Niepodważalny wpływ i to, co Downing z Tiptonem wycisnęli z gitar, a Hill z basu, to dzisiaj powinni przerabiać wszyscy aspirujący do grajkowania, a Robert to urodzony frontman.
Praktycznie wszystko dobrze wchodzi (choć może kilka braków mam, min. Jugulator bez Roba i Nostradamusa, Anioła).
Dziś pocinam genialne "Sin after sin". Starsze albumy jak dobre wino, bronią się z łatwością swoją zawartością.
Słysząc "Diamonds and rust" bez problemu wracam do momentu, kiedy to uderzyło mnie po raz pierwszy, z czym mam do czynienia.
"Sentinel" to jeden z lepszych utworów, jakie dane było usłyszeć w tym gatunku.
"Whiskey woman don't you know that you are rocking me insane?" - te słowa, jak gwarancja najwyższej jakości, wprowadzają w odpowiedni nastrój i podnoszą walory smakowe zawartości szklanki.
Chciałbym jeszcze raz kiedyś usłyszeć ich na żywo, Roba i Illiana. Więcej nie mogę wymagać.
"Sentinel" to jeden z lepszych utworów, jakie dane było usłyszeć w tym gatunku.
Sentinel mistrzostwo i te wymiany solówek między Tiptonem i Kk Downingiem, zresztą Defenders of Faith, to płyta monolit bez słabszych momentów. Taki Freewheel Burning czy Jawbreaker to wyżyny hejwi metalu. To chyba też jedyna płyta, gdzie idzie zdzierżyć grę Dave Hollanda, który na Brytyjskiej Stali brzmi niesamowicie kwadratowo, zresztą na Screaming też. To był chyba najsłabszy perkman w JP a przecież z nim nagrali największe klasyki, poza Stained Class i Painkiller, no i Sad Wings of Destiny. O wiele bardziej wolę grę Lesa czy Scotta Travisa, który rozjebał na Painkiller.
Byłem rasowym metaluchem jednakże to dawno i nieprawda a co do bycia intelektualistą to od zawsze nim byłem
blue_calxrok temu
Tormentor
Posty: 476
Rejestracja:5 lat temu
blue_calx
Sentinel i Rob śpiewający nieco inaczej w każdym refrenie. Co do solówek, to jeszcze w Ram it Down jest niezły plac zabaw, wydaje się, że tworzenie czegoś takiego na tamte czasy, to dla nich było jak zabawa plasteliną dla kilkulatka. A Defenders of the faith, to chyba mój faworyt, jeśli chodzi o znane mi LP.
Co ciekawe, jeden motyw w "Some heads are gonna roll" brzmi niemal identycznie jak jedna zagrywka na płycie Accept - Balls to the wall, w utworze "Losing more than ever head". "Jaja" zostały wydane rok wcześniej, ale to nie ma dla mnie większego znaczenia, bo to wszystko jest świetne, mi podkręca przyjemność z odsłuchu obu.
blue_calx pisze: ↑rok temu
Sentinel i Rob śpiewający nieco inaczej w każdym refrenie. Co do solówek, to jeszcze w Ram it Down jest niezły plac zabaw, wydaje się, że tworzenie czegoś takiego na tamte czasy, to dla nich było jak zabawa plasteliną dla kilkulatka. A Defenders of the faith, to chyba mój faworyt, jeśli chodzi o znane mi LP.
Co ciekawe, jeden motyw w "Some heads are gonna roll" brzmi niemal identycznie jak jedna zagrywka na płycie Accept - Balls to the wall, w utworze "Losing more than ever head". "Jaja" zostały wydane rok wcześniej, ale to nie ma dla mnie większego znaczenia, bo to wszystko jest świetne, mi podkręca przyjemność z odsłuchu obu.
Głowy się Potoczą, to jeden z dwóch numerów, gdzie nie są autorami Judasi. Napisał ten nimer ten sam gość, który na Screaming for Vengeance podrzucił im Take this Chains. To takie wyjątki, bo zazwyczaj autorami był duet Tipton/Downing. Riff z Some Heads pojawia się też na końcu numeru Strzeż się Plucia pod Wiatr na Różach Kata. Kałboj to wszak wielki fan Judaszy. Co do duetów gitarowych, to jedynie Murray/Smith mieli podjazd do wiosłowych Judasza w latach 80-tych.
