Lecę dalej z Phobia.
Phobia - 1997 - Enslaved EP. Moim zdaniem epka mało udana. Zrobili wyskok w stronę chaotycznego grindcore'u. Nie podoba mi się, być może dlatego, że po prostu wolę poukładane riffy hc punkowe, deathowe, ale zgrindowane, czyli zbrutalizowane, niekoniecznie zawsze szybkie, ale agresywne.
Phobia - 1998 - Means of Existence. no i tu mamy wpierdol w bramie. Powracają do wcześniejszego stylu, wykutego przez takie zespoły jak Terrorizer i Napalm Death. Dodajmy do tego jeszcze dobrze zagrany i umiejętnie wpleciony groove metal i mamy prosty przepis na wykurwisty album Phobii. Wszystko zapierdala jak kosiara, tudzież piła łańcuchowa, która wpierdala się w ciała biurw i urzędasów. W przerywnikach cytaty z Apocalypse Now. Zajebiste ciężkie i ostre riffy. Piece of Mind, Means of Existence, Scars... Hicior za hiciorem. Kolejny wyjebisty album grind, który można postawić godnie obok Debiutu Terrorizer, debiutu Brutal Truth oraz FEtO Napalmów.