Awatar użytkownika
yog
Tormentor
Posty: 17451
Rejestracja: 7 lata temu

Angel Witch

#1

yog 6 lata temu

Obrazek
Angel Witch to pionierski zespół nurtu NWOBHM założony w południowym Londynie jeszcze w 1976 roku przez nieletniego Kevina Heybourne'a jako Lucifer.

Początkowo, odpowiedzialny za wokal Heybourne dzieli obowiązki gitarzysty z Robem Downingiem, zaś sekcję rytmiczną stanowią Barry Clements oraz Steve Jones - odpowiednio na basie i perkusji. Wkrótce bębniarz odchodzi by sformować Speed z niejakim Brucem Dickinsonem, a po nim obowiązki perkusisty przejmuje Dave Hogg, natomiast Kevin Riddles zostaje nowym basistą.

Rok 1978 - na gruzach Lucifer powstaje Angel Witch

Obrazek

Z Angel Witch nierozerwalnie związana jest geneza NWOBHM - 8 maja 1979 roku odbywa się owiany legendą koncert, gdzie otwierają przed Iron Maiden oraz Samson. Bohaterowie tematu przypadają podobno do gustu publiczności bardziej, niż występująca po nich ekipa Steve'a Harrisa, a w dwustronicowym tekście magazynu Sounds relacjonującym to wydarzenie, Geoff Barton - autor - rozpływa się nad kapelami zaproszonymi tego wieczoru do londyńskiego Music Machine przez DJ-a Neala Kaya.

Barton krzyczy z nagłówka artykułu: Jeśli chcecie krwi (i rozbłysków i suchego lodu i confetti) - to je macie [z ang. If You Want Blood (and flashbombs and dry ice and confetti) You’ve Got It], a edytor czasopisma - Alan Lewis - dopisuje pod nim określenie, które staje się nazwą całego nurtu decydującego o przyszłości szybkiej i radykalnej w formie, środkach wyrazu, tematyce oraz ikonografii muzyki:

New Wave of British Heavy Metal

Obrazek
[The Fallen Angels Entering Pandemonium z Raju utraconego, około 1841 roku]

Obrazek
Entuzjazm prasy i słuchaczy przyciąga wzrok gigantów branży fonograficznej, a konkretniej - EMI. Pracując od grudnia 1979 roku już bez wsparcia drugiego gitarzysty, Heybourne odziera znany z pierwszej taśmy zespołu Baphomet ze space rockowego pogłosu, jednocześnie skracając kompozycję o prawie dwie i pół minuty. W takiej formie trafia ona na kompilację EMI zatytułowaną Metal for Muthas z 1980 roku. Gdy ta dociera na 12 miejsce brytyjskich list sprzedaży, o zespole robi się coraz głośniej. Wśród pozostałych utworów zawartych na tej składance są między innymi Sanctuary oraz Wrathchild Iron Maiden, a także utwory Samson czy Praying Mantis.

Obrazek
W maju 1980 roku kapela wypuszcza pod egidą EMI najpierw singiel Sweet Danger, a potem EP o tym samym tytule. Piosenka trafia na brytyjską listę przebojów, jednak na 75, ostatnie miejsce i utrzymuje się tam jedynie przez tydzień. Niepocieszona EMI rezygnuje z dalszej współpracy z Angel Witch. Dzieje się to również z powodu dysonansu na polu menadżerskim - EMI chce zatrudnić kapeli profesjonalistę w tej roli, na co nie zgadza się Ken Heybourne, ówczesny manager grupy.

Obrazek
Zaistniałą sytuację prędko wykorzystuje wytwórnia Bronze Records, która ma już w tym czasie na swoim koncie owocną współpracę m.in. z Motörhead czy Diamond Head. Zespół prędko radzi sobie z rejestracją materiału na debiutancki long-play i jeszcze w październiku wychodzi singiel z jednym z największych przebojów grupy - tytułowym Angel Witch. Pełny album ukazuje się w grudniu 1980 roku - tym samym Angel Witch zapisuje się złotymi zgłoskami w annałach metalu jako jedno z największych, jeśli nie szczytowe osiągnięcie NWOBHM.

1980
Angel Witch

Tracklista:
1. Angel Witch 03:25
2. Atlantis 03:42
3. White Witch 04:48
4. Confused 02:51
5. Sorceress 04:16
6. Gorgon 04:06
7. Sweet Danger 03:07
8. Free Man 04:44
9. Angel of Death 04:52
10. Devil's Tower 02:28
38:19

Skład:
Kevin Heybourne - wokal, gitara
Kevin Skids Riddles - bas, klawisze, chórki
Dave Hogg - perkusja

Sev Lewkowicz - programowanie klawiszy
Obrazek

Autorstwo obrazu z okładki było niegdyś przypisywane angielskiemu malarzowi Johnowi Martinowi, jednak nie ma co do tego potwierdzenia. Rozpoczynający to szlachetne wydawnictwo, tytułowy utwór, Angel Witch znalazł się w głośnej grze Brütal Legend z 2009 roku, co zapewne spopularyzowało tę, jak by nie było - zapomnianą kapelę wśród młodzieży. Fakt ten specjalnie nie dziwi, gdyż w istocie - jest to jeden z najwspanialszych hymnów heavy metalu. Jak zresztą kilka innych utworów na debiutanckiej płycie londyńczyków.

Na swoim pierwszym albumie studyjnym, Angel Witch zaprasza do świata, w którym wysokie stosy łuną rozświetlają zadymione niebo zmanipulowanych miasteczek. To realia, w których najmniejszy występek może zaprowadzić w płomienie, a wielki grzech - na szanowane stanowisko, gdzie egzekucje w imię stwórcy są cnotą, a miłość zbrodnią. I tak - tytułowa anielska czarownica zdaje się być uosobieniem niezgody na nieprawości świata.

