Jako że jestem bezgranicznym, acz nie bezkrytycznym, fanem tego festu, to mogę rzec, że Jad wysłuchałem z pozycji rozkładającego namiot i dźwiękowo to był totalny występ. Żałuję spóźnienia, ale obiad itp.
- co by na szybko: nie zawiedli: Ragehammer (coraz mniej idiotyzmów ze strony wokalisty, za to super zabrzmieli,
- Gruzja- ja przyjmuję ich stylistykę, odegrane bardzo rzetelnie, wizualnie bardzo zabawnie i konsekwentnie,
- Napalm Death: z brytyjskim humorem (2 x najkrótszy kawałek zagrany), adekwatne komentarze, no i super set lista, dla mnie są królami tego festu,
- z namiotu wysłuchałem Asphyx i to musiało być wydarzenie numer 2...
- bardzo klimatyczny, sympatyczny Tides from Nebula, piękne wyciszenie na finał,
- Tiamat: ha niestety nie był tylko Clouds i Wildhoney, ale! Za to tyle, ile zagrali, pomijam środek setu, nieco nużący, to był super sentymentalny moment tego całego wyjazdu. Nie mam zastrzeżeń, że się pomylił itp. To koncert, nie egzamin na konserwatorium. Zarzuty tej gazetki są tak głupie, że pominę milczeniem resztę bzdetów. Jedyne, co jest głupie, to ten kapeluszowy imidż, gitarzysta jak się rozkręcił, co chwila go zdejmował, ale najwyraźniej jest jakiś dress code. Sam lider niczym Breżniew, może na lekach- nieważne, ja jestem zachwycony.
- Watain- klimatyczny, totalnie zaangażowany set. Aczkolwiek rzucenie pochodni w tłum to lekka przeginka, dziewczyna prawie we włosy dostała... przekazanie byłoby mądrzejsze. Już widzę satysfakcję oponentów festu, jakby coś się stało...
- heavy i stonerowe kapele- super, ale nie moje klimaty, acz hiper rzetelne koncerty, sporo pogapiłem się, bo entuzjazm bił taki, że nie można było obojętnie przejść,
- Las trumien - duchota totalna, koncert zajebisty. To jedyny koncert dla mnie w małej salce, reszta mnie wynudziła. No Hedone bym obejrzał, ale kolidowało niestety.
- Dom zły- bardzo udany, bez zastrzeżeń
- Witchmaster musiałem być, bo kumpel z mego rodzimego Witkowa, z którym się zaczynało podróż muzyczną, grał z nimi, zatem pod barierkę dziadek się wmeldował.

Trza im przyznać, że są konkretni, perkusja rewelacja, mimo że Inferno na gitarze grał.

- Truchło Strzygi - ok, oni są klasą samą w sobie,
Mord A stigmata- gówno, koszmar, zmarnowany czas, tragedia... Nie ma, nie było nic z tego, co znacie, jakieś progresywne gówno z czystym (???) wokalem, jakieś prztykanie palcami, jakieś kurwa wygibasy , kurwa!!!! Napisałem nim na FB, że tragedia...
- In the Woods nigdy mnie nie porwało, na koncercie było sympatycznie, przekrojowo. Znudził mnie, ale i zarazem- nie mam im tego za złe, muzycznie z płyt mam tak samo.
Organizacja ideał, jak był problem z kiblami, napisałem na FB. I za pól godziny sprawa naprawiona.
Allah jest wielki, ale B-52 też jest duży.