Skandalem była dla mnie frekwencja na tym koncercie. Pierwszy koncert w Polsce zespołu, który należy do grona największych tuzów w tej muzyce, zgromadził może ze sto, no sto pięćdziesiąt masek. To tylko dowodzi, że mam rację, kiedy mówię, że metalowcy są bandą pedałów bez gustu.
Smutek wielki, że nie było na scenie Mikannibal. Bynajmniej nie dlatego, że liczyłem na gołe cycki, po prostu muzyka Japończyków wiele traci, gdy to, co normalnie grane jest przez nią na saksofonie i klawiszach, leci z sampli. Poza tym... Ma lepszy wokal od męża. On i gitarzysta nie dawali rady śpiewając razem stworzyć tego efektu, który na płytach tworzy ona w pojedynkę.
Dlatego występem gigu był dla mnie jednak Krolok. Zadbali o dobre nagłośnienie, więc uchu nie umykało ani trochę z ich minimalistycznej muzyki. Porwali mnie tymi dźwiękami i choć może można myśleć, że ten ich oparty na tremolach black metal nie nadaje się na koncert i nudzi, to jednak jest tam wystarczająco dużo naleciałości pierwszej fali żeby porwać publikę. Zajebiste to było. Po koncercie zdybałem muzyków na piwku w palarni i gratulując im udanego występu oraz dwóch zajebistych płyt, dowiedziałem się, że może już w styczniu będzie trzecia. Trzy lub cztery wałki, łącznie około 40 minut grania. Czekamy! Ja przynajmniej, bo - patrz ostatnie zdanie pierwszego akapitu.
Lester, to progresywne męczenie buły. Taki połamany black metal, który na początku ciekawi, a potem staje się męczący, dlatego o ile w przypadku pierwszych dwóch wymienionych zespołów stałem jak u rzeczony pod sceną, w tym przypadku w połowie po prostu poszedłem sobie po piwo.
Fotek nie było, bo jebać fotki, chyba, że
@HUMAN jakąś zrobił i wrzuci.
@DiabelskiDom zawiedziony, ponieważ robił za szofera i nie mógł pić, co nadrobił nasz wspólny kolega Ozzy. ( Zrzygał się w aucie?
) A ja pisząc te słowa siedzę jeszcze na sraczu w poznańskim hotelu, bo o 19 gra na placu Mickiewicza Majka Jeżowska, a tego gigu po prostu nie mogę odpuścić!