O nich samych i konsekwencjach groteskowo rozumianej sprawiedliwości, Heybourne raczy tu upominać co chwila. Mamy więc przede wszystkim rozbudowany wątek romantyczny z bohaterką White Witch, czarownicą, dokonującą żywota wśród płomieni (oraz wcześniejsze, wzruszająco-taneczne wyznanie miłosne do tejże w Angel Witch). Po jej stracie, bohater - skonfundowany - szuka swojego miejsca oraz towarzystwa, a jego stan jedynie się pogarsza. Chwilę później wpada w toksyczną fascynację pewną czarodziejką w Sorceress (na licznych edycjach mylnie podpisywanej Sorcerers).

Następną femme fatale, na którą lepiej nie spoglądać, o ile nie chce się skończyć z kamiennym wzwodem, będzie miłująca basowy groove, mityczna Gorgona, a po lekko irytującym, na siłę przebojowym Sweet Danger (nie dziwi tylko jeden tydzień na liście przebojów), przychodzi ostatecznie upragniona wolność w pięknej power balladzie Free Man, która to wolność jednak, zamiast otwierać możliwości zdaje się być dla bohatera przytłaczająca - ceną za intelektualny bunt jest spotkanie z Aniołem Śmierci i ostateczne potępienie w Wieży Diabła. Taka też była kara dla zespołu za brak wymaganego w wielkim show biznesie konformizmu, a nad Angel Witch, niczym nad Atlantydą z drugiego utworu płyty, wschodzi ciemność. Nie będzie im dane zebranie plonów lat wyrzeczeń, przegapią złote lata popularności NWOBHM, choć z opracowanych na potrzeby ich pierwszej płyty riffów skorzystają takie zespoły jak Metallica czy Manilla Road budując swoje kopalnie tychże.

W 1988 roku nakładem Roadrunnera na kasecie, a dwa lata później na CD wyszła reedycja zawierająca trzy utwory z wydanego w 1981 roku singla Loser. W 2000, Castle Records wznowiło Angel Witch z sześcioma bonusami - wspomnianymi trzema oraz dwoma B-side z EP-ki Sweet Danger oraz Baphomet w wersji ze składanki EMI. Kolejna reedycja, tym razem z okazji 25-lecia albumu ukazała się również sumptem Castle Records. Tym razem otrzymaliśmy lekko zmienioną okładkę, remaster i odpowiedni booklet. Prócz bonusów z wcześniejszych tłoczeń doszły jeszcze 4 kawałki zarejestrowane dla BBC's Friday Rock Show 14 marca 1980 roku. Jak dotąd najbardziej kompletnym wydaniem jest jednak z pewnością bicie na 30-lecie pierwszego tłoczenia. Remasterowana produkcja Sanctuary zawiera aż 30 utworów i przeszło dwie godziny heavy metalu. Do wcześniejszego pakietu dorzucono pierwsze demo, singiel Angel Witch oraz Sweet Danger z EP.


Obrazek
Niestety, wkrótce po wydaniu pierwszej płyty, zespół się rozpada - jeszcze w 1980 roku Dave Hogg opuszcza Angel Witch, a w 1981 roku Kevin Riddles idzie w jego ślady. Ten drugi dołącza do składu Tytan, natomiast Dave Hogg spotka się wkrótce ponownie z Heybournem w Blind Fury. Pomimo prób ratowania Angel Witch podejmowanych przez osamotnionego Kevina Heybourne'a, zastąpienie dotychczasowego basisty i perkusisty innymi muzykami nie zdaje egzaminu, toteż lider kapeli zawiesza jej działalność, a sam dołącza do Deep Machine.

Obrazek
Obrazek
Nim następuje wspomniany rozpad, Angel Witch z Davem Dufortem za perkusją wypuszcza singiel Loser, zawierający trzy nowe kompozycje, a sumptem oficjalnego fanklubu, w 1981 roku ukazuje się na kasecie koncert zagrany 29 stycznia w blackpoolskim Norbeck Castle. Ciekawostką tego występu jest z pewnością zamykający gig cover z repertuaru Black Sabbath, konkretnie Paranoid. To nagranie pojawi się później jako bootleg o takim właśnie tytule.

Tym samym kapela zdaje się mieć monopol na używanie na okładkach bożka Templariuszy we wszelkich zestawieniach kolorystycznych (bootleg to czerwony Bafomet na czarnym tle).

Grupa chwilowo wznawia działalność w 1982 roku dzięki wsparciu dwóch muzyków wspomnianego Deep Machine - wokalisty Rogera Marsdena i perkusisty Ricky'ego Bruce'a, a także basisty Jerry'ego Cunninghama. W tym składzie kapela pozostaje aktywna ledwie przez kilka miesięcy - choć Heybourne nie ma ochoty znowu jednocześnie śpiewać i grać na gitarze, staje się jasne, że wokal Marsdena nie pasuje do Angel Witch.

Podejmuje wyzwanie po raz kolejny i we trójkę nagrywają w 1983 roku trzecie demo. Zawiera ono trzy nowe utwory mające się znaleźć na planowanej EP-ce, jednak Kevin Heybourne zawiesza działalność grupy, by poświęcić czas Blind Fury, gdzie wspólnie z Dave Hoggiem nagrywają demo. Obydwa kawałki na tej taśmie z 1984 roku zostały zarejestrowane we wcześniejszym roku przez Angel Witch.

Obrazek
[fot. Heybourne / Tattum / Gordelier / Hogg]

Jeszcze w 1984 roku - pomimo nagrania materiału demo jako Blind Fury, Hogg oraz Heybourne reaktywują Angel Witch. Lider zespołu postanawia na dobre porzucić obowiązki wokalisty prowadzącego - od teraz zastępować go będzie Dave Tattum, a on będzie go jedynie wspierał, podobnie jak nowy basista, Pete Gordelier, występujący wcześniej w formacji Marquis De Sade. W tym składzie nagrywają następcę debiutanckiego albumu - Screamin' N' Bleedin'.

Co ciekawe, już w 1985 roku pod tym samym szyldem Blind Fury, członkowie Satan z Newcastle wydają znakomity album - Out of Reach. Nie gra tam wtedy żaden z muzyków Angel Witch.

