Jaka byłaby różnica, gdyby się okazało, że historia o autentycznym zjeździe gościa, który przysłużył się do scenariusza to gówno opowiadane po to, żeby cepom bardziej się podobało? A dla równowagi - Kac Vegas okazał się autentyczną historią ubraną w komediowe łaszki?dj zakrystian pisze: ↑5 mies. temuJedno to gówno stworzone żeby podobało się prostym cepom, drugie autentyczny zjazd gościa, który przyczynił się do scenariusza. Ty się chyba dobrze znasz na filmach, więc i porównanie powinno być oczywiste. No i czy słuchając wykalkulowanej płyty, skrojonej pod gust tzw. Fana, nie da się odczuć fałszu? Bo jeśli mam sobie stworzyć nieautentyczne pitolenie, skrojone pod mój gust, to AI generator potrafi już coś takiego wysrywać. Tylko gdze w tym sztuka, gdzie emocje?Napiszmy sobie wiersz w stylu Wojaczka, albo numer podobny do Nirvany, no przecież to samo będzie.
Sam sobie zaprzeczasz. A jeżeli to twórca jest ograniczeniem, to "łamanie siebie" będzie zdejmowaniem tej bariery, ku wyższdj chwale sztuki, czy nie?kurz pisze: Prawdziwa sztuka nie zna ograniczeń. Każde udawanie jest złamaniem siebie. Reasumując twórca musi być szczery dla siebie
No ale też po części dlatego bardziej wolę wczesne płyty MDB - te nagrane w latach 90, bo tam słyszę autentyczny smutek i, jakkolwiek to nie zabrzmi, szczerą dozę romantyzmu. Wiadomo, że później to już kwestia trzymania się stylistyki, którą dawno temu obrali. Raz z lepszym skutkiem, a raz z gorszym.kataton88 pisze: ↑5 mies. temuAle to też kwestia gatunkowa. HM rządzi się swoimi prawami. Araya jest szczery? No nie za bardzo. Ale szczerze o tym mówi.
Goście z MDB po tylu latach smęcenia już dawno powinni się wyhuśtać na próbach. Ale dla nich ta depresyjność znaczy pewnie tyle, ile erotyzm dla gwiazdy porno. Kolejny dzień w robocie. Tylko, żeby być w tej robocie przez lata i być w tym dobrym, to trzeba to choć trochę "czuć" i "lubić".
Od końca nie ma czegoś takiego jak wyższa chwała. Jest albo chwała albo jej nie ma. I nie szukaj zaprzeczen bo dobrze wiesz ze tak jest. Ale to tylko logika.deathwhore pisze: ↑5 mies. temułamanie siebie" będzie zdejmowaniem tej bariery, ku wyższdj chwale sztuki, czy nie?
Jeszcze straszne godziny bym dorzucił, bo to jedna z moich ulubionych, ale fakt - ten przełom wieków jakoś źle zrobił "klasykom" tego typu grania.Blind pisze: No ale też po części dlatego bardziej wolę wczesne płyty MDB - te nagrane w latach 90, bo tam słyszę autentyczny smutek i, jakkolwiek to nie zabrzmi, szczerą dozę romantyzmu. Wiadomo, że później to już kwestia trzymania się stylistyki, którą dawno temu obrali. Raz z lepszym skutkiem, a raz z gorszym.
.Kozioł pisze:a po chuj komu szczerość w muzyce i co to w ogóle oznacza?
Czyli jeśli akurat masz ochotę poruchać, to musisz udawać, że wcale nie, bo wizerunkowo będzie to źle wyglądać.
Nie no, tak z przymrużeniem oczęcia to napisałem. Akurat w tej kwestii to przygodne kopulacje nie kłócą się z ideą samotności, a wręcz przeciwnie.deathwhore pisze: Czyli jeśli akurat masz ochotę poruchać, to musisz udawać, że wcale nie, bo wizerunkowo będzie to źle wyglądać.