Byłem rasowym metaluchem jednakże to dawno i nieprawda a co do bycia intelektualistą to od zawsze nim byłem
dj zakrystian pisze: ↑rok temu
Co do duetów gitarowych, to jedynie Murray/Smith mieli podjazd do wiosłowych Judasza w latach 80-tych.
blue_calxrok temu
Tormentor
Posty: 476
Rejestracja:5 lat temu
blue_calx
Pierwsi, którzy przychodzą na myśl. Ale jednak chyba Defenders porozstawiało po kątach w kwestii techniki, przyswajalności i dzikości za razem. Kaskada riffowania i dodające tempa solówki. Ciekaw jestem, co na ten temat twierdzi @dj zakrystian
I dzięki za ciekawostkę odnośnie "Some heads..."
Edit: po odpaleniu plytki utwierdzam się w przekonaniu, że nie ma o czym dyskutować. Choć uwielbiam duet Denner + Shermann, stopień złożoności riffów, ich zmienność i intensywność na Obrońcach przeskakuje ich w tym zawodach.
Denner/Sherman oczywiście też bardzo wysoki poziom, ale jednak wiosłowi Judaszy przewyższali techniką wszystkich w latach 80-tych. Ich solówy są właśnie karkołomne pod względem techniki, szczególnie Glena Tiptona, który wyprzedzał pod tym względem epokę. Ironi i Mercyfule też mieli mnóstwo wirtuozerii, ale chyba nie tak rewolucyjnej jak u Judasza. Kerry King czy Trey z Morbidów musieli spędzić setki godzin na słuchaniu Judaszów, co potem zaprocentowało.. u Treya nawet dosłownie.
Byłem rasowym metaluchem jednakże to dawno i nieprawda a co do bycia intelektualistą to od zawsze nim byłem
yogrok temu
Tormentor
Posty: 17938
Rejestracja:8 lat temu
yog
TheAbhorrent pisze: ↑rok temu
Nie czaję hitów jak "Love Bites" - chcieli być jak Queen?
Byli już jak Queen w Epitaph z drugiego albumu
Destroy their modern metal and bang your fucking head
TheAbhorrent pisze: ↑rok temu
Nie czaję hitów jak "Love Bites" - chcieli być jak Queen?
Byli już jak Queen w Epitaph z drugiego albumu
Nie da się ukryć. Na pierwszych dwóch albumach biorę poprawkę, że tam się ich styl dopiero kształtował i hartował, ale w połowie 80s byli już świadomym zespołem. Może to pewnego rodzaju kompleksy? Z książki Downinga czasami biło takie "byłoby super, ale to Maiden...".
yogrok temu
Tormentor
Posty: 17938
Rejestracja:8 lat temu
yog
Pewnie mu żal, bo Iron Maiden to Sad Wings of Destiny + punk rock, a Sad wings się chyba bardzo słabo sprzedawało.
Destroy their modern metal and bang your fucking head
yogrok temu
Tormentor
Posty: 17938
Rejestracja:8 lat temu
yog
Oglądałem sobie wczoraj chyba najbardziej znany film reżysera Lords of Chaos, czyli Spun. To czarna komedia o methowych ćpunach z takimi pół-gwiazdami jak Micky Rourke, John Leguizamo czy Brittany Murphy. W trakcie oglądania zauważyłem, że parę postaci ze świata szerokopojętego podziemia się tam też pojawia i tak najpierw w roli barmana wystąpił niesławny Ron Jeremy, w roli sąsiadki Debbie Harry, a w roli przeglądającego gejowskie gazetki kasjera w sklepie porno sam Rob Halford.
W ramach ciekawostki jeszcze dodam, że film się zaczyna coverkiem country The Number of the Beast, a największy nieudacznik w filmie bez przerwy katuje w swojej przyczepce (w sumie przyczepce matki) teledysk do Mother North. Co jest niemałym osiągnięciem, bo w filmie każdy jest wielkim życiowym przegranym.
Destroy their modern metal and bang your fucking head
Nowy album Judas Priest wyjdzie 8 marca 2024.
Krążek będzie zatytułowany „Invincible Shield" , a poniżej jego okładka.
Zespół przyjedzie do Polski 30 marca 2024 razem z Saxon i Uriah Heep.
