King Dude. Oczywiście przereklamowany temat. Jednak raz w roku wrócić by jebnąć b stronę, posłuchać o Lucyferze i zapomnieć jest idealny. Zresztą jego gigi też są ciekawe. Moje dwa razy to mały klub pub z góra 30 ludziami oraz black heart. Nie wiem 150 osób? Gość wychodzi podpity na scenę w obu przypadkach, ładnie z flaszeczką. Krótkie pierdolo; na tym większym gigu zaraz zaczyna się koncert picie, w drugim przypadku, z racji wielkości miejsca jest niemal prywatnie więc jest wstępnie picie z publiką i wzajemne pierdolo, po czym rozpoczyna się koncert. W obu przypadkach publika non stop pije, kończy się kawałek, zdrówko i pierdololo. I tak w kółko. W klubie do końca mocno. W knajpie muzycznie profeska, wokalnie a raczej tekstowo kabaret. Gość się z publiką zagadał, w międzyczasie poszły dwa hejnały, co ja kurwa miałem śpiewać? Śmiech, ktoś krzyczy "wypijmy za to* wszyscy gul gul hehe... Koncert po 45min skończony, wszyscy z king dudem włącznie, pijani... Wszyscy się śmieją i prosto po szoty, piwka, wina, jacki...
W międzyczasie klepania posta zdążyłem włączyć
A wracając do kwestii Morbid Angel. Hmmm. W tej kwestii całkiem do niedawna cierpiałem na miłe dla uszu schorzenie o wszystko mówiącej nazwie *muzyczne adhd*
Podstawowe wersje CD i tak wyprzedane, kasety oddane. Zostały jakieś bootlegi czy nienormalne wersje. :/
P. S. Może to powyższe jest różnicą pomiędzy zaspokajaniem chcicy muzycznej pliczkami i empeflaczkami a kawałkiem papieru i plastiku.
P. S Covenant miałem kilka wydań bo ilość pentagramów na kowerze się zmienia

kurwa zapomniałem... A gdzie one są? Sprzedane, *zniknione*?
Turris Babylonica e stercore facta est.