Generalnie mam wyjebane, ale do tego gościa akurat czułem jakiś sentyment, bo po pierwsze, pamiętam, że jedną z pierwszych płyt metalowych przeze mnie kupionych była epka "Cannibal Holocaust", no i poza tym, my słuchacze metalu jakimiś indywidualistami nie jesteśmy, więc z reguły jest tak, że jeśli ktoś słucha takiej muzyki, ogląda też nałogowo horrory, zatem mając takie hobby, nie można było na faceta nie trafić czy to przy okazji jakiejś recenzji, czy opisu filmu, w którym ketchup leje się hektolitrami. I ta jego rola życia w "Guinea Pig", filmie tak nudnym, jak "Ginea Pig". Miał przecież przez krótki czas swój kącik w "7 Gates" lub "Mega Sinie", nie pamiętam już w którym. No i moim zdaniem był zajebistym wokalistą. Będzie dzisiaj Necro słuchana, choć raczej te pierwsze płyty, bo potem już zaczęli przynudzać.
Co se wciągnął, wychlał i zaruchał, to jego i nikt mu już tego nie odbierze. Ale takie rzeczy można powiedzieć o każdym z tego środowiska, bo metalowiec generalnie jeśli na jakimś tam etapie życia się nie ustatkuje, to kończy relatywnie młodo, zajebany zawałem, rozjebanym układem pokarmowym lub własną ręką.
Ale jebnąłem epitafium.
