Cios z paczkomatu, który miał być fantem odebranym od kolegi z Krakowa podczas BS, ale wyszło jak wyszło. I przy okazji żywy dowód na to, że woke/ cancel culture szturmem bierze także metalowy światek, który najwyraźniej już tylko deklaratywnie "pierdoli cały świat i jego zasady, które są dla słabych", że pozwolę sobie sparafrazować setki zdań wypowiedzianych przez setki muzyków metalowych podczas setek wywiadów udzielonych dla setek metalowych zinów w ciągu tych wszystkich lat. Amon Goeth, to czeski zespół, który na przełomie lat 80. i 90. wycinał siarczysty black/ thrash na poziomie wielu zachodnich kapel, które dziś uchodzą za kultowe. Jest to jedna z tych kapel naszych południowych sąsiadów, która świadczy o sile czeskiej sceny i jej żywotności w tamtym okresie czasu. Zespół nigdy nie był związany ze sceną NS, nawet wcześniej, gdy muzycy grali jeszcze pod szyldem Amon. To był zawsze satanizm i to w czystej formie, bez żadnych ciągotek w stronę okultyzm, czy jakiejś filozofii. Chłopaki po prostu chcieli być ekstremalni, więc nadali sobie nazwę od nazwiska kata z Płaszowa. A na okładkę tej płyty wrzucili Totenkopf noszony przez esemanów na otokach czapek. W tamtym czasie nie było to żadnym problemem. Wszyscy słuchali muzyki i się nie przypierdalali. Ale oto mamy rok 2024 i niemiecki label Barbarian Wrath postanawia wydać reedycje tego materiału. A jak reedycje, to w oryginalnej oprawie graficznej z Totenkopfem na okładce. I wtedy się zaczęło. Najpierw przyjebał się do niego jakiś niemiecki urząd, a potem... metalowcy. Wszystko to zmusiło wydawcę do wstrzymania dystrybucji kilkudziesięciu płyt z wydrukowaną już starą okładką i stworzenia nowej. Kolega, który mi te płytę dostarczył, pisał do wydawcy z pytaniem, czy istnieje możliwość wysłania płyt już przygotowanych z oryginalnym layoutem, ale wydawca odmówił. W tej całej historii jestem w stanie zrozumieć państwowy urząd kraju, który wymyślił nazizm, jednak postawa metalowców jest dla mnie nie do pomyślenia. Zrobili na wydawcę taką nagonkę w sieci, że bandcamp skasował mu stronę. Dowodzi to po pierwsze tego, że ci ludzie nie mają bladego pojęcia o metalu, a nie wiedząc co to za zespół, na zasadzie odruchu Pawłowa zareagowali na okładkę. Dowodzi to też konformizmu i przeżarcia zawszonych łbów lewackimi bredniami, że im to przeszkadzało i zamiast na wartości muzyki, skupili się na symbolach, wprowadzając autocenzurę w środowisku. I wreszcie trzecia rzecz: okładkę zmieniono z Totenkopf na sztampowy odwrócony krzyż. Satanizm został zasymilowany przez zachodnia kulturę i nie jest uznawany już za zło.I nie piszę tego wszystkiego z jakimś żalem lub pretensją, za metalowca nie uważałem się nigdy, m.in. z takich powodów. Opisuje tub tylko stan, że tak powiem, "mentalny" tego środowiska, bo przecież nie pierwsza to taka akcja i nie ostatnia. Chociaż oczywiście oceniam takie zachowania jednoznacznie.