1985
Screamin' N' Bleedin'

Tracklista:
1. Who's to Blame 04:06
2. Child of the Night 03:48
3. Evil Games 04:18
4. Afraid of the Dark 06:03
5. Screamin' n' Bleedin' 04:43
6. Reawakening 04:58
7. Waltz the Night 05:59
8. Goodbye 03:44
9. Fatal Kiss 04:42
10. U.X.V. 02:08
44:29

Skład:
Dave Tattum - wokal
Kevin Heybourne - gitara, chórki
Pete Gordelier - bas, chórki
Dave Hogg - perkusja

The Children of Alton - chórki w Evil Games
Obrazek

Po powrocie do świata żywych, kapela może liczyć co najwyżej na wydanie albumu w pomniejszej wytwórni, Killerwatt Records, która zresztą debiutuje singlem Goodbye, promującym drugi album Angel Witch - Screamin' N' Bleedin'. W karierze zespołu na próżno szukać drugiej takiej rozstaniowej pościelówy. Krótkie wydawnictwo zamyka kawałek o wdzięcznie skrojonym do tej okazji tytule Reawakening. Co bardziej ortodoksyjni zapewne już wtedy wypierają się zespołu, innym jednak nie przeszkadza, że grupa śpiewa teraz bardziej bezpośrednie teksty, zamiast owijać w bawełnę udając, że opowiadają historie o mitycznych kreaturach, a nie występnych kobietach.

Krążek rozpoczyna mocny, hard rockowy Who's to Blame (z uwielbieniem tytułowany przez amerykanów Whose to Blame). Już na wstępie da się zauważyć, że melodię prowadzi teraz w pierwszej kolejności wokal, a nie gitary. Chwila spokoju w drugim kawałku i napięcie eskaluje podczas trzeciego, nieco dziwacznego Evil Games. Ten jednocześnie złowróżbny i lekko zabawny ze względu na kilka elementów aranżacyjnych - w tym udział dziecięcego chóru w refrenie - utwór odsłania campowy klimat okładki także w muzyce i opowiada o bezlitosnych, pogardliwych zabawach nieświadomych swego okrucieństwa dzieci.


Obrazek
Od tego momentu album znacznie zwalnia, a słuchacz jest zasypany garścią kolejnych power ballad o doomowym zabarwieniu wraz z wodospadem prężnych, wpadających w ucho melodii riffów i solówek. Przy takich utworach, jak Afraid of the Dark czy Waltz the Night i zawartych na nich emocjonalnych popisach gitarowych, z pewnością niejeden uronił łzę, a może i zatańczył ostatni taniec. Przed przesadną refleksyjnością materiał broni z kolei energiczny kawałek tytułowy, posiadający pewne elementy wspólne z Evil Games utwór Reawakening, a także Fatal Kiss. Ostatecznie całość spina intrygujące, carpenterowskie syntezatorowe outro.

Album, o ile wiem - wyszedł w skromnym nakładzie i przez lata nie doczekał się dystrybucji w USA, co z pewnością nie pomogło w zapełnianiu potencjalnych stadionów, a to przypuszczalnie było celem tego wydawnictwa, moim zdaniem niesłusznie niedocenianego. Zapewne ze względu na niemalże mityczny status, jakim obrósł przez lata pierwszy album, Angel Witch, jego następcy nie było dane spełnić gargantuicznych oczekiwań. Przez te wszystkie lata na CD pojawił się tylko jako bootleg ze zmienioną okładką.


Obrazek
Obrazek
W 1986 roku, nakładem wytwórni Raw Power wychodzi kompilacja Doctor Phibes, zdająca się mieć na celu ratowanie nadszarpniętego budżetu zespołu. Producenci postawili w tym przypadku na sprawdzone środki - cycki na okładce oraz znane kawałki. Ta składanka to nic innego, jak debiutancki album Angel Witch, do którego strony A doklejono dwa pierwsze utwory singla Loser z 1981 roku, a do strony B - ostatni. Od kawałka z tegoż singla jest owa kompilacja zresztą nazwana - to ostatni, instrumentalny utwór tamtego wydawnictwa, nie trwający nawet trzech minut. Piosenki te dołączane były w postaci bonusów także do kolejnych wydań Angel Witch, poczynając od kasetowego wydania Roadracera z tego samego, co Doctor Phibes roku. Z tą samą amazońską legionistką na okładce.


1986
Frontal Assault

Tracklista:
1. Frontal Assault 04:05
2. Dream World 03:52
3. Rendezvous with the Blade 06:28
4. Religion (Born Again) 04:08
5. Straight from Hell 04:21
6. She Don't Lie 05:56
7. Take to the Wing 03:48
8. Something Wrong 04:40
9. Undergods 03:41
40:59

Skład:
Dave Tattum - wokal
Kevin Heybourne - gitara, chórki
Pete Gordelier - bas, chórki
Spencer Holman - perkusja

Chris Stonier - klawisze
Obrazek

Na trzecim albumie studyjnym grupy, Frontal Assault, miejsce doświadczonego Dave'a Hogga za zestawem perkusyjnym zajmuje Spencer Holman. Podczas nagrań prawdopodobnie plan na sukces był taki, żeby w trakcie prac wibracje głosu Dave'a Tattuma wysadziły szyby w studio. Czy się udało? Nie do końca, ale nie była to wina Tattuma. Z pewnością nie pomogło wydanie kolejnego albumu w Killerwatt Records.

Krocząc lewą ścieżką okultyzmu przez szpaler podstępnych femme fatales i problemy sercowo-wychowawcze, zespół postanawia sprawdzić się w popularnej w tamtym czasie estetyce, której przodownikiem jest Whitesnake - dostajemy jeszcze więcej ciężkich, miłosnych ballad do wymiany oddechów w pościeli.

Co za tym idzie, materiał zawarty na trzecim studyjnym albumie Angel Witch jest jeszcze bardziej melodyjny i łagodniejszy niż dotąd, a wokal dominuje całkowicie nad instrumentami. Nowa perkusja to coś pomiędzy hard rockowym standardem i niezmiernie łagodnym d-beatem, a atmosfera kawałków, choć radośniejsza, wciąż podszyta jest charakterystycznym dla angielskich formacji, melancholijnym klimatem zrezygnowanego romantyzmu.