No w końcu niezbyt rozbudowana wypowiedź mister TiteBukowski.TITELITURY pisze: ↑5 mies. temuKumplowałem się w czasach studenckich z dziewczyną, która każdemu chłopakowi dawała dupy, bo myślała, że w ten sposób udowodni mu swoje uczucia i pokaże, że traktuje związek poważnie. Jak ludzie odbierali jej sztukę? Czy było to kurestwo, czy rozbudowana troska? Ars longa, vita brevis Kochane Metale. Sami twórcy często pozostają niezgłębieni, a odbiorcy nie mają świadomości tego, czy owoce ich geniuszu są prawdą, czy fałszem. Robi się coś w jednym celu, a odczytane to zostaje inaczej.
Parafrazując - jak dziewczyna daje każdemu, to artystka, jak daje każdemu tylko nie tobie, to kurwa.TITELITURY pisze: Kumplowałem się w czasach studenckich z dziewczyną, która każdemu chłopakowi dawała dupy, bo myślała, że w ten sposób udowodni mu swoje uczucia i pokaże, że traktuje związek poważnie. Jak ludzie odbierali jej sztukę? Czy było to kurestwo, czy rozbudowana troska?
W podstawówce już chyba na lekcjach języka polskiego tłumaczą, że podmiot liryczny to coś innego niż autor i nie musi to być to ta sama postać. Dlaczego autor miałby rezygnować z pisania o smutnych rzeczach, skoro dobrze mu to wychodzi, mimo że ma udane życie i jest radosny?kataton88 pisze: ↑5 mies. temuNie no, tak z przymrużeniem oczęcia to napisałem. Akurat w tej kwestii to przygodne kopulacje nie kłócą się z ideą samotności, a wręcz przeciwnie.deathwhore pisze: Czyli jeśli akurat masz ochotę poruchać, to musisz udawać, że wcale nie, bo wizerunkowo będzie to źle wyglądać.
Ale jeśli masz żonę i dzieciaki, a w tekstach biadolisz, jak to ci samotnie na tym świecie, to i odbiorcy, i żona powinni się zastanowić, czy wszystko jest w porządku, bo możliwe, że ktoś jest "oszukiwany".![]()
Nie trawię późniejszej Anathemy, zresztą, fanem wcześniejszej też nigdy nie byłem, ale jakiś tam mam do nich szacunek za tę liryczną woltę i skupienie się na jaśniejszych stronach jestestwa. A niektóre kapele - chcąc nie chcąc - stają się niewolnikami swojego wizerunku i wyblakłego, młodzieńczego buntu, który z różnym, czasem lepszym, czasem gorszym skutkiem pielęgnują.
To zależy, o jakiej twórczości mówimy. Jeśli o takiej, gdzie chodzić ma o przekazanie faktycznych emocji, z którymi mamy rezonować, to tak, intencje autora są dla mnie istotne. Jeśli ktoś krzyczy, że coś go wkurwia, to w momencie, gdy okazuje się, że wcale go nie wkurwia, a tylko tak sobie pokrzyczał, bo konwencja, to ja się czuję wychujany z racji rezonowania z fikcją.
Polska, jak wiadomo, była zawsze w ciemnej dupie pornobiznesu, tak że gdy powstał onegdaj tzw. showup (nie wiem, czy toto jeszcze istnieje) to każda rodaczka myślała, że jak pokaże pół cycka albo pomacha stopą w pończoszce to robi porno, podczas gdy w cywilizowanej Europie standardem była podwójna penetracja.porwanie w satanistanie pisze: Ogólnie: ze szczerością w muzyce jest mniej więcej tak, jak ze szczerością w pornosach. Jeśli zawodowa aktorka zawodowo udaje wielkie zaskoczenie wielkością organu wyskakującego z kalesonów, to spoko. Jeśli natomiast swojska parka sprzedająca na jakiejś platformie migawki ze swojego życia seksualnego na zasadzie "jara nas, jak patrzycie" nagle okazuje się nie być swojska parką ani parką w ogóle, to niespoko.
Spierdalaj.kurz pisze:Kataton nadaje się do dyskusji tylko niech krócej pisze.
