Red Right Hand rok temu
Trudno wskazać jeden album, zatem postaram się wybrać kilka takich, kierując się tym, które zrobiły na mnie nie tylko największe wrażenie, ale też są w jakiś sposób wyjątkowe, wyróżniając się na tle innej słuchanej przeze mnie muzyki.
Gorguts - Colored Sands - 2013, genialny album genialnego zespołu po latach braku nowych wydawnictw. Nie jest to jednak odgrzewany kotlet, gdyż widać, że zespół od wydania "From Wisdom to Hate" obserwował scenę avant-gardową i dysonansową w ekstremalnym metalu, do której rozwoju sam się przyczynił; że słyszał w tym czasie Deathspell Omegę, Ulcerate, Dodecahedron. Colored Sands jest więc dziełem bardziej nastrojowym, z interesującym brzmieniem i tłem lirycznym. Album nieco bardziej przystępny niż taka Obscura, łatwiej wyczuć tutaj zamierzone przez twórców emocje, muzyka nie traci jednak przez to charakterystycznego dla zespołu wrażenia zagmatwania i wielowarstwowości.
Immolation - Atonement - 2017 - Jest zaledwie kilka takich death metalowych zespołów, które w całej swojej wieloletniej karierze nadal zadawalają fanów, wydając wciąż dobre albumy z rzadkimi spadkami formy (Cannibal Corpse, Incantation, wiadomo inne granie, ale chodzi o konsekwentność). Chyba nie znam jednak drugiego zespołu death metalowego, który przez tyle lat istnienia nie tylko byłby praktycznie niezawodny (choć do niektórych płyt nie chce się wracać na rzecz klasyków), ale w dodatku jego ostatnia płyta byłaby powrotem do czasów najlepszej świetności ze świeżością i pasją debiutantów. Tak potrafi tylko Immolation.
Imperial Triumphant - Alphaville - 2020 - jazzujący black metal w klimatach dystopijnej metropoli, brzmiący niezwykle interesująco, a przy tym spójnie. Mi więcej nie potrzeba.
The Ocean - Phanerozoic I: Palaeozoic - 2018 - progresywny metal, wymieszany z post metalem, poruszający tematykę geologii. Historia Ziemi nie jest tu jedynie opowiadana za pomocą tekstów - które są tu wieloznaczne, odnosząc się do relacji międzyludzkich - ale także przez samą muzykę. Jedno z najlepszych nowoczesnych oblicz tego gatunku.
Portal - Vexevoid - 2013 - kwintesencja tego zespołu, sprawiająca wrażenia wytworu chorego umysłu, dotkniętego podszeptami Wielkich Przedwiecznym. Już przez sam fakt, jak wielką inspiracją był Portal dla wielu innych zespołów minionej dekady, należy o nim wspomnieć.
Triptykon - Melana Chasmata - 2014 - niepowtarzalna dawka doomu połączonego z niezniewieściałym gothic metalem z wyczuwalnym chłodem industrialu. Godna kontynuacja dziedzictwa Celtic Frost, album kompletny.
Cult of Luna - A Dawn to Fear - 2019 - CoL jest tym w post/sludge metalu, czym Immolation jest w death metalu. Są mistrzami w tego typu muzyce, konsekwentni, a ten album niejako podsumowuje ich twórczość. Zarówno zwolennicy ich lżejszych odsłon, jak i tych najcięższych, powinni znaleźć coś dla siebie.
Ulcerate - Shrines of Paralysis - 2016 - album wygrywający u mnie nieznacznie z Vermis, głównie dzięki utworowi Yield to Naught. Na tym wydawnictwie Ulcerate wyeksploatował temat mieszanki brutalnego technicznego death metalu z dysonansami, którą tak wielu w tamtej dekadzie próbowało podrobić. Nic więc dziwnego, że sam Ulcerate na albumie z 2020 skierował się w nieco inną stroną. Shrines of Paralysis jest albumem satysfakcjonującym, kipiącym od świetnych kompozycji i dopracowanych do najmniejszego szczegółu pomysłów.
Cultes of Ghoules - Henbane - 2013 - wspomniane już w tym wątku dzieło polskiego zespołu, tworzące w doskonały zespół narkotyczny nastrój, pełny szaleństwa i urojeń. Bagna, zdradliwe zioła, sabat czarownic.
Leonard Cohen - You want it darker - 2016 - taki zwrot akcji, po wcześniejszych pozycjach przyda się zmiana, chociaż trochę nie do końca, bo ten ostatnim album Cohena to dzieło dość mroczne. Pełne uduchowienia oczekiwanie na śmierć, która niedługo po wydaniu albumu wszakże nastąpiła.
Swans - To be Seer - 2012 - z powrotnych płyt Swans raczej najlepsza, bardziej doświadczenie niż zwykły odsłuch. Wracam rzadko, rzadziej jeszcze słucham jako całość, ale powodem nie jest niechęć, a raczej brak odpowiedniej ilości czasu na taką płyta, która wprawia w wyjątkowy nastrój, utrzymujący się jeszcze długo po ostatnich dźwiękach.
Converge - All We Love We Leave Behind - 2012 - wiadomo, Jane Doe najlepsza, ale subiektywnie zawsze wolałem ten album Converge. Dowód niezłomnej formy zespołu (tak samo jak ostatnie wydawnictwo, ale ten dowód jest lepszy). Album ten ma jedno z najlepszych brzmień w całej dekadzie.
Lingua Ignota - Caligula - 2019 - o tym albumie napisano już wszystko, bo też zdobył on sporą sławę w wśród internetowych muzycznych nerdów młodszego pokolenia. O dziwo, tym razem nie były to same bzdury, bo większość pochwał była jak najbardziej trafiona.
Kamasi Washington - The Epic - 2015 - niezbyt śledzę współczesny jazz, wolę zdecydowanie ten dużo starszy, więc być może nagrano coś lepszego niż ten album. Nie patrząc jednak na kwestie gatunku, The Epic od razu spodobał mi się, gdy tylko na niego natrafiłem. Na tyle mi się spodobał, że zasługuje by być obecnym na tej liście.