Korzystając z dnia wolnego, posłuchałem sobie dzisiaj sporo muzyki. Były zarówno prymitywne, leśne black metale od Wulkanaz (album
Paralys zdecydowanie najlepszy, hails), były klasyki tybetańskiego gardłowego śpiewania (Monks of the Dip Tse Chok Ling Monastery, Dharamsala) i progresywnego, ukraińskiego folku - Daxabraxa (oba dzięki pomocy
@Pioniere w znalezieniu tego do pobrania w sieci), był świetny, przedwczoraj odkryty death metal, nie będący ani umpa-umpa, ani zbrutalizowanym heavy, czyli AUM, były lepsze i gorsze black metale w postaci Haxandraok, Vril oraz Nawaharjan, był wreszcie świetny słowiański, liturgiczny, kościelno-ambientowy folk, czyli Aporea.