Gdzie i za czyją sprawą powstały założenia która sztuka ma przekazywać prawdziwe emocje? Dlaczego prawdziwy artysta miałby się tym przejmować?porwanie w satanistanie pisze: ↑5 mies. temuTo zależy, o jakiej twórczości mówimy. Jeśli o takiej, gdzie chodzić ma o przekazanie faktycznych emocji, z którymi mamy rezonować, to tak, intencje autora są dla mnie istotne. Jeśli ktoś krzyczy, że coś go wkurwia, to w momencie, gdy okazuje się, że wcale go nie wkurwia, a tylko tak sobie pokrzyczał, bo konwencja, to ja się czuję wychujany z racji rezonowania z fikcją.
Są gatunki i zespoły, gdzie ten bagaż ideowo-emocjonalny jest dla mnie faktycznie aktorsko-umowny, jak np. większość black i death metalu, są też takie - jak blues czy zaangażowany punk - gdzie jest ważny i chciałbym, żeby był autentyczny
Ogólnie: ze szczerością w muzyce jest mniej więcej tak, jak ze szczerością w pornosach. Jeśli zawodowa aktorka zawodowo udaje wielkie zaskoczenie wielkością organu wyskakującego z kalesonów, to spoko. Jeśli natomiast swojska parka sprzedająca na jakiejś platformie migawki ze swojego życia seksualnego na zasadzie "jara nas, jak patrzycie" nagle okazuje się nie być swojska parką ani parką w ogóle, to niespoko.
Ostatni album MDB powstawał podczas bardzo poważnej choroby córki Aarona, więc sądzę, że tak morowej atmosfery to w tej kapeli nie było podczas nagrywania największych klasyków.kataton88 pisze: ↑5 mies. temuAle to też kwestia gatunkowa. HM rządzi się swoimi prawami. Araya jest szczery? No nie za bardzo. Ale szczerze o tym mówi.
Goście z MDB po tylu latach smęcenia już dawno powinni się wyhuśtać na próbach. Ale dla nich ta depresyjność znaczy pewnie tyle, ile erotyzm dla gwiazdy porno. Kolejny dzień w robocie. Tylko, żeby być w tej robocie przez lata i być w tym dobrym, to trzeba to choć trochę "czuć" i "lubić".
W pornolach mienie kogoś w dupie ma inne znaczenie.kurz pisze: Powtórzę się prawdziwy twórca ma w dupie odbiorcę. To jest według mnie podstawa. Jeżeli bierzesz jako kryterium zrobienie wrażenia na odbiorcy to jesteś jako artysta skończony. Co nie oznacza że nie lubię pornoli. Lubię.
Powstały pewnie w wielu miejscach, nieraz i za sprawą różnych ludzi, ale mnie, w każdym razie od strony praktycznej, interesują głównie te, które powstały w mojej mózgownicy i określają to, w jaki sposób ja korzystam ze sztuki. Sztuka może być różnymi rzeczami - manifestem, rozrywką, pretekstem, zabijaczem czasu, ozdóbką, narzędziem terapii, ilustracją... może być też komunikacją, a nawett komunią - no i ja bym właśnie w ramach tej funkcji oczekiwał szczerości.deathwhore pisze: ↑5 mies. temuGdzie i za czyją sprawą powstały założenia która sztuka ma przekazywać prawdziwe emocje?
Z powodu przyczepienia ich do - jak się okazało - niczego. Coś jakby mieć wspomnienie zajebistego wieczoru spędzonego z przyjacielem na rozmowach z tych głębszych, a potem dowiedzieć się, że przyjaciel to nie przyjaciel i tak tylko pierdolił, żeby podpuścić do zwierzeń.deathwhore pisze: ↑5 mies. temuDlaczego masz się czuć "wychujany z racji rezonowania z fikcją" skoro uczucia, które wywołał u Ciebie były autentyczne?
Może, pewnie, może też świadczyć o mojej głupocie/naiwności. Ja ogólnie doceniam kunszt rozbudzania i sterowania emocjami czy skojarzeniami, nawet takiego na zimno, rozumiem, że aktor ma grać, a nie przeżywać, ale postrzegam też pewne formy twórczości jako kanały takiego rodzaju komunikacji, która w moim pojęciu powinna być szczera.