Nie brakuje tu szybszych czy cięższych partii, jednak są też fragmenty, które mogłyby być wstępem do udanych szlagierów nurtu disco. Tak rozpoczyna się Straight from Hell, przeradzające się w zacną power balladę. Drugą z rzędu zresztą, bo poprzedzona jest wypchanym przebojowymi chwytami Religion (Born Again). Po tych dwóch wolniejszych utworach jest czas na rozrywającą zapięcia staników apoteozę dekadenckiej zabawy lat 80. w postaci She Don't Lie.

Znacznie szybsze tempo narzuca utwór tytułowy Frontal Assault oraz wspominający czasy rewolucji Randezvous with the Blade. Album sprawia wrażenie, że kapela chce przede wszystkim trafić do serc japońskich słuchaczy, a ktoś im wmawia, że z tej wiedźmy na okładce zrobią swojego Eddy'ego. Podobnie jak poprzednik, album nigdy nie pojawia się w normalnej postaci na CD.


Obrazek
Tuż po wydaniu płyty, wokalista Dave Tattum opuszcza kapelę. Angel Witch z rzadka występuje na żywo w trzyosobowym składzie, jednak już w 1987 roku rejestruje materiał demo Psychopathic, zawierający cztery nowe, agresywniejsze niż kiedykolwiek kompozycje. W warstwie instrumentalnej słychać inspiracje nabierającą coraz większej szybkości sceną thrashmetalową.

ObrazekObrazekObrazek
Rok 1988 upływa pod znakiem kuriozalnych wydawnictw, jakimi są Screamin' Assault oraz jego amerykański odpowiednik - abominacja zatytułowana u nich najzwyczajniej w świecie Frontal Assault. Oba te nieporozumienia zawierają w połowie utwory z trzeciego krążka studyjnego Angel Witch, a w drugiej przeboje ze Screamin' N' Bleedin'. Łącznie na amerykańską odsłonę wrzucono ledwie 10 arbitralnie wybranych utworów, a europejskie Screamin' Assault liczy sobie aż o cztery więcej. Kluczem stosowanym przy doborze kawałków zdaje się być potencjał prokreacyjny obu składanek.

Obrazek
Z pomocą drugiego gitarzysty, Granta Dennisona - w 1989 roku - rejestrowany jest materiał, który pojawia się na wydanym rok później, pierwszym albumie koncertowym grupy, nazwanym po prostu Live. Na zdjęciach dołączonych do tego wydawnictwa możemy wśród publiczności zgromadzonej w Los Angeles zobaczyć m.in. Jamesa Hetfielda oraz Larsa Ulricha z Metalliki.

Wraz z upływem dekad, do uwielbienia kapeli przyznaje się również osławiony pracami nad Hellhammer, Celtic Frost oraz Triptykon Thomas Gabriel Fisher vel Tom G. Warrior czy też Chuck Schuldiner z Death. Dave Mustaine herbu Megadeth natomiast pojawił się w koszulce anglików na okładce Decibel Magazine w 2010 roku. Coverowały ich m.in. Trouble, Onslaught, Exodus, Six Feet Under, a także kanadyjski Skull Fist.

Na przestrzeni lat, choć zespół wielokrotnie przerywa i wznawia działalność, trzonem Angel Witch zawsze pozostaje założyciel i autor muzyki kapeli - Kevin Heybourne. Zainspirowany przypuszczalnie względami ekonomicznymi uznaje, że najlepszym sposobem zabezpieczenia przyszłości owoców swojej wieloletniej pracy jest przeprowadzka do Stanów Zjednoczonych, jednakże pozostali członkowie wiodą w ojczyźnie stabilne życie i nie zamierzają się przenosić do USA.

Tak powstaje amerykańska inkarnacja legendy NWOBHM, którą oprócz lidera zespołu formuje basista Jon Torres znany wtedy z Lääz Rockit, gitarzysta Heathen - Dough Piercy, a za perkusją zasiada sam Tom Hunting z Exodus. Idylla nie trwa jednak długo.

W 1990 roku ukazuje się kolejne już demo Angel Witch - Twist of a Knife. Materiał powstaje przy udziale Kevina Heybourne'a, Jona Torresa i Toma Huntinga. Agresywniejsza, bardziej techniczna taśma składająca się z trzech utworów świadczy o tym, że Heybourne na bieżąco śledzi sukcesy sceny ekstremalnej. To jednak nie pomaga kapeli w przebiciu się. Przy jednoczesnym zalewie zwracających się ku bardziej melodyjnemu i technicznemu graniu thrashowych zespołów oraz rozpoczynającej się właśnie zapaści rynku metalowego, zapotrzebowanie na minione gwiazdy klasycznego heavy jest marginalne.

Mimo zgrania członków i zabookowanych koncertów, Heybourne ma niewyjaśnione problemy natury paszportowej - jeszcze przed pierwszym koncertem zostaje aresztowany i - zdaje się - deportowany. Jego plan raz jeszcze spala na panewce - w 1998 roku jest zmuszony znowu rozwiązać kapelę.

Obrazek
W międzyczasie, w 1996 roku ukazuje się wspominkowe '82 Revisited, zawierające zarówno nagranie festiwalowego występu z angielskiego Suffolk w 1982 roku, jak i zarejestrowaną w podobnym czasie EP-kę, która dopiero 8 lat później zostaje wydana oddzielnie, w postaci limitowanego do 666 egzemplarzy siedmiocalowego wydawnictwa zatytułowanego They Wouldn't Dare.

Obrazek
Dwa lata później - w 1998 roku - wychodzi najpierw kolejne demo z trzema nowymi, kiepsko nagranymi - w identycznym, co poprzednie składzie - thrashującymi kawałkami ze śladowymi wpływami popularnych wtedy groove oraz industrialu. Tytuł tego wydawnictwa to Resurrection. Następnie na półki sklepowe trafia kompilacja o tym samym, jakże nietrafionym tytule. Zawiera trzy demosy z lat 1987, 1990 oraz 1998 - są to odpowiednio: Psychopathic, Twist of the Knife oraz Resurrection.

