w dźwięku. Ktoś tu odjechał z suwakami, tudzież potencjometrami.
Tak jak gdyby króla akurat nie było w pobliżu, żeby ten przypał powstrzymać.
W połączeniu z faktem, że same utwory nie są muzycznie jakieś odkrywcze w świetle wszystkich wcześniejszych albumów (i to nawet pierwszych 5 nie wspominając) mamy średniak na poziomie góra 6/10. Album mało "powracalny", gdzie dla porównania Konspirę>Oko>Abi można napierdalać na loopie tysiącami i się nigdy nie znudzi.
Tu nie ma co czelenczować, sikquel Abigail jest drugą najsłabszą płytą Królika w bardzo zacnej dyskografii. Taką na pograniczu plama /nieplama.
Ostatnio sobie "Oczko" raz puściłem, nawet nie dojechałem do końca, i jebiga, nuci mi się od tygodnia i nie mogę się uwolnić... Aż sobie to wstrząsające świadectwo przypomniałem:
Nihil Novi i pewnie większość zna, ale uznałem, że na wszelki wypadek warto wspomnieć o The Beginning, bo mam wrażenie, że przelatuje ludziom 'poza radarem" no bo przecież "to tylko płyta kompilacyjna". Błąd! (którego sam byłem winny)
O ile pierwsza EP zawsze była dla mnie jednym wielkim meh, to są tam też ponownie nagrane szlagiery z debiutanckiego LP, w tym moje uwielbiane Satan`s Fall.
Brzmi to zupełnie inaczej i co ciekawe - in plus(!) W tempo i tym razem z zajebistą "połamaną", niemal neurotyczną perką, co wiele lepiej koresponduje z gitarowymi pląsami typowymi dla MF. Poważę się nawet na herezję, że - po prostu - jest lepiej niż w oryginale.
Całość nieco lepiej wypoziomowana, a brzmienie cięższe i bardziej angażujące, jakoś to dźwiękowo pokrewne z In the Shadows. Must have dla wielbicieli reaktywacyjnego albumu.
King Diamond ogłosił, że na jesień ruszy w trasę po Stanach Zjednoczonych i Kanadzie, lecz co interesujące, fragment zapowiedzi tej trasy brzmi następująco:
We will be playing brand new songs from the upcoming album THE INSTITUTE also known as Saint Lucifer’s Hospital, which you will see on our brand new stage.
Wygląda zatem na to, że być może kiedyś to The Institute się w końcu ukaże. Dziwne o tyle, że plakat, którym już tu nie będę spamował, nawiązuje do historii z tej niewydanej jeszcze płyty, co wskazywałoby na trasę promocyjną, a o samej premierze cisza.
UP THE VERONICAS
KIERWA TAKE ME ON THE FLOOR TARARATA TARARARA
yog pisze: ↑2 lata temu
polerowanie niemca to kwestia zdrowotna!
1 listopada z okazji 40 rocznicy wydania albumu "Don't Break the Oath" nakładem Metal Blade Records ukaże się jubileuszowy repress krążka na winylu w kolorze rubinowej czerwieni.