Louder Than Hell zajebiste.CzłowiekMłot pisze: ↑3 lata temuZespół nie nagrał niczego na poziomie od 1992 roku, ale przyznać trzeba, że Eric Adams ma zajebisty pancerz. True metal of steel.
Louder Than Hell zajebiste.CzłowiekMłot pisze: ↑3 lata temuZespół nie nagrał niczego na poziomie od 1992 roku, ale przyznać trzeba, że Eric Adams ma zajebisty pancerz. True metal of steel.
Nie znam się, dla mnie to jak z Motorhead - lubisz lub nie, po całości.
Otóż to. Te pierdoły o armagedon ie, anihilacji i egoistycznym rozwijaniu ja wolę totalnie mnie nudzą i irytują, jednak epistoły o wspólnocie w itp. bardziej mnie kręcą. Zwłaszcza po paru piwkach.Nekroskop pisze: ↑3 lata temuManowar to zawsze był napakowany, wąsaty facet (ew. bez wąsów) w skórzanych majtkach, który przedawkował Conana. Jebanie ich za to to jak jebanie słońca za to, że świeci. Jeśli weźmie się poprawkę na to, że to jedynie teatr i imaginacje, to naprawdę można żyć w spokoju ze świadomością, że taki zespół istnieje.
Swoją drogą, mam o wiele więcej szacunku do Manowar niż do pseudo-skandynawskich szajtanów, którzy biegają po lesie w legginsach z mieczem z lombardu i pierdolą o nienawiści i byciu złym. Jest bowiem różnica między pajacowaniem w imię dobrej zabawy a byciem pajacem na poważnie.
Mógłbym się prawie zgodzić, z tą drobną różnicą, że zawęziłbym Twoją wypowiedź do jednego akapitu. Jebanie Manowar za przedawkowanie estetyki dla chłopców, którzy chcieliby w końcu zaruchać, jest jak jebanie black metalowców za bycie pajacami biegającymi po lesie w leginsach albo strugających wielkich okultystów.Nekroskop pisze: ↑3 lata temuManowar to zawsze był napakowany, wąsaty facet (ew. bez wąsów) w skórzanych majtkach, który przedawkował Conana. Jebanie ich za to to jak jebanie słońca za to, że świeci. Jeśli weźmie się poprawkę na to, że to jedynie teatr i imaginacje, to naprawdę można żyć w spokoju ze świadomością, że taki zespół istnieje.
Swoją drogą, mam o wiele więcej szacunku do Manowar niż do pseudo-skandynawskich szajtanów, którzy biegają po lesie w legginsach z mieczem z lombardu i pierdolą o nienawiści i byciu złym. Jest bowiem różnica między pajacowaniem w imię dobrej zabawy a byciem pajacem na poważnie.
Akurat Eric Adams jest zapalonym motocyklistą i instruktorem myślistwa.deathwhore pisze: ↑3 lata temuale już w przekonaniu o byciu ultra samcem alfa i supermenem, metalowym wojownikiem polującym na dzikie zwierzęta strzałami z łuku i zajebistym harlejowcem to już raczej tak.
No wiesz, przy takich fanach i ich maniactwie łatwo stracić dystans.deathwhore pisze: ↑3 lata temuI znowu prawie mógłbym się zgodzić. Oczywiście chłopcy z Manowar nie twierdzą przecież, że żyją w świecie Konona, ale już w przekonaniu o byciu ultra samcem alfa i supermenem, metalowym wojownikiem polującym na dzikie zwierzęta strzałami z łuku i zajebistym harlejowcem to już raczej tak. Mam wrażenie, że mimo wszystko tutaj ta granica jednak mimo wszystko między odgrywaną postacią a autentyczną megalomanią nieco się zaciera. Być może się mylę, jest oczywiście taka możliwość.
A to ciekawe, bo ja zawsze myślałem, że taki wizerunek pociąga wyłącznie facetów, a kobiety nie przepadają za typem naoliwionego zapaśnika/wojownika metalu.deathwhore pisze: ↑3 lata temuW tym laska która z autentycznym szaleństwem w oczach opowiadała, że jej największym marzeniem w życiu jest po śmierci być pochowaną obok Adamsa
Rozpoczęła się rozkmina o Manowar więc zanim się wkurwię i znawców odeślę w pizdu i w ramach kary każę rozpisać w nutach Achilles, Agony and Ecstasy in Eight Parts i przy każdej pomyłce takowy delikwent zarobi gratisowego szlaga na japę od firmy.deathwhore pisze: ↑3 lata temuLouder then Hell jest bardzo dobry, Warriors of the World to ta nowa płyta, której nie zdążyłem jeszcze posłuchać. Generalnie Manowar lubię, ale wyjebałbym im pogadanki, instrumentale i ballady. Wtedy byliby infantylnym zespołem który słucha się dobrze, chociaż z poczuciem lekkiej żenady.
