Pisałem to samo kilometr dalej. Nie jest zła ta płyta, jest nawet bardzo fajna jak na taki staż w hejwi metylu. Bym to porównał do ostatniej Metallicy, też trzyma poziom, fajnie się słucha, są momenty gdzie wacław dygnie... ale to już nie te emocje co kiedyś.
Jest jedna, nawet lepsza. To Sad Wings of Destiny.
Po mojemu Painkiller nie łapie się nawet do ich pierwszej piątki, za bardzo ten heavy/speed przerysowany, jakieś to takie kwadratowe, do tego to płaskie brzmienie....
Już chciałem pisać, co macie myśleć na temat Judas Priest i płyty Painkiller, ale widzę, że znalazł się godny człowiek, który już Wam uświadomił jak powinniście myśleć.porwanie w satanistanie pisze: ↑7 lat temuPo mojemu Painkiller nie łapie się nawet do ich pierwszej piątki, za bardzo ten heavy/speed przerysowany, jakieś to takie kwadratowe, do tego to płaskie brzmienie....
Sad Wings of Destiny, Sin After Sin, Killing Machine, Stained Class pierwsza koncertówka, British Steel, Screaming for Vengeance - to moim zdaniem o wiele lepsze strzały. Choć jeśli nie lubisz wibracji cokolwiek archaicznego heavy, to mogą Ci nie podejść.
Podpisuję się pod tym. Rewelacyjny koncert.CzłowiekMłot pisze: ↑6 lat temu No i jednak nie dało się spotkać z @Vortexem.![]()
Judasi wysmażyli piękny koncert, z pewnością niczym nie wyróżniający się od innych na tej trasie.
Było karaoke przy hiciorach z "British Steel", nie zabrakło gościnnego występu starego Tiptona, śpiewania na Harleyu, ogni i pięknej scenerii. Okazało się, że dziadek Halford potrafi jeszcze ładnie wydrzeć japę, a brak słynnego duetu gitarowego nie razi aż tak jak mogłoby się wydawać. Faulkner godnie zastąpił papę Downinga. Solosy serwował takie, że czapki z głów (zwłaszcza w "Sinner")! Godna postawa pana Sneapa sprawiła, ze będę w końcu musiał lepiej poznać jego macierzystą kapelę.
Najnowsze kawałki zabrzmiały mocniej niż na płycie, a nawet średnio lubiany przeze mnie "Turbo Lover" zmusił do potupania nóżką.
Przyczepić mogę się tylko do braku jakichś ładnych balladek, czy pominięcia szlagierów z "Painkillera" (prócz otwieracza)...ale to niuanse.
Wydarzenie to utwierdziło mnie w przekonaniu, że w przypadku zamknięcia firmy Judas Priest pozostanie heavy metalowa pustka![]()
Coś się jednak ruszyło, bo Downing powołał do życia zespół KK's Priest, który ma w planach wydanie płyty i koncerty. Jeszcze dwóch znanych ex-JP gości w składzie:dj zakrystian pisze: Z tego co wyczytalem, to ani KK ani Ross nie powroca do swoich ziomow.
Może o czymś nie wiem, ale nie reagowali w ogóle przez najbliższe 2 lata, bo Sad Wings of Destiny jest z 1976 roku, ale jak już zareagowali, to chyba średnio, pamiętam jakiś wywiad z Judasami i wynikało z niego, że wyprzedzenie NWOBHM o parę lat nie przyniosło im wtedy splendoru, a raczej przymierali głodem, co ich przy okazji tęgo dziwiło, bo uważali, że nagrali wspaniałe albumy, a tu sukcesów niewiele. Stąd też zrodził się plan nagrania bardziej przystępnego dla radia i prostszego British Steel.