I am Satan's generation and I don't give a fukk.
blue_calxrok temu
Tormentor
Posty: 476
Rejestracja:5 lat temu
blue_calx
Ostatnia płyta byla całkiem ok. Fajnie wygarowane i żywiołowe "Evil never dies" , "Rising from ruins" (z intrem), hitowe "No surrender" czy "Lightning strikes" i "Spectre" z fajnym riffem i refrenem dość miło wspominam. Będzie to pozycja obowiązkowa.
Nothing inside.
darnoksssrok temu
Master Of Reality
Posty: 215
Rejestracja:rok temu
darnoksss
Płyty takie tak Defenders of Faith i Screaming for Vengeance to absolutne 10/10. Poza nimi znam tak naprawdę tylko Ram It Down i Painkillera, które bardzo lubię. Reszta twórczości jest mi kompletnie nieznana, za co się brać? Mam na myśli i wcześniejszy jak i późniejszy okres twórczości.
polki nie dawajcie polakom, dawajcie arabom
blue_calxrok temu
Tormentor
Posty: 476
Rejestracja:5 lat temu
blue_calx
Ze starszych odpalaj koniecznie Sin after Sin oraz Sad Wings of Destiny. Z etapu środkowo-wczesnego British Steel.
Z nowości to warto odpalić ostatnią, Redeemer of Souls można też sprawdzić. Resztę słabo kojarzę, ale te powyższe to są sztosy judaszowe (zwłaszcza SAS, skąd Slayer wziął utwór na South of Heaven i jest też zajebisty cover Diamond and Rust, "motorowe", choć jeszcze nie galopujące Starbreaker, czy balladka w stylu "I want you" Beatlesów, tylko lepsza, Here comes the Tears, a na SWOD genialne Victim of changes i Dream Deceiver, choć całe albumy wchodzą jak trzeba, może mnie drażni tylko końcówka Genocide z SWOD).
Moim skromnym zdaniem cała dyskografia Priest ma coś do zaoferowania. To jest właściwie historia heavy metalu, po prostu. Od korzeni na pierwszych płytach, przez rozkwit, kombinowanie w 80s i powrót do swojego grania. Potem była nawet zmiana wokalisty niczym w Iron Maiden i powrót najbardziej znanego geja heavy metalu na swoje miejsce.
Poza tymi co wspomniał Blue Clax polecam "Stained Class", bo już pierwszy Exciter może wyjebać z kapci, a wyczyny wioślarzy to klasyka gatunku. Rozpiszę się może później na kompie, bo teraz kreskę na fonie i mnie słownik wkurwia, ale uważam, że JP to jest mega fajny zespół do poznawania i jedna z absolutnie najmocniejszych dyskografii w szeroko pojętym metalu.
British Steel i SfV mają strasznie kwadratowe bębny. Poza tym, to klasyki HM. Priest ma godną, choć nierówną dyskografię. Point of Entry i Turbo, to raczej średniaki, choć pojawiły się na owych szlagi. Za najlepsze nadal uważam Sad Wings of Destiny, Stained Class, BS i SfV, oraz DoF i oczywiście Painkiller. Powrotna płyta z Halfordem bardzo dobra, ale już nie wybitna. Nostradamus to epicki hejwi metalowy album, bardzo doceniam w przeciwieństwie, do tego co popełnił Manowar na Gods of War. Ostatnie płyty Księdza Judasza, dość kontrowersyjne. Niby jest dobrze, ale słychać dysonans między studiem a wykonaniami live. Lata lecą i czas nieubłagany nawet dla potężnego geja Halforda. W każdym razie czekam na nową płytę.
Byłem rasowym metaluchem jednakże to dawno i nieprawda a co do bycia intelektualistą to od zawsze nim byłem
darnoksss pisze: ↑rok temu
Płyty takie tak Defenders of Faith i Screaming for Vengeance to absolutne 10/10. Poza nimi znam tak naprawdę tylko Ram It Down i Painkillera, które bardzo lubię. Reszta twórczości jest mi kompletnie nieznana, za co się brać? Mam na myśli i wcześniejszy jak i późniejszy okres twórczości.
