TITELITURY 9 mies. temu
Czas zapierdala jak inflacja i oto jesteśmy znów bliżej grobu. Jak poprzedni, ten rok również wiał chujem przez pierwszą połowę, aż pojawił się zespół, który zawsze olewałem ciepłym moczem i w sumie nadal olewam, tylko tym razem zdarzył im się wypadek przy pracy i nagrali zajebisty album. Mowa oczywiście o Grand Belial's Key, który powinienem lubić w wymiarze całej dyskografii, ponieważ panowie ponoć są rasistami i bezpieczni blackmetalowcy osrywają się za każdym razem, gdy widzą tę nazwę. Ale niestety, tylko ta płyta mi podchodzi, ale za to była jedną z najlepszych tegorocznych.
Kolejną nazwą przychodzącą mi do głowy, gdy myślę o najlepszych płytach roku, jest split Serpent Noir/ Sargeist. SN wielbię bezgranicznie i na swojej połowie splitu mnie nie zawiódł, ale Sargeist był prawdziwym zaskoczeniem. Drugoligowa w mojej opinii kapela chyba wspięła się na wyżyny swoich umiejętności, bowiem jej część splitu również daje radę.
Jeśli już jestem w tematach okultystycznych oraz Szwecji, to w moim rankingu nie może zabraknąć mistrzów z Mortuus. Kapela może nie przeskoczyła najnowszą płytą zajebistości De Complentanda Morte ( pewnikiem pojebałem coś w tytule), ale i tak wciąga nosem większość blackmetalowego gówna. Dodatkowego smaczku dodaje ascetyczna okładka. Tak tworzy się klimat śmierci i beznadziei!
Dość zimnej Skandynawii. Czas na Grecję, a tam karty rozdała swoim drugim krążkiem Synthleia, nieznana szerzej horda bezmorda z zaledwie dwupłytową dyskografią, ale za to jaką. Jak w blackmetalu używać damskiego wokalu i solówek? Puśćcie sobie drugi utwór z tegorocznej płyty.
Z egzotycznej Japonii natomiast powraca Sigh. Shiki było ogromnym zaskoczeniem, wynikającym z powrotu do starych wzorców grania black metalu. Ciężki, mroczny i melancholijny jednocześnie album, nadal industrialny, lecz pozbawiony tej opatrzonej już nieco heavymetalowej motoryki. Same wyżyny gatunku.
A jeśli jesteśmy już przy industrialu, to nie mogę przeoczyć Lykotoon, amerykańskiej ekipy, mieszającej black, death oraz industrial. Chciałem założyć o nich temat, ale mi się odechciało. W każdym razie - tak powinno się łączyć elektronikę z metalem.
Nie zawiódł również Blut Aus Nord, który nagrał album lepszy od poprzedniego. Pełna psychodela. To zadziwiające jak długo można poruszać się w identycznej od lat stylistyce i za każdym razem nagrywać coś świeżego tak, aby porwać słuchacza. Tym razem nie w świat halucynogennych grzybków, a do paszczy Cthulhu. Muzyka lepsza od literackiego pierwowzoru. To dopiero osiągnięcie!
Wszystkie powyższe płyty są zajebiste, ale numerem jeden jest jak zawsze UMBRTKA, która kolejny raz powaliła mnie swoją bezpretensjonalnością, humorem i swobodną zabawą formą, polegającą na celowym powrocie do brzmienia z czasów początków zespołu. Transplantacja Wójków, to kolejny mocny cios Czechów, a przy kawałku "Mechanik Krocza" nie sposób nie mieć banana na ryju, chyba że jest się smutnym Polakiem - cebulakiem, który od piwa woli tanią wódkę.
Jeśli mi się coś przypomni, dopisze.
Chujnia roku - Immolation. Ostatnie trzy płyty można by było nagrać na jednej i dać zbiorczy tytuł, a nikt nie skapnąłby się, że nie jest to nagrane przy jednym podejściu. Kapela zjada już swój własny ogon i robi się wtórna.
Wznowienie, które mnie szczególnie ucieszyło, to Kawir. Mam już te płyty w domu i mogę powiedzieć, że są naprawdę dobrze wydane.
Dum bibo piwo, stat mihi kolano krzywo.