Bo człowiek jest istotą nostalgiczną i kiedy nagle znika jakiś klasyczny element przedmiotu jego pasji, to jest smutny, bo to już nie to, co kiedyś. Aczkolwiek nie wydaje mi się, aby panowie z Manowar byli zakładnikami swojego wizerunku, bo wygląda na to, że od początku do końca (?) dobrze się bawili w ramach konwencji, którą stworzyli.
Maciek, ja tylko żartowałem...
Ja raczej uważam, że skoro jakakolwiek płyta dowolnego zespołu mi po kilku odsłuchach nie leży to po chuj próbować ponownie po wiosennych roztopach albo w ostatni dzień wakacji z nadzieją, że może teraz wejdzie. W tym momencie uderzam do Kudłatego, który jak czytam ma takie akcje i oczekuje oświecenia czy inaczej po prostu cudu.
Wiele albumów, które mi nie leżały po kilku odsłuchach ostatecznie znalazło się w gronie moich ulubionych (np. Monotheist). Jest dla mnie rzeczą naturalną, że z metalem jest czasem jak z kawą – na początku może nie smakować.
Nie lubię kawy ale mogę zamienić słowo kawa na homoseksualny sex - na początku może nie smakować.
Mój plik Hajasz.txt został zaktualizowany.
No okej, jak mawiają audiofile, stosunek do muzyki jest rzeczą indywidualną. Ja nie potrafię ani słuchać muzyki taśmowo, ani rozstać się z tym, co mi się podoba - na ZAWSZE trafia do mojej kolekcji.Hajasz pisze: ↑3 lata temuI tak nie, nie lubię płyt, które posłuchałem kilka razy i wieją nudą są chujowe i nikt mnie nie zmusi abym sprawdzał po czasie czy mi wejdą bo akurat trafią na mój lepszy humor. Swego czasu lekko ponad 2000 płyt trafiło na mój lepszy humor a potem wszystkie sprzedałem w pizdu i jest mi z tym lekko.
Ha, czasem te odłożone, bo coś nie pasowało, trafiają na "ten dzień" i stają się ulubionymi. Nie sprzedaję płyt, co do mnie trafiły, a jak już to niechętnie, czasem człowiek ma ochotę do pewnych albumów wrócić nawet po latach.
A czy w tej Amerykie to kary się nie sumują? Czasem czyta się, że ktoś dostał tam wyrok 130 lat.porwanie w satanistanie pisze: ↑3 lata temuhttps://mecksheriffweb.mecklenburgcount ... ls/1760256 - w zarzutach wisi sześć razy THIRD DEG SEX EXPLOIT MINOR, czyli tylko posiadanie wiadomych materiałów, ale to się trochę nie klei z jakoby grożącą mu (nie było przecież jeszcze procesu?) ćwiarą.
Całe LTH jest świetne, nie tylko te trzy pierwsze hiciory. Outlaw, King i Power, to też sztos numery. Wydaje mi się jednak, że zbyt uprościli tu riffy, które nigdy przesadnie skomplikowane nie były, ale za czasów Rossa były mocno chwytliwe. Tu mamy dużo power hords na palm muting granych i są to często dwa, trzy akordy na zwrotkę, plus wybrzmiewające pojedyńcze akordy na refren. Za to solówki są już iście wirtuozerskie. Zostawiając na boku preferencje erotyczne pana z głupią grzywką, to jest to świetny technicznie wiosłowy. Niestety bez takich zdolności do fajnych riffów jak Ross. Właśnie sobie poleciała ta płyta. No i instrumental z finalną masturbacją gryfu, to coś zaiste epickiego. Mocne 8/10.yog pisze: ↑3 lata temuNo ja to uważam, że jak ktoś lubi metal i nigdy nie polubił Manowara, to przejebane ma. Odpaliłem sobie po długiej przerwie Louder Than Hell i co by tam o całej płycie nie mówić, to pierwsze trzy tracki w postaci Return of the Warlord, Brothers of Metal i The Gods Made Heavy Metal to są takie hymny, że 99.99% kapel może pozazdrościć, a kto nie lubi i nie miał okazji sobie ze znajomymi pośpiewać tych wspaniałych tekstów, ten nie wie, co stracił.
![]()
Pełna zgoda. Na WotW też są mocne szlagiery, ale jako całość ma mielizny. Na Gods of War jeszcze więcej dziwnych orkiestracji, pogadanek z efektami specjalnymi i paroma porządnymi numerami. Sleipnir i Loki, god of fire. Ostatnia Lords of Steel ma niesamowicie zjebane brzmienie a już bas to masakra.encyklopedia metalu pisze: ↑rok temuLouder Than Hell to ostatnia płyta w pełni kompletna i bez słabych punktów. Może ewentualnie Number 1 zbyt trywialny, ale w kontekście całości nie wadzi. Pamietam szok przy przesłuchaniu Power, że oni moga coś tak szybkiego nagrać bez Shankle`a. Długo natomiast przyzwyczajałem się do niby-fałszujących frażoletów Logana.