Z wczesnego okresu nie ma słabej czy średniej płyty, każda to sztos, ale jak bym miał zdecydować to Rockarolla, Sin After Sin i Stained Class.
blue_calxrok temu
Tormentor
Posty: 476
Rejestracja:5 lat temu
blue_calx
Jest i pierwszy singielek z nadchodzącej płyty JP. Za drugim razem siadło już dobrze! Nie jest źle, a to już dużo.
Kiedy zobaczyłam okładkę, trochę się przestraszyłem. Teraz wiem, że to może być petarda na miarę "Firepower". Świetna rzecz, jak cały album taki będzie to będzie znów prawdziwa uczta.
Halford ma wehikuł czasu i nagrał to podczas sesji do Rezurekcji? Jakie brzmienie! Magia studia jest niesamowita, na żywo to już zupełnie tak nie brzmi ze zrozumiałych względów.
Judas Priest prezentuje 'obrazek' do kawałka "Trial By Fire".
I am Satan's generation and I don't give a fukk.
blue_calxrok temu
Tormentor
Posty: 476
Rejestracja:5 lat temu
blue_calx
Rob i Ian po 72 lata, ponad pół wieku na scenie. Wystarczyło ćpać mniej od Ozziego. Widać też Tiptona i słychać go min. w intro. Kawałek mi się podoba, w stylu tych bujających, choć więcej ognia było w Panic Attack.
Wielki plus, respekt.
Ostatnio edytowany przez blue_calxrok temu, edytowany łącznie 3 razy.
A mi siadł ostatni KK 's Priest cóż to za płyta !!!! Zajebiste ścieżki wokalne, solówki, aranżacje bardzo dobra płyta. Debiut nie siadł mi w ogóle mimo kilkukrotnego wracania do albumu natomiast nowy krążek miód na moje uszy prawdziwy heavy metal w bardzo ale to bardzo dobrym wydaniu nie ma dnia bym nie słucham tego krążka . Polecam ,, Jeżdżącego Grzesznika" wspaniały album !!!
DotF to absolutny majstersztyk bez konkurencji w równolegle powstałych albumach. Nawet płyty Iron Maiden z tego okresu, jak chociażby Powerslave, choć świetne to nie dorównują legendzie. "Sentinel" wyrywa z fotela i przenosi w inną rzeczywistość, zaś "Heavy Duty" to boost dla testosteronu. BS jest dobre, ale jak na mój gust zbyt punkowe.
blue_calx10 mies. temu
Tormentor
Posty: 476
Rejestracja:5 lat temu
blue_calx
Ostatni singiel chyba najbardziej radiowy z tych trzech, które promują Invicible Shield. Gładki umilacz.
Jest dobrze, ten okręt płynie dalej. Póki co na trzy kawałki mamy jeden szybki, oby na płycie te proporcje się choć trochę zmieniły.
Solówki w Panic Attack świetne.
Co oni mają za impotencję z tymi refrenami, tak samo jak Dickinson w ostatnim singlu w kółko powtarza tytuł. Wszystko fajnie, w pewnym sensie się jaram tym albumem, ale tego refrenu mam dosyć po połowie piosenki. Zwrotki zajebiste.
blue_calx9 mies. temu
Tormentor
Posty: 476
Rejestracja:5 lat temu
blue_calx
Płyta wyszła. Całkiem ok, są momenty i nie ma się czego wstydzić. Będzie odpalane na pewno jeszcze raz z ciekawością i entuzjazmem. (pierwszy odsłuch, płyta trwa godzinę). Spoza bdb singli do głowy mocniej wbił się As God is my witness.
Płyta jest przezajebista i w kategorii heavy metal ciężko oczekiwać czegoś więcej. Jest heavy, jest metal, jest ogrom energii i drapieżność zahaczająca momentami o thrash. Gdyby to wyszło w 80s to byłoby klasykiem Judasów. Richie Faulkner wykonał znakomitą robotę, bo domyślam się, że to on ciągnie ten wózek Chociaż nie mam nic do zarzucenia reszcie. Halford zapewne jest bardzo podrasowany w studiu, ale on zawsze się wspierał na albumach, teraz wcale nie brzmi sztuczniej.