Rok później natomiast - w 1999 roku - pojawia się kolejna. Sinister History zawiera pierwsze demo grupy oraz nagrania z występów w latach 1978-81. Po chwilowej reformacji, w latach 2003-2005, Angel Witch ostatecznie powraca na dobre w 2008 roku, w nowym składzie.

Od tego czasu formacja sprawia wrażenie, jakby wstydziła się dorobku zarejestrowanego z Davem Tattumem i tak nie wznawia tych materiałów, jak i nie gra utworów z nich na koncertach. Potwierdzają to dwa wydawnictwa koncertowe - Live At The LA2 z 2000 roku oraz wypuszczone w 2009 roku Burn The White Witch, z zapisem innego koncertu z Londynu. O ile w pierwszym przypadku, w londyńskiej Astorii 2, zagrali jeszcze dwa utwory z taśm demo z lat 1987-1990 (miały już wtedy po kilkanaście lat), o tyle po drugim widać, że zespół koncentruje się na klasykach z debiutu, czasami nawet starszych utworach.

2012
As Above, So Below

Tracklista:
1. Dead Sea Scrolls 05:59
2. Into the Dark 05:11
3. Geburah 05:24
4. The Horla 07:29
5. Witching Hour 05:49
6. Upon This Cord 06:33
7. Guillotine 06:53
8. Brainwashed 07:10
50:28

Skład:
Kevin Heybourne - wokal, gitara, teksty
Will Palmer - bas
Andy Prestridge - perkusja

Munch - klawisze
Obrazek

Czwarty i pierwszy od 26 lat studyjny album Angel Witch - As Above, So Below [z ang. Jako w niebie, tak i na ziemi] poprzedza premiera ciepło przyjętego kawałka Dead Sea Scrolls. Obok tej osadzonej na samotniczym, suchym i osypującym się klifie klasycznego doom metalu opowieści o zwojach znad Morza Martwego, znalazło się też miejsce dla rock n' rollowego przeboju Guillotine, będącego odnowioną wersją kawałka Randezvous with the Blade, zarejestrowanego już wcześniej na Fatal Assault. Z kolei Into the Dark mogliśmy usłyszeć w embrionalnej postaci na kompilacji Sinister History, we wczesnym wykonaniu na żywo, jeszcze z lat 1978-1981.

Nowsze utwory nie odstają w kontekście satysfakcjonującej, posępnej atmosfery powodowanej świadomością niepojętych zawiłości boskiej predestynacji. Muzyka na albumie nie jest jednakże pozbawiona pewnej uroczej naiwności - tego promyka nadziei pokładanego we własne ograniczenie i niemożność zrozumienia pewnych spraw. To one niosą słuchacza przez ten krajobraz nieuchronnego armagedonu na miękkim dywanie riffów utkanym z melodii anielskich obłoków.

Angel Witch nawiązuje do swojej spuścizny także w warstwie graficznej - wraca stare logo i dziewiętnastowieczne angielskie malarstwo, konkretnie John Martin. Tym razem musimy szykować się na - tematycznie - Sąd ostateczny. Całość pojawia się na półkach sklepowych 12 marca 2012 roku nakładem Rise Above, a japońskie wydanie As Above, So Below zamyka ten sam instrumental, co debiutancki krążek - Devil's Tower.


Obrazek
14 czerwca 2017 roku, w dzień wybuchu pożaru w londyńskim Grenfell Tower, Angel Witch udostępnił na bandcampie składankę Seventies Tapes, zawierającą pierwsze, zawarte na taśmach demo z lat 1978 oraz 1979 nagrania kapeli. Wydawnictwo to można pobrać za darmo albo uiszczając wybraną przez siebie kwotę. Zebrane w ten sposób przez muzyków pieniądze zostaną przeznaczone na pomoc ofiarom tragedii.



Na 2018 rok zapowiadany jest piąty pełny album legendarnego Angel Witch.

