Tak na szybko, bo po 3 godzinach snu dziś czuję, że trochę przejebany dzień będzie.
Matterhorn - Młode chłopaczki, słychać dużo Celtic Frost, choć i trochę czegoś swojego też. Widać, że mają radochę z grania i niemałe umiejętności. Mnie się podobało, a sprawdziłem z ciekawości jakiś kawałek parę godzin przed koncertem i stąd wybrałem się obadać.
Blaze Of Perdition - Nie widziałem chłopaków jakoś od 2007 r. więc już wiele lat i w sumie w międzyczasie zespół mocno się rozwinął. Cieszę się, że i Dzięcioł się pojawił, bo bez niego jednak kapela byłaby zdecydowanie niepełna. Skład pokaźny, bo 3 gitary, bas, wokal i perkusja. Pod kątem brzmienia i ogólnie samego koncertu to różnica poziomów na przestrzeni lat jest mocno odczuwalna. Krótko, treściwie i profesjonalnie. Czuję, że za sprawą nowego dealu będą coraz bardziej wychodzić na salony, mam tylko nadzieję, że nie pójdą zbyt mocno w nowoczesne granie, ale to już czas pokaże.
Bolzer - Jedyny zespół wieczoru, który mnie totalnie wynudził (i z opinii obiegowych nie tylko mnie). Stąd jakoś w połowie wyszliśmy z kumplem, co by się zbytnio nie zamulić

W Hydro przed Archgoat mi się nawet podobało, a teraz próbuję dalej ogarnąć skąd hype na ten zespół.
Dodheimsgard - Jebane wesołki

świetny set, aż szkoda że nie mieli znacznie więcej czasu. Zgodzę się z
@yogim, że Vicotnic to nie Aldrahn stąd czegoś delikatnie brakło w głosie, ale za to charyzmą i minami w stylu Charles Manson nadrabiał. Brzmienie basu miód malina, zachwycałem się mocno.
Furia - Z jednej strony uwielbiam dobrze wyeksponowany bas w metalu, ale trochę przegięli. Tylko raz w życiu słyszałem mocniejsze przyjebanie basem na koncercie i było to na Chemical Brothers, a nie żadnych metalach. Aż zęby same zgrzytały i patrzałki drżały. Cóż, zapewne miało być dziwacznie, na swój sposób eksperymentalnie i zasadniczo nawet się to udało. Tyle, że cały początek koncertu stanowił jakieś takie rzępolenie bez ładu i składu, wcale bym się nie zdziwił jak przynajmniej częściowo improwizowane. Światła w paru momentach waliły istnym stroboskopem. Taki trochę ćpuński klimat zbudowali.
Potem co prawda przewinęło się też trochę normalnych ich kawałków. Z jednej strony mi się naprawdę podobało, z drugiej nic specjalnie ciekawego tymi eksperymentami tak naprawdę nie pokazali. Co by jednak nie mówić dalej pozostają jedną z najciekawszych perełek na rodzimej scenie metalowej. Jak tak pomyślę, to widziałem ich już wiele razy i za każdym razem wypadali świetnie.
Hellhammer - Odpowiednio dobrane brzmienie i wszystkie te starocie otrzymały nowe wcielenia. Nie mam pojęcia po co był mu ten pulpit, bo z niego specjalnie nie korzystał (albo robił to dyskretnie). Nergal nie wiem na chuj tam potrzebny, ale z drugiej strony nie byłby sobą jakby się nie wbił na scenę, poza tym oni ziomki z Tomem, to nie mogło być inaczej. Poleciało w sumie sporo hiciorów i wszystkie moje ulubione też, więc nie mogę narzekać.
Oczywiście brakowało mi tu jednak młodzieńczej werwy, dziczy, brudu, ale czasu się nie cofnie.
Jakby takie Truchlaki się zajęli coverami staroci z Hellhammer na czele może i coś by z tego mogło być
Trochę znajomych twarzy się przewinęło, głównie tych sprzed lat, więc i towarzysko miło. Na merch tym razem w ogóle nie patrzyłem, bo ostatnimi laty to już same pejsate ceny tam są grane.