No mi się Opetha zdarzyło niegdyś posłuchać, tak ze 2 miechy może słuchałem, albo raczej próbowałem słuchać, nim porzuciłem kapelę bezpowrotnie (nawet i Najtłisza spróbowałem, bo mi ktoś polecił, że jak Tiamat lubię...

, ale tam to całkiem 2 tygodnie i chuj na to kładę bo i tak damy radę). Ale ostatecznie to mi się nawet udało dorobić jakiejś koszulki Blackwater Parku z rockmetalshopu w tym krótkim czasie
A jeśli o progresywy idzie to wiele tego nie było jakoś, bo głównie
In the Court of the Crimson King, pewnie jako fan jakichś niemych filmów i literatury grozy jakiegoś Fausta znalazłem, ale nic wielkiego. Tylko jak byłem mały, znaczy w wieku może przedprzedszkolnym, że się nauczyliśmy z rok starszą siostrą magnetowid uruchamiać, to mieliśmy koncerty Queen z Wembley (masakra!), Guns n Roses z Madison Square Garden i
Pulse Pink Floyd. I o ile do GnR się nigdy nie przekonałem i wręcz kiedyś MNIE WKURWIAŁY SOLÓWKI (chyba przez Slasha?), to ten koncert
Pulse z wizualicjami przeplatanymi fragmentami teledysków i grającą kapelą zrobił mi 1000 razy większą jazdę niż
The Wall. Co tam się odpierdala w tych klipach to pojęcie przechodzi. Mooooocno polecam.
Kiedyś miałem w ogóle taki okres, że z blackowych kapel lubiłem ich najmniej blackowe płyty (w stylu
Hlidskjalf Burzum,
Themes from William Blake's... Ulver i różne inne dziwadła) i uważałem, że black to w sumie dla pizdeczek, funeral doom to jest kurwa ciężka muzyka.
A, ogólnie to był taki czas w jakiejś gimbazie, że się śmiałem z Morbid Angel trochę (nie znając), bo strasznie śmieszny typek u nas w szkole nosił koszulkę ciągle
