Weszło jak nóż w masło, jak pitol w niemowlę, jak pedał w szambo, jak Żydzi w Palestynę, Niemcy do getta, Kuroń z Michnikiem do archiw KC PZPR w 1990, piłka do bramki, gach do kochanki, jak słońce przez okno w wiosenne poranki, wisielec na krzesło i obraz w teleskop, racuchy do brzucha i w sieć pajęczą mucha, jak wódka zimna i jak wiele rzeczy jeszcze kiedykolwiek wejdzie, wszeło, bądź wejść mieć zamiar będzie, a drzwi wciąż otwarte więc nie narzekajcie.
Dum bibo piwo, stat mihi kolano krzywo.
yog3 lata temu
Tormentor
Posty: 18086
Rejestracja:8 lat temu
yog
Też mi się podoba to riffowanko, płynie z sensem.
Destroy their modern metal and bang your fucking head
Ostatnio głównie to Sleeping With Sirens, nigdy bym nie powiedział, że mi to się spodoba, ponieważ zwykle lubię, powiedzmy, prawdziwe klimaty, ale to jest fajne. Moim personalnym zdaniem jest znacznie lepsze od Iron Maiden, ponieważ gość w SWS umie śpiewać.
yog3 lata temu
Tormentor
Posty: 18086
Rejestracja:8 lat temu
yog
Przy okazji przyszłej premiery nowych Cultesów się dowiedziałem że End All Life sobie istnieje i takie coś jak Monte Penumbra - as Blades in the Firmament wydało ostatnio:
Destroy their modern metal and bang your fucking head
Posłuchałem raz jeszcze - tym razem już w flac i nico me emocje przestygły. Owszem, tam gdzie są te eksperymenty i bardziej mroczne atmosferyczne momenty, jest bardzo dobrze, ale już ta sama naparzanka wydaje się zbyt jednolita i podobna do siebie. Na szczerzcie wspomnianych momentów jest tu nawet sporo.
Piękny to jest rozjeb, który śmiało można postawić na półce w towarzystwie Blasphemy, Revenge czy Antediluvian. Po zeszłorocznym debiucie Ceremonial Bloodbath, dziś Hexifixion dołączyli do elitarnej kanadyjskiej spec dywizji. Rozpierdol najwyższej klasy bez dwóch zdań.
Jak wspaniale czilałtowy jest to album ! Wyśmienity do spaceru w parku przy zachodzącym słońcu z zimnym browarkiem w ręku.
Mogę tego w kółko słuchać. Moim zdaniem laska ma lepszy wokal od tej z Jex Thoth, ale kiedy na nią patrzę, mam wrażenie , że nie goli pach. Skąd ?
CzłowiekMłot pisze: ↑3 lata temu
Jeśli się spodobało to teraz czas na Abigail.
Oczywiście, że będzie robione. Zasadniczo planuję w końcu przerobić w całości Mercyful Fate, Venom, King Diamond i parę innych rzeczy, które przez lata jakoś tylko częściowo ogarnąłem. Zresztą, z wiekiem znacznie bardziej jara mnie wkręcanie się w klasyki, które jakimś cudem dotąd nie są albo odpowiednio przewałkowane albo wręcz wcale.
Ścisły limit tysiąca kopii sprawi, że nawet jeśli za dziesięć lat zechcecie, Kochane Metale, sięgnąć po tę płytę, bez problemu dostaniecie ją w jakimś distro. Jest to splicik pięciu czeskich kapel ciekawy o tyle, że część z nich już nie istnieje, a wszystkie są u nas słabo znane. Nie znaczy to, że są chujowe. Black metal przez nie grany trzyma poziom, nie jest to amatorczyzna na poziomie Beleth, czy Moontower, więc z nudów umrzeć trudno. Warunek jest tylko jeden: trzeba lubić klasyczny BM w duchu Nadruk oraz starej Norwegii. Mnie się podoba, a wartość poznawcza tego splitu jeśli chodzi o czeską scenę jest bardzo duża.
Jakiś prawacki black metal śFiński. Surowe, szorstkie brzmienie, granie trochę pod Beastcraft oraz inne tego typu wariacje na temat wczesnego Darkthrone, w sumie nic ciekawego, ale też nie męczy i nie nudzi.
Tak, właśnie tak pisałem. I w sumie zdanie mi "zelżało" tylko dlatego, że się osłuchałem. To jest album kiepski, ale kiepski jak na fińskie standardy, o czym trzeba pamiętać. Sam nie wiem co to, nazwę ma jakąś dziwną, a teraz nie powiem jaką, bo płytę zostawiłem w drugim mieszkaniu. Tymczasem u mnie life metal wyjebany w kosmos:
Same wisienki na torcie tego gatunku, jak na mój gust oczywiście.
Od piwa głowa się kiwa, ale od muzyki MD też. Cóż rzec o tym albumie, oprócz tego, że jest wspaniały, niebanalny, wpada w ucho i nie sposób się przy nim nudzić? Przy tym albumie bledną Wasze kłótnie o jakiegoś Darkthrona, który dawno się wypalił, czy o różne "doomowanka".
Lepiej bym tego nie ujął, dla mnie najlepszy okres Slayera, od Show No Mercy do Hell Awaits, ten demoniczny Slayer najbardziej cenię z perspektywy czasu, do tego unosi się nad tym taki posmak prymitywizmu i old-schoolu. Dokładnie to samo czułem słuchając coveru Angel Of Death w wykonaniu Liers In Wait, dla mnie to najlepszy slayerowy cover, reszta może nie istnieć.
Takie eklektyczne połączenie:
- tolkienowski deathgrind na samplach z Johna Rhys-Daviesa - wiadomo, "Moorcock metal" jest lepszy niż "popłuczyny po Howardzie metal" - jeszcze jedna Deathspell Omega
Limp Bizkit, polecam ich kawałek z soundtracku do Mission Impossible 2 - Take a Look Around. Ten kawałek zawsze wprowadza mnie w taki lekko-bujający, eskapistyczny nastrój. Do tego sam soundtrack to mistrzostwo, w ogóle całe Mission impossible 2 robi mi do dzisiaj dobrze, darzę ten film dużą nostalgią, która niestety ulatuje mi w kolejnych częściach, ale może to zasługa genialnego Johna Woo - to dzięki niemu ten film ma ten chcarakterystyczny feeling.
Ostatnio edytowany przez pitbull3 lata temu, edytowany łącznie 2 razy.