Skład:
Kevin Heybourne - Guitars, Vocals (1978-1982, 1984-1998, 2000-present) ex-Deep Machine, ex-Blind Fury
Will Palmer - Bass (2009-present) ex-Mourn, ex-Sloth
Jimmy Martin - Guitars (2015-present) Teeth of the Sea
Fredrik Jansson - Drums (2016-present) Atlantic Tide, Noctum, Lugnet, ex-Abramis Brama, ex-Count Raven, ex-Taiwaz, ex-Witchcraft
▼ Byli muzycy
Kevin "Skids" Riddles - Bass (1978-1981) Tytan, ex-Lightning Lord, ex-The Deep, ex-Weapon UK (live), ex-Samson, ex-Lucifer, ex-The Fall (live)
Dave Hogg - Drums (1978-1980, 1984-1985) ex-Blind Fury
Rob Downing - Guitars (1978)
Dave Dufort - Drums (1980-1981) ex-Tytan, ex-Deep Machine, ex-E.F. Band, ex-Epizootic, ex-Kevin Ayers, ex-Lionheart, ex-Mike Oldfield, ex-Paper Blitz Issue, ex-Phantasm, ex-Screaming Lord Sutch, ex-The Scenery, ex-The Voice, ex-Troy
Jerry Cunningham - Bass (1982)
Ricky Bruce - Drums (1982) ex-Deep Machine, ex-Touchstone
Roger Marsden - Vocals (1982) ex-E.F. Band, ex-Deep Machine, ex-Nevadda Foxx
Pete Gordelier - Bass, Vocals (1984-1987) ex-Marquis de Sade, ex-Blind Fury, ex-Driveshaft
Spencer Holman - Drums (1984-1986)
Dave Tattum - Vocals (1984-1986) Nightwing [Gbr]
Jon Torres - Bass, Guitars (1989-1990) (R.I.P. 2013) ex-I4NI, ex-Pleasure and Pain, ex-Heathen, ex-Slough Feg, ex-Ulysses Siren, ex-Warning S.F., ex-Repulsa, ex-Lääz Rockit
Grant Dennison - Guitars (1989-1990)
Tom Hunting - Drums (1990-1993) Exodus, ex-I4NI, ex-IR8, ex-Repulsa, ex-Sexoturica, ex-Wardance, ex-Pleasure and Pain, ex-Piranha, ex-Quarteto de Pinga
Doug Piercy - Guitars (1990-1992) Anvil Chorus, Blind Illusion, The Company, ex-Control, ex-Heathen, ex-Parryzide, ex-Ulysses Siren
Lee Altus - Guitars (1993-1995) Exodus, Heathen, ex-Die Krupps
Darren Minter - Drums (1994-1998) ex-Brutal Groove, ex-Die Krupps, ex-Dissident Aggressor, ex-Heathen, ex-SoulMotor
Myk Taylor (R.I.P. 2003) - Guitars (1996-1998)
Chris Fullard - Guitars (1996) Winters
Richie Wicks - Bass, Vocals (2000-2002) ex-ShadowKeep, ex-Tygers of Pan Tang
Scott Higham - Drums (2000-2002) ex-ShadowKeep, ex-Pendragon
Keith Herzberg - Guitars (2000-2002)
Andy Prestidge - Drums (2009-?) Warning, Winters, ex-The Oath (live), ex-Lucifer, ex-Tytan, ex-Cortizone, ex-Kane
Alan French - Drums (2015-2016) ex-Sloth, ex-Mourn, ex-Reactor, ex-Firebird, ex-Purson
▼ Muzycy koncertowi
Bill Steer - Guitars (2010-2013) Carcass, Gentlemans Pistols, ex-Napalm Death, ex-Disattack, ex-Firebird
Tom Draper - Guitars, Vocals (backing) (2013-?) Carcass, Pounder, ex-Primitai, ex-Savage Messiah, ex-Crowning Glory
Alan French - Drums (2015) ex-Sloth, ex-Mourn, ex-Reactor, ex-Firebird, ex-Purson
Colin Hendra - Guitars (2015) Wytch Hazel
Wśród ulubionych artystów, muzycy wymieniają między innymi kapele, z którymi dzielili pierwsze sukcesy, jak Iron Maiden, Saxon, Diamond Head, Satan, Quartz, ale także doomowe Witchfynde, Witchfinder General, Pagan Altar czy prekursorów epickiego metalu z Legend.

Ich najważniejszymi inspiracjami do rozpoczęcia przygody z muzyką byli natomiast dla nich tacy wykonawcy, jak Robin Trower, Black Sabbath, Deep Purple, Wishbone Ash, Judas Priest, a także Pink Fairies.

Dyskografia:
1978 - 1978 Demo [demo]
1979 - Demo 1979 [demo]
1980 - Sweet Danger [single]
1980 - Sweet Danger [EP]
1980 - Angel Witch [single]
1980 - Angel Witch
1981 - Give It Some Tickle [demo]
1981 - Loser [single]
1983 - Demo #3 [demo]
1985 - Goodbye [single]
1985 - Screamin' n' Bleedin'
1986 - Doctor Phibes [kompilacja]
1986 - Frontal Assault
1987 - Psychopathic [demo]
1988 - Screamin' Assault [kompilacja]
1990 - Twist of the Knife [demo]
1990 - Angel Witch Live [live]
1996 - '82 Revisited [live]
1998 - Resurrection [demo]
1998 - British Steel: Heavyweights of Metal Live & Loud [split]
1998 - Resurrection [kompilacja]
1999 - Sinister History [kompilacja]
2000 - 2000: Live at the LA2 [live]
2004 - They Wouldn't Dare [EP]
2009 - Burn the White Witch - Live in London [live]
2012 - As Above, So Below
2017 - Seventies Tapes [kompilacja]

Bibliografia: 30 września 2017 roku Angel Witch zagra pierwszy i póki co jedyny koncert w Polsce, w łódzkim Magnetofonie.

MA: https://www.metal-archives.com/bands/Angel_Witch/537
BC: https://angelwitch.bandcamp.com/music
FB: https://www.facebook.com/angelwitchofficial/
Discogs: https://www.discogs.com/artist/294173-Angel-Witch
Destroy their modern metal and bang your fucking head

Tagi:
Awatar użytkownika
DiabelskiDom
Moderator globalny
Posty: 4126
Rejestracja: 7 lata temu

#2

DiabelskiDom 6 lata temu

Legenda głosi, że mają inne kawałki poza "Joooor endżel łicz" ale ja myślę, że to takie pierdolenie tylko i teoria spiskowa ;)
Panzer Division Nightwish
Awatar użytkownika
yog
Tormentor
Posty: 17451
Rejestracja: 7 lata temu

#3

yog 6 lata temu

DiabelskiDom pisze:
6 lata temu
Legenda głosi, że mają inne kawałki poza "Joooor endżel łicz" ale ja myślę, że to takie pierdolenie tylko i teoria spiskowa ;)
Daleko nie trzeba szukać, White Witch lepszy od niego jest ;p A od wczoraj się jaram Brainwashed, ostatnim kawałkiem z nowej płyty.
Destroy their modern metal and bang your fucking head
Endymion
Master Of Reality
Posty: 296
Rejestracja: 6 lata temu

#4

Endymion 6 lata temu

DiabelskiDom pisze:
6 lata temu
Legenda głosi, że mają inne kawałki poza "Joooor endżel łicz" ale ja myślę, że to takie pierdolenie tylko i teoria spiskowa ;)
Legenda też głosi, że nagrali jakieś albumy prócz debiutu :D
Awatar użytkownika
pp3088
Moderator globalny
Posty: 1487
Rejestracja: 6 lata temu

#5

pp3088 6 lata temu

A moja legenda głosie, że nie znam nic od tych Panów. Więc ściągam, a potem może kupie jak mi podejdzie. I do usunięcia post, ale wiedz yogu ze coś się dzieje.
Screaming Into The Blackness, Needing No God But Himself

Beneath the Veil of Sanity Beats the Throbbing Process of Decay

"ja pierdolę przeczytałem cały temat Kid Rock i muszę się napić"
Awatar użytkownika
Nucleator
Moderator globalny
Posty: 1726
Rejestracja: 6 lata temu
Lokalizacja: LIPSK

#6

Nucleator 6 lata temu

Endymion pisze:
6 lata temu
DiabelskiDom pisze:
6 lata temu
Legenda głosi, że mają inne kawałki poza "Joooor endżel łicz" ale ja myślę, że to takie pierdolenie tylko i teoria spiskowa ;)
Legenda też głosi, że nagrali jakieś albumy prócz debiutu :D

No tak nie do końca ale po kolei. Debiut to fantastyczne granie, jeden z najlepszych albumów NWOBHM. Szybkostrzelny numer tytułowy, ironowaty Gorgon, mroczny Angel of Death czy chyba najlepszy na płycie rytmiczny Confused - same szlagiery. Warto też wspomnieć o bonusach, bo są tam dobre numery jak Loser czy Flight Nineteen.