Racja, pomyliłem datę premiery z Rocka Rollą xD To, że płyta nie okazała się hitem to wiem, ale chciałbym choć na chwilę być w skórze słuchacza, który do tej pory najcięższe co słyszał to Black Sabbath (żeby nie było, Iommi pisał mocarne riffy) i punkowe wyziewy i nagle dostaje w mordę czymś z Sad Wings. Bo obecnie metal przekroczył chyba wszystkie możliwe granice ekstremy (sięgając nawet do kakofonii jak Portal), trudno już być naprawdę zaskoczonym ciężarem muzyki.yog pisze: ↑5 lat temuMoże o czymś nie wiem, ale nie reagowali w ogóle przez najbliższe 2 lata, bo Sad Wings of Destiny jest z 1976 roku, ale jak już zareagowali, to chyba średnio, pamiętam jakiś wywiad z Judasami i wynikało z niego, że wyprzedzenie NWOBHM o parę lat nie przyniosło im wtedy splendoru, a raczej przymierali głodem, co ich przy okazji tęgo dziwiło, bo uważali, że nagrali wspaniałe albumy, a tu sukcesów niewiele. Stąd też zrodził się plan nagrania bardziej przystępnego dla radia i prostszego British Steel.
Cóż, co zrobisz jak przygłucha albo po prostu gówno w życiu słyszała? W takim "Freezing Moon" jest więcej riffów niż w "Painkiller", a już na pewno są one bardziej zróżnicowane.
Bo najlepszy numer leci na zakończenie: One Shot at Glory. Co tam za riffy i solówy wyskakujące jak policjant zza krzaka. Mjut dla uszu!CzłowiekMłot pisze: ↑3 lata temu „Zabójca Bólu” to rewelacyjny album. I kawałek tytułowy wcale niw jest najlepszy z zestawu jaki tam serwują.
No kurła, dla mnie trzy utwory, powyższy, Dotyk Zła i Między Młotem a Kowadłem to esencja tego albumu.dj zakrystian pisze: ↑3 lata temuBo najlepszy numer leci na zakończenie: One Shot at Glory. Co tam za riffy i solówy wyskakujące jak policjant zza krzaka. Mjut dla uszu!CzłowiekMłot pisze: ↑3 lata temu „Zabójca Bólu” to rewelacyjny album. I kawałek tytułowy wcale niw jest najlepszy z zestawu jaki tam serwują.
Oj tak, zwłaszcza KK Downing, którego ceniłem znacznie bardziej niż Tiptona, wali tu rewelacyjną partię. Mi tam Painkiller do dziś wchodzi bardzo dobrze, może poza kawałkiem Between the Hammer & the Anvil, który jest dla mnie taki jakiś bez wyrazu. Niemniej i tak wyżej w swojej hierarchii stawiam płyty Sad Wings of Destiny i Screaming for Vengeance, na którym są zarówno super heavy metalowe strzały jak Electric Eye czy tytułowy, jak i nieco bardziej piosenkowe kompozycje jak choćby (Take These) Chains z rewelacyjnym refrenem. No i to brzmienie!dj zakrystian pisze: ↑3 lata temuBo najlepszy numer leci na zakończenie: One Shot at Glory. Co tam za riffy i solówy wyskakujące jak policjant zza krzaka. Mjut dla uszu!CzłowiekMłot pisze: ↑3 lata temu „Zabójca Bólu” to rewelacyjny album. I kawałek tytułowy wcale niw jest najlepszy z zestawu jaki tam serwują.
Od dawna im się należało. Legenda metalu w pełnym tego słowa znaczeniu. Obok BS i Majdenów, najbardziej wpływowy band w gatunku. Mam nadzieję, że potężny gej Halford wjedzie ta na harleju, jak Grzegorz Braun do biura Szumowskiego.CzłowiekMłot pisze: ↑2 lata temu Nie chce mi się dużo pisać, bo się wzruszyłem:
https://www.terazmuzyka.pl/judas-priest ... -sugeruje/
Wspaniała płyta. Jest na niej jakaś magia i gęsty klimat. Właściwie płyta bez słabego numeru. Polecam też wydanie, które lata po streamingach, gdzie na końcu jest Fire Burns Below. Nagrany w latach późniejszych, ale pasujący klimatem do albumu.dj zakrystian pisze: ↑2 lata temu Stained Class - to tu po raz pierwszy mamy w pełni klasyczny Judas Priest. Proto speed metal w Exciter, tytułowy i Invader, klasyczne hejwi szlagi na japę. Kozacki Saints in Hell i cover skłaniający ponoć do samobójstwa. Do it! Ja tam tego nie słyszę i jedyne w co mam ochotę strzelić, to butla z piwem. To na razie tyle.