Wiąże mnie z nim, w danym momencie, jego sztuka, a przekaz ujmujący kompleksowo jakiś szczególny cudzy stan emocjonalno-mentalny uważam za szczególnie cenny, bo trudno inaczej dotknąć doświadczenia egzystencjalnego (deathwhore pisze: ↑5 mies. temuCzemu przejmujesz się bardziej jego emocjami niż własnymi, mimo że nic Cię z nim nie wiąże?
Nie wiem czy zazdrościć czy współczućporwanie w satanistanie pisze: ↑5 mies. temuPowstały pewnie w wielu miejscach, nieraz i za sprawą różnych ludzi, ale mnie, w każdym razie od strony praktycznej, interesują głównie te, które powstały w mojej mózgownicy i określają to, w jaki sposób ja korzystam ze sztuki. Sztuka może być różnymi rzeczami - manifestem, rozrywką, pretekstem, zabijaczem czasu, ozdóbką, narzędziem terapii, ilustracją... może być też komunikacją, a nawett komunią - no i ja bym właśnie w ramach tej funkcji oczekiwał szczerości.deathwhore pisze: ↑5 mies. temuGdzie i za czyją sprawą powstały założenia która sztuka ma przekazywać prawdziwe emocje?
Z powodu przyczepienia ich do - jak się okazało - niczego. Coś jakby mieć wspomnienie zajebistego wieczoru spędzonego z przyjacielem na rozmowach z tych głębszych, a potem dowiedzieć się, że przyjaciel to nie przyjaciel i tak tylko pierdolił, żeby podpuścić do zwierzeń.deathwhore pisze: ↑5 mies. temuDlaczego masz się czuć "wychujany z racji rezonowania z fikcją" skoro uczucia, które wywołał u Ciebie były autentyczne?
Może, pewnie, może też świadczyć o mojej głupocie/naiwności. Ja ogólnie doceniam kunszt rozbudzania i sterowania emocjami czy skojarzeniami, nawet takiego na zimno, rozumiem, że aktor ma grać, a nie przeżywać, ale postrzegam też pewne formy twórczości jako kanały takiego rodzaju komunikacji, która w moim pojęciu powinna być szczera.
Wiąże mnie z nim, w danym momencie, jego sztuka, a przekaz ujmujący kompleksowo jakiś szczególny cudzy stan emocjonalno-mentalny uważam za szczególnie cenny, bo trudno inaczej dotknąć doświadczenia egzystencjalnego (deathwhore pisze: ↑5 mies. temuCzemu przejmujesz się bardziej jego emocjami niż własnymi, mimo że nic Cię z nim nie wiąże?) drugiego człowieka, którego osobiście nie znamy.
Gdyby RATM głosowali na Trumpa, to powiedziałbym Zakkowi gdyby chciał się umówić na piwo, że nie będziemy gadać o polityce.dj zakrystian pisze: A gdyby taki RATM ujawnił nagle, że głosują na Trumpa ii Republikanów, w dupie mają tego całego Che i Marksa a robolami gardzą, to zupełnie nie rzutowałoby na odbiòr ich muzyki?
Nie ma różnicy między Alice in Chains ze Staleyem a Duvallem? Wszak gość nieźle imituje wokal Staleya i w życiu nie wypalił nawet jointa, ale ładnie potrafi oddać depresyjno mroczne, ćpuńskie klimaty.
1. No właśnie wewnętrzny generator pcha twórcę do czegoś tam coby tego czegoś sie pozbyć bo uwiera jak skurwysyn. Bardzo często wystarczy konkretny twardy klocek i po kłopocie.
Nie bardzo rozumiem, czego miałoby się tyczyć to współczucie i czemu miałbym uważać to, co autor chciał wyrazić, za "element niepotrzebny"deathwhore pisze: ↑5 mies. temu
Nie wiem czy zazdrościć czy współczućDla mnie taka perspektywa jest po prostu obca, aczkolwiek szanuję, być może takie podejście pozwala na głębszą identyfikację czy zrozumienie dzieła. Dla mnie - wprowadza element niepotrzebny i tę perspektywę zaburza.