Druga płyta to już porażka na całego i w przeciwieństwie do @yoga nie dziwię się, że został zapomniany. Nudne kompozycje bez polotu, odarte z tego klimaciku, jakim zionął pierwszy album. Podoba mi się tylko kawałek Child Of The Night z fajnym riffem. Ale reszta była przepitolona i przelatywała bez echa. A był to rok 1985, kiedy Excalibur wydał znakomitą EPkę The Bitter End, a Virtue rozwalało znakomitym singlem We Stand to Fight.

Trzeci album to powrót do formy, choć żeby nie było jakichś nieporozumień, startu do Angel Witch to to nie ma. Dla mnie to przede wszystkim kompozycja Rendezvous With The Blade z fajnymi zaczepnymi riffami i fantastycznym refrenem "Guilllotiiiiiine"! Ale jest tam więcej fajnych kawałków, jak Straight to Hell, Take To The Wing czy tytułowy. Niestety, jest też tam beznadziejny utwór Something Wrong z nudnymi riffami. Zaczyna się łagodnie, a później wchodzi łupnięcie, ale nie jest to niestety kompozycja na miarę Queen of Desire Ostrogoth czy Knights of Steel Heathen's Rage.

Ostatnie dzieło to fajny album i nie przeszkadza mi nawet nieudana i niepotrzebna wersja utworu Rendezvouz... pt. Guillotine. Grupie udało się coś, czego byłem pewien, że im się nie uda - przywrócili na niej ducha swojego cudownego debiutu. Wystarczy posłuchać Into the Dark czy Dead Sea Scrolls . Mógłbym się wyzłośliwiać, że Heybourne'a stać było na skomponowanie tylko czterech nowych kawałków, ale słucha mi się tego przyjemnie. Wiadomość o piątym studyjniaku mnie bardzo cieszy, bo liczę na mocny materiał.

A, zapomniałbym o kompozycji Baphomet - swego czasu uważana za najcięższą w heavy metalu. Świetne sola, gęste riffy wsparte mocną sekcją rytmiczną i ten wokal! Znakomita rzecz!
Ryszard pisze:
5 lata temu
Trochę za dużo wina, przystojny kolega w koszulce Dissection, At the Gates z dyktafonu... I zaraz pedałują się tekie satany w parku na ławce, za ręce się trzymają... Teczowy Black Metal hahahaha
Awatar użytkownika
yog
Tormentor
Posty: 17451
Rejestracja: 7 lata temu

#7

yog 6 lata temu

Screamin n Bleedin to trochę inne granie, bo to w sumie też już leci w tę koncentrację muzy na wokalu, tylko, mi się wydaje, Tattum ma tam rzeczy bardziej w jego zasięgu i jak się do niego człowiek przyzwyczai to automatycznie same się teksty wkręcają i jego zaśpiewy w wielu momentach. Na trójce się nieco bardziej próbował porwać i minimalnie przedobrzył. Muzycznie to chyba dwójka najpozytywniejsza, trójka bardziej w stronę doomu zmierza - tak mi się wydaje :P

Screamin n Bleedin to mniej posępny album akurat, on jest taki bardziej w stylu Liz Borden z Visual Lies (z nieskończenie gorszą produkcją), trochę w stronę Tokyo Blade z Night of the Blade tam skręcają z wyjebiście słodkimi solówkami, nawet nieco Brianem Mayem z Queen zalatuje to. Nieco takiej pompy obytego oratora z Crimson Glory w tym jest, ale bas wypasiony w chuj (jak zawsze w Angel Witch). Ogólnie oni dość mocno od speedmetalowania odeszli na drugim albumie i to taki bardziej stadionowy hard rock na krawędzi metalu z dużą ilością ballad (moim zdaniem świetnych) i lekkimi tylko wstawkami bardziej metalowymi. Na trójce bardziej na metalowo tych ballad próbują, ale niekoniecznie to lepiej wychodzi, jak dla mnie :P

Dużo słuchałeś tych albumów czy się rychło zniechęciłeś? :P Pytam, bo mi się przy pierwszym zetknięciu niezbyt podobały ;p Produkcyjnie arcydzieła to nie są xD
Destroy their modern metal and bang your fucking head
Awatar użytkownika
Nucleator
Moderator globalny
Posty: 1726
Rejestracja: 6 lata temu
Lokalizacja: LIPSK

#8

Nucleator 6 lata temu

Od drugiego albumu się dość szybko odbiłem, bo mi od początku nie pasował w ogóle. Było to wtedy, kiedy dopiero odkrywałem takie nazwy jak Tokyo Blade, Brocas Helm, Griffin czy Elixir. I w porównianiu do Night of the Blade czy Black Death był to słabiutki album. Frontal Assault odkryłem nieco później i tego słuchałem już dużo więcej - kompozycja Rendezvouz with the Blade mnie chwyciła od razu, niektóre tracki jak tytułowy z czasem polubiłem. Nie wiem tylko, gdzie niby widzisz krok w stronę doomu, ale brzmienie tego albumu mi się nawet podoba.