Całościowo dla mnie jest chyba lepiej niż na bardzo dobrej Firepower. Jak na zespół z takim stażem to kosmos, nawet rozumiejąc, że mają bardzo utalentowanego i pracowitego czterdziestolatka w składzie.
blue_calx8 mies. temu
Tormentor
Posty: 476
Rejestracja:5 lat temu
blue_calx
Zgadzam się. Dobry materiał. Jak to heavy metal, przystępny i melodyjny na tyle, żeby się w głowie zaczepić, a pod pierwszą warstwą kryje się więcej niespodzianek. Robercik daje radę. Tu solówki chyba lepsze niż na Firepower, wtrącające się zagrywki czasami to też fajne urozmaicenie. Wchodzi lekko, pewnie i bez bólu i przymusu im się to nagrywało. Na Redeemer of Souls dało się odczuć spadki energii czy dłużyzny (choćby w zajebistym, moim zdaniem Battle cry), tu tego nie ma.
Może ze 2 utwory bym wyrzucił, choć też bez przymusu.
Nothing inside.
Vortex8 mies. temu
Tormentor
Posty: 3115
Rejestracja:8 lat temu
Lokalizacja: Strzałkowo
Vortex
Na początek pełna zgoda z przedmówcami, że to w swojej kategorii album bardzo dobry. No ale mam pewne "ale". Album jest przydługawy, Firepower to był czysty strzał w ryj, podczas gdy tutaj przeciwnik próbuje nas dopaść troszkę bardziej taktycznie. Z przebojowością, też jest znacznie lepiej na poprzednim krążku. Na "Invincible Shield"; nie chcę użyć słowa progresywny, ale ma ten album więcej rozwinięć niemal w każdym utworze, gdzie powoli zaczyna mnie to nużyć mniej więcej od "Escape From Reality". Dla mnie to zarzut, dla kogoś innego to może być zaleta. Firepower to był taki Painkiller, ten album to jednak wycieczka w starsze dokonania grupy, ale cały czas blisko jeźdźcy motocykla o tarczowych kołach. Natomiast, dawno dawno temu myślałem że ten zespół to już jest relikt, wtedy w życiu bym się nie spodziewał się tak dojebanego krążka
Album bardzo udany świetnie się tego słucha jako całość ale są również hity takie jak ,,Gates of Hell" , ,,Devil in Disguise", ,,Crown of Horns" . Wokalnie Rob wymiata ale i gitary nie zawodzą solówki pierwsza klasa. Cały czas miele nowy album syntezatory jak z lat 80 tych super!!!
Vexatus8 mies. temu
Tormentor
Posty: 7086
Rejestracja:7 lat temu
Lokalizacja: Raw Black Metal z rana jak śmietana!!!
Kurde, na Sin after Sin raz, że chwytliwe numery jak cholera, dwa, że nastroje lecą sinusoidą, a trzy, że są udane galopady w Let us pray/Call for the priest, no i jest Dissident Agressor! Zdecydowanie jeden z moich ulubionych albumów Ojca.
blue_calx pisze: ↑2 mies. temu
Kurde, na Sin after Sin raz, że chwytliwe numery jak cholera, dwa, że nastroje lecą sinusoidą, a trzy, że są udane galopady w Let us pray/Call for the priest, no i jest Dissident Agressor! Zdecydowanie jeden z moich ulubionych albumów Ojca.
Świetna płytka, jak wszystkie wczesne. A Rockarolla to wogóle niedoceniana jest, mam na winylu z epoki i jak większość z lat 70-ych brzmienie rewelacja.
kurz pisze: ↑2 mies. temu
Świetna płytka, jak wszystkie wczesne. A Rockarolla to wogóle niedoceniana jest, mam na winylu z epoki i jak większość z lat 70-ych brzmienie rewelacja.
Mam FLAC porobione z pierwszych wydań na czarnuchu i sobie lecę i jak mówi towarzysz Kurz brzmienie tych płyt to pierdolone ciosy i nawet kiedy płyta średnia albo nawet nie podoba się to i tak nikt nie ma problemu aby sobie poleciała bo po prostu zajebiście brzmi. Ja akurat z tych co debiut mogą sobie odpuścić ale nie krzyczę kiedy leci. Z dwójeczką podobnie bo zawiera tak żylety jak i sporo przynudzanka. Natomiast od Sin After Sin to zaczyna się magia i Wacław nigdy nie zasypia. Jak zrobić balet to właśnie ze starymi czarnuchami od Judasów i wtedy nawet paluszki nie będą słone.