Rozumiem, że to ironia i duże uproszczenie tematu. A jeśli tak rzeczywiście jest, to zostaje AI i słuchanie utworów w stylu Mety, Nirvany lub czegokolwiek. Dla algorytmu wszak nie liczą się szczerość czy odczucia a oddanie wykalkulowanej nuty.DiabelskiDom pisze: ↑5 mies. temuDziwię się, że jeszcze nie padło tutaj nic o tym, że to tylko reakcje chemiczne w mózgu i po co w ogóle o tym wszystkim rozmawiać. A już zwłaszcza rozmawiać przez internet o tej muzyce i odczuciach, co jest, jak wiadomo, stratą czasu![]()
Tak, ale zgodnie z twoją instrukcją nie będę się rozpisywać.kurz pisze:2. Coś wiesz na ten temat?
No a nie jest?dj zakrystian pisze: Dzieło przerosło mistrza, a ggatunek ludzki jest upośledzonym błędem?
Bo intencja autora jest czynnikiem ograniczającym interpretację. Słusznie zauważasz, że dzieła sztuki aktualizują się w mózgach, a precyzyjniej - w mózgu odbiorcy. Bez tego będą jedynie ruchem powietrza. A zatem, by muzyka zaistniała, niezbędny jest ruch powietrza i odbiorca. Twórca przestaje być potrzebny w momencie zarejestrowania utworu, a odbiorca nadaje jego sens. Dlaczego jego perspektywa miałaby być mniej istotna niż autora?porwanie w satanistanie pisze: ↑5 mies. temuNie bardzo rozumiem, czego miałoby się tyczyć to współczucie i czemu miałbym uważać to, co autor chciał wyrazić, za "element niepotrzebny"deathwhore pisze: ↑5 mies. temu
Nie wiem czy zazdrościć czy współczućDla mnie taka perspektywa jest po prostu obca, aczkolwiek szanuję, być może takie podejście pozwala na głębszą identyfikację czy zrozumienie dzieła. Dla mnie - wprowadza element niepotrzebny i tę perspektywę zaburza.
Jest twórczość, w której kwestia spójności i autentyczności jest ważna i jest taka, gdzie nie ma znaczenia. Dzieła sztuki nie aktualizują się w próżni, tylko w naszych mózgach,
Widzisz gdzieś wady?porwanie w satanistanie pisze: skoro AI robi wszystko lepiej i może nawet dostarczyć Ci produkt spersonalizowany, np. od ręki wygeneruje AJFA z basem, a bracia Cavalera nie będą musieli męczyć się z nagrywaniem swoich płyt od początku, bo AI weźmie te stare i z miejsca apdejtuje je dowolną produkcją ze swojego banku. Słuchaczowi nie podoba się solówka? Następnym razem jej nie będzie. Album za długi i za ciężki? Następnym razem będzie krótszy i lżejszy.
Gatunek ludzki jest jedynie przesadnie przekonany o własnej wyjątkowości. A sztuka będzie tym co zawsze, czyli tworem wywołującym wrażenie estetyczne u odbiorcy.dj zakrystian pisze: Tylko co to ma wspólnego ze sztuką? Dzieło przerosło mistrza, a ggatunek ludzki jest upośledzonym błędem?
deathwhore pisze: ↑5 mies. temuTwórca przestaje być potrzebny w momencie zarejestrowania utworu, a odbiorca nadaje jego sens.
Auror być może wie, o co mu chodziło. Odbiorcę może to (nie musi) interesować - tu się chyba zgodzimy?
W sumie tak, bo dla nie jedną z ciekawszych właściwości sztuki, która odróżnia ja np, od masturbacji, jest zdolność do stawiania odbiorcy wyzwań, prowokowania myślenia, badania granic percepcji, a czasem nawet robienia mu niemiło. Moim zdaniem pomaga to w rozwijaniu gustu, a może nawet, kto wie, w samorozwoju ogólnym. AI-owa personalizacja wydaje się otwierać nieskończone możliwości, sam bym się pewnie jarał - tyle, że jednocześnie widzę w tym pułapkę z potencjałem zmiany sztuki we wspomnianą masturbację mózgownicy.
Czy black metalowiec nie może chodzić do kościoła?
Czy raper musi wychowywać się na ulicy?
Czy to dla Was się liczy?
A jeśli liczy - to dlaczego?