Dobra, myślę, że nie ma sensu przedłużać i na pałę szukać kolejnych potencjalnych hitów 2023. Co poznałem i posłuchałem, to poznałem i posłuchałem i z tego mogę uformować już zamkniętą listę bdb płytek. O rozczarowaniach nie będę pisał bo i po co? Lepiej wymienić to, co warte polecenia.
Najwięcej i najchętniej słuchałem
DHG,
Wija i
Cirith Ungol.
Dødheimsgard nagrał świetną, progresywno-awangardową płytę, która jest wypełniona świetnymi i śpiewnymi pieśniami. O wiele bardziej mi się podoba niż poprzedni album, tutaj ugryźli bardzo mocno od przebojowej strony.
Wij to płyta, której słuchałem w kilka bloków po kilka-kilkanaście razy w ciągu dnia. Niesamowicie hiciarski materiał, proto-doomowo-stonerski z kapitalnym głosem i tekstami, na sam koniec roku wepchał się na czoło peletonu.
Cirith Ungol po raz kolejny dowieźli zajebistą płytę, którą uważam za jeszcze lepszą od powrotnego albumu. Sztos riffy, sztos wokale, sztos numery.
Ciutkę mniej, ale na pewno nie mniej chętnie rozbrzmiewały u mnie dźwięki
Malokarpatan,
Dopelorda i
Kaevum. Słowacy przyłożyli zajebistym heavy/blackiem na progresywno-rockowo. Chyba najlepszy materiał spośród wszystkich pełniaków, które i tak były co najmniej bardzo dobre.
Dopelord także nagrał moim zdaniem najlepszą płytę w karierze, bo to pierwszy ich matex, na którym absolutnie wszystko mi pasuje. Za to
Kaevum to jedyny przedstawiciel black metalu w tym zestawieniu, który jednocześnie nie jest ani heavymetalowy, ani deathmetalowy, ani warmetalowy, tylko jest przekozackim, czarnym strzałem w tolerancyjne mordy. O taki black metal nie hajlowałem.
Bardzo podobał mi się również black/doomowy potwór, jakiego zrodziło rodzime
Hell's Coronation. Również tutaj mamy najlepszy materiał w karierze, poprzednie mi się podobały, ale ten mnie po prostu zgniótł. W ostatnich dniach udało mi się dodatkowo odkryć dwa inne wykurwiste projekty, które uraczyły nas w tym roku albumami. Mowa o
Gateway i
Satanic Witch. Pierwszy to jednoosobowy, belgijski death/doom w moim ulubionym stylu, czy gęsty, bogaty i zabulgocony. Drugie to coś zgoła odmiennego, bo projekt muzyków powiązanych m.i. z Wolvennest, a muzycznie jest to wspaniała fuzja black metalu i okultystycznego rocka z babą na wokalu. The Devil's Blood anyone?
Na koniec płytki, które nie mogą nie zostać wyróżnione, bo okazały się również przechujami, tak jako nowe odkrycia, jak i wyczekiwane nowości. Cudny
Sanctuarium, czyli kosmiczno-jaskiniowo-gruzowniczy death doom. Bardzo dobry, po nieco słabszym poprzedniku
Blood Ceremony, przywracający wiarę w blacksabbathowe Jethro Tull. Odkrycie roku, czyli stołeczny
Metallus, pokazujący jak się gra epic doom metal w duchu mistrzów gatunku, zrywający papę z dachu wokalami i riffami.
I to myślę, że byłoby na tyle, jeśli chodzi o ciosy muzyczne 2023. Parę rzeczy, chociaż także dobrych, to się do takiego ścisłego topu nie załapało. Vastum, Wolvennest, Urfaust, Alatrage nagrały fajne płyty, ale niekoniecznie chciałbym je mieć na winylu. Co do samego winyla zresztą, to jak uzupełnię moje ulubione materiały z minionego roku na tym nośniku, to pochwalę się fotką, bo póki co mam tylko część