Że jest to na pewien sposób skok na kasę z powodu mody na oldskule - trochę tak, ale nie tylko. Prócz mody na oldskule dochodzi jeszcze czynnik znany jako:
Ile jeszcze dziadzio podycha? i z pewnością organizatorzy wielu final tours uważają, że jak nie teraz, to kiedy miałyby te podstarzałe już przecież gwiazdy zagrać.
Że nie Triptykon - gdyby Triptykon grał to by pewnie byli tacy, co by pytali, czemu jako Hellhammer tego nie gra. Zagrali by 2 kawałki, z czego
Triumph of Death sam trwa z 10 minut i tyle by było tego HH na koncercie. Tak dość wiadomo przynajmniej co, kto i dla kogo gra, a nie zgadywanka ile dziś HH, ile Triptykon, a ile Celtic Frost. Zresztą dla purystów to to jest przecież nazwane jako:
zespół Triumph of Death gra Hellhammera
Jeśli o kasę idzie i tak dalej to moim zdaniem, biorąc pod uwagę jego
love-hate relationship ze zmarłym Ainem mogło to na nim wpływ wywrzeć w kwestii priorytetów/zasad i stąd (moim zdaniem bezpośrednio) te występy Hellhammer i symfonia na Roadburn.
Generalnie rzecz biorąc, jak powrót Celtic Frost po obejrzeniu
A Dying God wydawał się być niemożliwy/bezsensowny, tak tutaj serio nie mam jakichś problemów, że sobie Tomasz kapelę sklecił do pogrania starych kawałków. Zresztą osobiście to jestem ciekaw, jak do tego zamierza podejść, jak to będzie brzmiało teraz.