Tetragrammacide - Primal Incinerators of Moral Matrix
Wydawca: Iron Bonehead Productions
Premiera: 3 listopada 2017
Nośnik: CD / winyl / kaseta
Tetragrammacide nie wziął się co prawda znikąd, ale wylęgał się w najgłębszych mrokach radykalnego podziemia sonicznych samobiczowników, z dala od ustabilizowanej sceny ekstremalnego Zachodu. Projekt ten zrodził się w chaotycznych umysłach zamaskowanych nihilistów, pośród przepełnionej mitem i legendą delty Gangesu. W Kalkucie. Okolice te widziały niejedno, także opisane w opasłych manuskryptach starożytnych indyjskich kultów okrutne wydarzenia, znane jako wojny bogów.
Wyobraźcie sobie najgorszą możliwą produkcję i pomnóżcie przez nieprzeniknioną ścianę noisu, podnosząc pulsacyjne przesterowania do kwadratu. Tak brzmiało Tetragrammacide przez pierwsze pięć lat działalności. To skrajne podejście zapewniło Hindusom skromne, acz oddane grono zwolenników. Była to muzyka wyłącznie dla najtwardszych głów, chełpiących się nieugiętą wolą wobec nieustającej presji.
Te pierwsze wydawnictwa są tak złe, że aż hipnotyzujące. Brak tu niemal rozróżnialnych dźwięków gitar, ukrytych gdzieś pośród blitzkriegu hałasu i nieludzkich częstotliwości. Zamiast podwójnej stopy słychać jedynie kolejne taczki z gruzem, wsypywane do rowu bielonego wzbijanym w powietrze znad truchła ludzkości wapnem.
Jednak grupa - od wydania w 2015 roku splita i EP-ki - przeformowała się.
Dawny gitarzysta - Radiationalist - nie czuł się widocznie dobrze, będąc przytłoczony murem hałasu. Zasiadł więc za perkusją, przybierając miano Uragnostic Eliminatora, zapewne na cześć starożytnego miasta Ur, miasta biblijnego Abrahama, ojca religii oddających cześć i chwałę czterem literom, tetragrammatonowi JHVH.
Gitarowe obowiązki dawnego bębniarza przejął - trzeba powiedzieć, ze świetnym skutkiem - Rosjanin S(d)S(t), co można też odczytywać jako Sadist. Zapewne dzięki jego pomocy, debiutancki album adekwatnie zmiksowano i zmasterowano w rosyjskim Nuclear Phoenix Studio, o jakże odpowiedniej dla składanej tam rozprawy teologicznej nazwie.
Na wokalu pozostał gentleman o ksywie Martial Opium, który nawiązał kontakt z wenezuelskim artystą o nazwisku Bryan Maita, parającym się rysowniczą ścieżką okultyzmu.
Po licznych rozmowach i wymianach poglądów między tymi panami, powstała oprawa wizualna dla ścieżki dźwiękowej do całkowitej zagłady, która już była albo jeszcze będzie. Współpraca ta zrodziła owoce równie bogate, jak plugawa kolaboracja Timo Ketoli z hiszpańskim Teitanblood przy okazji Seven Chalices.
Na efekty pracy tej czwórki trzeba było czekać do 3 listopada 2017 roku, kiedy album o wymyślnym tytule Primal Incinerators of Moral Matrix ujrzał światło dzienne. Innymi - polskimi - słowy, grupa deklaruje się jako: Pierwotni wypalacze moralnej macierzy. Krążek wyszedł pod sztandarem Iron Bonehead Productions, cieszącego się wśród zwolenników pierwotnego nakurwiania niemałym - i zasłużonym - poważaniem.
Album rozpoczyna dwuminutowe intro, ukazujące na wstępie, że kapela nie będzie zadowalać się utartymi schematami warmetalowej młóckarni. Sięgają głębiej i tak na przywitanie z nadchodzącą anihilacją spotykają nas eksperymentalne dźwięki, przywodzące na myśl stary zegar z kukułką i kręcące się koło roweru z założonymi na szprychy koralikami.
Za chwilę rozpoczyna się transmisja - dziwne słowa w obcym języku. Śmigło pojazdu - Vimany - kręci się nieubłaganie. Dookoła bzyczą owady, zwiastując najgorsze. Niesiony echem głos podaje jakieś współrzędne. Czego? Celu?
Po tym dziwacznym wprowadzeniu do Primal Incinerators of Moral Matrix, wiadomo już, że zwyczajnie nie będzie.
Kolejne dwa kawałki to fenomenalne, plecione przeszywającym riffowaniem torpedy, niesione chwałą nuklearnej zagłady. Wycie bomb jest tu zwiastunem rytmicznego łamańca. Wiercone, niemal post-metalowe, dysonansujące tremola w głąb otchłani, ku chaosowi nicości i w głąb czasów przed prawem i grzechem. Huk centrali zagłusza myśli.
