DiabelskiDom 2 mies. temu
Rozwalił mnie ten wczorajszy Keep It Tr... tzn Helicon Metal Festival. Dawno nie byłem na tak całościowo dobrym recitalu. Ale po kolei.
Oglądnąłem tamże cztery kapele, bo na pierwsze dwie i tak byśmy nie zdążyli, poza tym wywalona rolada na jakiś Makaron i Gutter Sirens, które kojarzy mi się z jakiejś starej składanki Metal Hammer.
Pierwsza widziana, to krajanie z Evangelist, których poznałem dopiero wczoraj podczas koncertu a wcześniej czytałem tylko, że grają epic doom. Czyli zachęta do obczajenia jest, więc poganiając towarzystwo spod wietnamskiego lokalu stawiłem się punktualnie na ich wejście. Podeszło mi w chuj, tyle w skrócie. Muszę szybciutko sprawdzić jak to się broni w domowych pieleszach, bo ten faktycznie EPICKI doom grany przez Evangelist kieruje myśli ku Scald i Procession. Podniosły, napompowany, ale jednocześnie potężny i bardzo dobry wokal to główna siła ich muzyki i między innymi przez niego utwory kojarzą się z powyższymi. Do tego tak jak piszę, mnie nie byli znani nawet z nazwy, a tu wychodzi na to, że to jakiś kult (hehe) albo przynajmniej bardzo popularne, bo ludzi w ich koszulkach a przede wszystkim śpiewających teksty było bardzo dużo. Odkrycie weekendu.
Kolejni byli młodzieńcy z Venator, to tutaj się jakoś wielce nie rozpiszę, bo nie jestem jakoś fanem tych nowych hejwiorków, typu High Spirits, Riot City itp. Tzn nie, że nie lubię, ale jakoś mnie ta muza super nie rajcuje do puszczania w domu. Ale ogólnie publika skakała, bawiła się, wąsacz na wokalu zagajał HEJ HEJ HEJ a oni odkrzykiwali HEJ HEJ HEJ i wznosili piąstki w górę, refreniki wpadały w ucho, jak sobie tak oglądałem, to nawet przytupywanko jakieś się zdarzyło. Sympatyczny występ i w sumie tyle.
Smoulder. No tak, ich to chciałem zobaczyć. Baba na wokalu, do tego sympatyczna z ryja a tego traddoom/hejwiorek itp klimaty. Albumu słuchałem ze dwa razy i spoko, ale wrócić postanowiłem po sprawdzeniu na żywo. No i tak, jak oczekiwałem. Bardzo elegancki występ a pani wokalistka zupełnie niespodziewanie dla mnie wczuwała się w muzykę nie gorzej niż trzepiące się pod sceną grubasy, wywracające oczy, wznoszące ręce do nieba, i tańczące w połowie drogi między Kostrzewskim a derwiszami. Czyli właśnie to robiła; miny, przewracanie oczami, wywalanie języka, rzucanie się, obwiązywanie kablami ale uczciwie muszę przyznać, że było to bardzo urokliwe, bo ani nie przysłaniało całościowego wizerunku, ani nie przeszkadzało w śpiewaniu do rąbanych doom/heavy hymnów ku chwale fantasy. Muzyka Smoulder jest bardzo nośna i "śpiewna", bo jak nawet jakichś numerów nie znałem, to po pierwszym refrenie, drugi już mogłem śpiewać z Sarą i wznosić ręce w stronę pana bozi w rytm kawałków. Na pewno zachęcili mnie do powrotu do swej muzyki a i przy okazji sprawdzenia nowej płyty.
No i główna gwiazda. Atlantean Kodex. Czemu nikt mi nie powiedział, że oni mają na wieśle Avril Lavigne??? Bym poleciał po autograf na singlu Sk8er Boi. Ale dobra, żarty na bok. Półtorej godziny dojebali i z ręką na sercu z prawej strony muszę przyznać, że kto nie był, a lubi, to ma czego żałować. Na początku poleciały dwa kawałki z nowej płyty (tak mniemam, bo ich nie znałem), która miała jeszcze epizod w środku i pod koniec gigu. Na marginesie, to wszyscy wokół ryczeli z niej wszystkie teksty, to chyba jakaś strasznie popularna musi być, chociaż mnie osobiście nie podarła jak gazety. Ale leciały sobie te kawałki, pan wokalista śpiewał i elo. Jakoś 1/3 występu łącznie? Za to reszta to był cios za ciosem w postaci killerów z pierwszych dwóch płyt. Sol Invictus? Proszę bardzo. Atlantean Kodex? Zapraszam po scenę. A może A Prophet in the Forest? Taaaa. (na płycie nie rozpierdala mnie jak wiadomy środek, ale wczoraj wybrzmiał kozacko). A wiem, na pewno nie było Twelve Stars in Azure Gown! Kaczy chuj. Swoją drogą, to przy tym ostatnim ktoś w tłumie machał flagą Unii Europejskiej. Nie wiem, moja rozkmina nt tego numeru jest taka, że to żadne wartościowanie, tylko wykazanie, że Unia chyli się ku upadkowi i nic tego nie powstrzyma. Tym bardziej, że muzycy na to nijak nie zareagowali, w przeciwieństwie do radości z polskiej flagi z logiem swojej kapeli.
O, co do tej radości, to zarówno Atlantean Kodex, jak i Smoulder mieli na gębach wypisaną, myślę, szczerą. Z przyjęcia, z reakcji publiki, z wykrzykiwania tekstów swoich kawałków jeszcze zanim zaczęli je grać itp. Nie dostrzegałem w tym wyrachowania. Coś na zasadzie, jak Ross the Boss w Byczynie. Spoceni, widać, że zmęczeni, bo czerwoni na papie a dalej uśmiechnięci i żartujący, dziękujący itp. Brzmienie też podsumuję jednym zdaniem, bo nie mam absolutnie do czego się dojebać. Wszystko, co widziałem i słyszałem zabrzmiało świetnie pod kątem granej przez siebie muzy.Aż się zdziwiłem, tak po prawdzie, bo jak miało być tak z zegarkiem w ręku, trzymanie się rozpiski, to mogło zabraknąć go na dociągnięcie pewnych niunasów, a tu jednak było bdb+.
Cóż rzec na koniec, nie żałuję ani grosika wydanego na bilet, nawet mimo zmęczenia, powrotu o 4 nad ranem i upierdliwego kaszlu.
Panzer Division Nightwish