
Dokładnie. Jak mam ochotę na Mayhem to często właśnie wybór pada na Chimerę. Trochę niefortunne miejsce ma w dyskografii, bo znalazła się między odważnym Grand Declaration of War a dusznym jak skurwesyn Ordo ad Chao, przez co zauważam tendencję do jej pomijania w trakcie rozważań na temat Norwegów, tymczasem Blasphemer wykręcił tam niesamowite partie w każdym kawału. Maniac też zresztą niszczy przez cały album plując jadem na prawo i lewo.