Takie strzały są tu jeszcze cztery. Do tego interludium i outro w podobnym do introsa - ryzykownym - klimacie. Sprawdza się znakomicie, choć wszystko wskazywałoby na to, że wyjdzie groteskowo.
Skrajne bestialstwo nie odziera jednak muzyki Tetragrammacide z posmaku nowości, a przede wszystkim - z nośności. Hinduski kolektyw potrafi bowiem zachować w kanonadzie bębnów melodie i wplatać w swój manifest riffy czy rytmy, tak bezlitosne, jak i zachęcające do headbangingu.
Kapela pokazuje też w Radicalized Matrikavyeda Operation: Militarized Cosmogrids Destabilization..., że odnajdują się doskonale w stylistyce doom, malując obraz pobitewnej melancholii. W Cyberserking Strategic Kalpa-Terminator... z kolei pokazuje, jaki groove jest w stanie wycisnąć z black/deathowego masakrowania.
Choć znajdziemy tu też, trademarkowe dla nowoczesnego metalu ekstremalnego, sytuacje w stylu - zapadające się sklepienie dawnych cnót, w ciągu sekund zmieniające się w gruzowiska, czy - napalmowe naloty ciężkich, tremolowanych bombardowań - to wszystko jednak niewiele w porównaniu do galaktycznej skali rozkurwu uprawianego przez Tetragrammacide z mocą tysięcy megaton, w przekroju całej płyty.
Wokal jest na całym albumie raczej dodatkiem, wisienką na torcie. Nie przemawia w ziemskim języku, co pasuje doborowo.
OCENA:
95%
Muzykom udało się stworzyć prawie 40-minutowy materiał, w którym nieznosząca sprzeciwu nawałnica blastów nie jest celem samym w sobie, a służy oddaniu atmosfery odhumanizowanego, równoległego nam w czasie świata, w którym ludzkie życie nie jest bardziej istotne od losu pionka na szachownicy, a miarą śmiertelności są nie dziesiątki czy setki, ale całe prowincje trupów.
Dawno nie słyszałem tak absorbującej mieszanki bestialskiego black i death metalu, wchodzącej gładko przy wielokrotnym odsłuchu pod rząd. Mimo wszystko sądzę, że album nie straciłby wiele, gdyby był np. 3-4 minuty krótszy, a pewne partie zyskałyby, będąc nieco zwięźlejsze.
Jestem też zdania, że druga połowa krążka nie utrzymuje niezwykłego poziomu pierwszej, tracąc na chwytliwości na rzecz długodystansowego blastingu na jedno kopyto. I tu jednak znajdziemy kładące na kolana lotnicze wkręty i wspaniałe sola, grane przez Rosjanina.
Jazgotliwe odgłosy aparatury niekiedy przypominają, że muzyka Tetragrammacide opowiada o innej rzeczywistości, pochodzi z przepełnionego chaosem śmierci i poczęcia wymiaru czasu, jednocześnie prymitywnego i wysublimowanego, ludzkiego i obcego. Opowiada historie, które były, dopiero się wydarzą albo stanowią śmiertelny cykl zagłady i narodzin.
Tak przynajmniej mówią zapisane sanskrytem zwoje dawnych mędrców.
Skład:
U. Eliminator - perkusja
[Radical Hammers Of Gnostic Science & Misanthropic Calculus]
S(d)S(t) - gitara
[Unorthodox String Theorist]
M.Opium - wokal
[Masked Heretical Vishuddha Transmitter]
Bryan Maita - ilustracje
[Automatic Drawings]
Do posłuchania:U. Eliminator - perkusja
[Radical Hammers Of Gnostic Science & Misanthropic Calculus]
S(d)S(t) - gitara
[Unorthodox String Theorist]
M.Opium - wokal
[Masked Heretical Vishuddha Transmitter]
Bryan Maita - ilustracje
[Automatic Drawings]
Dla fanów:
- Teitanblood
- Genocide Shrines
- Revenge
- Nyogthaeblisz
- Esoteric Warfare Mayhem
- Ulcerate
Utwory:
1. Hyper-Spatial Mandala of Intuitive Latencies (02:18)
2. The Prognosticators of Trans-Yuggothian Meta-Reasoning (06:23)
3. Radicalized Matrikavyeda Operation: Militarized Cosmogrids Destabilization (Heralding Absolute Contraction) (07:15)
4. Cyberserking Strategic Kalpa-Terminator (Advanced Acausality Increment Mechanism) (05:47)
5. Transcranial Ka'abatronic Stimulation Collapse (02:00)
6. Intra-Dimensional Vessel of Were-Robotics, N-Logics and Assorted Lattice Intelligences (04:56)
7. Meontological Marga of Misanthropic Computation & Extensive Backwards Physics (03:39)
8. Imperial Cyanide Voltigeurs (Quantum Threshold Leapers of Hatha- Sorcery) (04:43)
9. Dismal Ramification of Metamathematical Marmas and Sandhi (01:52)