Do Screamin n Bleedin nie wracam, tych kilka przesłuchań mi starczy w zupełności.
Ryszard pisze:
5 lata temu
Trochę za dużo wina, przystojny kolega w koszulce Dissection, At the Gates z dyktafonu... I zaraz pedałują się tekie satany w parku na ławce, za ręce się trzymają... Teczowy Black Metal hahahaha
Awatar użytkownika
yog
Tormentor
Posty: 17451
Rejestracja: 7 lata temu

#9

yog 6 lata temu

No sobie przyczaj jak się płyta zaczyna, od kawałka Frontal Assault - czy to nie jest doom? ;p Nieco szybszy doom w klasycznym rozumieniu ;p
Destroy their modern metal and bang your fucking head
Awatar użytkownika
Vortex
Tormentor
Posty: 2960
Rejestracja: 7 lata temu
Lokalizacja: Strzałkowo

#10

Vortex 5 lata temu

Dawno nie słuchałem Angel Witch, ale jakże miło było sobie przypomnieć ten wyśmienity debiut, zaraz po tym poszedł debiut Maidenów, podobieństw zagrywek, produkcji na tych albumach jest mnóstwo, co nie powinno oczywiście dziwić, a obie płyty to asy w talii NWOBHM.
"Between Shit and Piss we are Born"
Awatar użytkownika
yog
Tormentor
Posty: 17451
Rejestracja: 7 lata temu

#11

yog 4 lata temu

Angel Witch podpisało papiery z Metal Blade i zapowiada nową płytę.

Obrazek
Destroy their modern metal and bang your fucking head
Awatar użytkownika
yog
Tormentor
Posty: 17451
Rejestracja: 7 lata temu

#12

yog 4 lata temu

Pierwszy kawałek zapowiadający i rozpoczynający album Angel of Light, pod tytułem Don't Turn Your Back:



Wokale równie tragiczne, co na żywo :)

Premiera albumu 1 listopada 2019 roku.
Destroy their modern metal and bang your fucking head
Awatar użytkownika
Astral
Fallen Angel Of Doom
Posty: 336
Rejestracja: 5 lata temu

#13

Astral 4 lata temu

Kurczę, ten kawałek faktycznie nie nastraja optymistycznie. Może jednak nie będzie on świadczył o jakości finalnej wersji płyty, bo dzisiaj odpaliłem sobie As Above, So Below i pół soboty mi grało, takie było przyjemne.
Awatar użytkownika
porwanie w satanistanie
Tormentor
Posty: 1663
Rejestracja: 6 lata temu

#14

porwanie w satanistanie 4 lata temu

Brzmi to jak niby-NWOBHM-wa wariacja na temat July Morning :)
Awatar użytkownika
yog
Tormentor
Posty: 17451
Rejestracja: 7 lata temu

#15

yog 4 lata temu

Album Angel of Light ma dziś premierę. Słuchałem tego parę dni temu i brzmi to bardzo doomowo, chyba jeszcze wolniejsze są tu kawałki niż te z As Above, So Below. Jak tak leciało, to przypomniałem sobie, że przecież ten The Night is Calling to nagrany ponownie stary hit. Nie wydaje mi się, żeby ta nowa wersja była lepsza, co nie dziwi, ale same utwory - całkiem zacne. The Night is Calling to mocny szlagier (niekoniecznie w wersji albumowej - live z kompilacji Sinister History wymiata w każdym razie).

Płytki słuchałem póki co bardzo niewiele (cały raz), ale o ile nie zapowiada się, aby było równie dobrze, co na poprzedniczce, to nie jest też tak źle, jak przypuszczałem, że będzie.



Jest też teledysk do Death from Andromeda, kawałka nawiązującego oczywiście do kultowej Tajemnicy Andromedy:

Destroy their modern metal and bang your fucking head
Awatar użytkownika
Blind
Tormentor
Posty: 1828
Rejestracja: 7 lata temu

#16

Blind miesiąc temu

Ale mi się debiutancki album wkręcił na fali fazy na staroszkolny heavy metal. Od wczoraj poleciało 5 razy, a zaraz odpalam dalej. Rzadko mi się zdarza jednego albumu z taką częstotliwością słuchać, ale tutaj się dzieje magia. Niesamowity klimat ma ten album. Oprócz świetnych kompozycji, klimat robi tu robotę, bo jest wręcz namacalny.

W najlepszym na albumie, posępnym Free Man ciarki przechodzą, gdy nadchodzi czas refrenu, a kiedy całość kończy niesamowite Devil's Tower, to nie pozostaje nic innego jak włączyć ponownie od początku.
Ostatnio zmieniony 16 lut 2024, 20:45 przez Blind, łącznie zmieniany 1 raz.
UP THE VERONICAS
KIERWA TAKE ME ON THE FLOOR TARARATA TARARARA
yog pisze:
rok temu
polerowanie niemca to kwestia zdrowotna!
Awatar użytkownika
yog
Tormentor
Posty: 17451
Rejestracja: 7 lata temu

#17

yog miesiąc temu

Free Man i White Witch najlepsze, pozdrawiam serdecznie i smacznej kawusi.
Destroy their modern metal and bang your fucking head
Awatar użytkownika
encyklopedia metalu
Posty: 65
Rejestracja: 2 lata temu
Kontakt:

#18

encyklopedia metalu miesiąc temu

Blind pisze:
miesiąc temu
Ale mi się debiutancki album wkręcił na fali fazy na staroszkolny heavy metal. Od wczoraj poleciało 5 razy, a zaraz odpalam dalej. Rzadko mi się zdarza jednego albumu z taką częstotliwością słuchać, ale tutaj się dzieje magia. Niesamowity klimat ma ten album. Oprócz świetnych kompozycji klimat robi tu robotę, bo jest wręczn namacalny.

W posępnym i najlepszym na albumie, posępnym Free Man ciarki przechodzą, gdy nadchodzi czas refrenu, a kiedy całość kończy niesamowite Devil's Tower, to nie pozostaje nic innego jak włączyć ponownie od początku.
Cały album jest genialny, ja polecam dwupłytowa wersję deluxe. 30 kawałków, w tym EP-ka Sweet Danger
U mnie album wysoko, na 9 miejscu jesli chodzi o rok 1980, a moim ulubionym numerem jest Gorgon

Wróć do „Heavy / Speed / Power Metal”