Kochane Metale, kataniarze moje najsłodsze! Ponieważ nowy album koncepcyjny Słowaków jest wspaniały muzycznie, ale też intrygujący w kwestii opowiadanej historii, postanowiłem nieco się w nią zagłębić. Podróż do Pragi epoki rudolfińskiej okazała się na tyle fascynująca, że zdecydowałem się Wam ją przybliżyć, co pozwalam sobie uczynić w poniższej ściągawce. Jeśli jesteście zainteresowani tym, o czym traktują teksty na
Vertumnus Caesar i chcielibyście doświadczyć tej płyty jako koherentnej całości, łączącej tekst z muzyką, przeczytajcie poniższy tekst dla lepszego zrozumienia najnowszego dzieła Słowaków, które moim zdaniem nie ma słabych punktów. Tym bardziej, że muzyka może stanowić ilustrację do tekstów. Galopujące tempo pierwszego utworu przypomina szybką jazdę karetą, ciężki i mroczny kawałek o golemie jak ulał pasuje do historii o potworze z gliny, a końcówka ostatniego, nastrojowa i melancholijna, jest doskonałym zobrazowaniem tekstu o tym, że oto wraz ze śmiercią cesarza zakończeniu uległa pewna epoka, itp. "Vertumnus Caesar" , to kolejna w dorobku naszych południowych sąsiadów "płyta totalna", więc żeby dokładnie poczuć jej klimat i mocniej doświadczyć tych dźwięków, warto wiedzieć o czym traktuje. A nawet jeśli płyta nie przypadła Wam do gustu, historia na niej opowiedziana jest moim zdaniem na tyle ciekawa, że warto ją poznać.
Kočár postupuje temnomodrými dálavami na juhozápad
(The Carriage Moves Southwest Through the Dark-Blue Distances)
Spawn of a consanguineous bond
of the crown prince and Maria of Spain
Where there was no room for affection
but the arrogance of Habsburg might
A constellation we do share
Żeby lepiej zrozumieć ten fragment, trzeba cofnąć się w czasie o około sto lat od wydarzeń będących tematem nowej płyty Słowaków. Dynastyczne koligacje Habsburgów, które doprowadziły do skupienia w rękach jednej rodziny władzy w Niemczech oraz Hiszpanii, zapoczątkował w 1496 ślub Filipa Pięknego z dynastii Habsburgów oraz Joanny I Kastylijskiej, córki Izabeli I Kastylijskiej ( przydomek "katolicka" ) i Ferdynanda II Aragońskiego, władców, którzy zakończyli trwający ponad 400 lat okres "rekonkwisty", czyli odbijania ziem Półwyspu Iberyjskiego z rąk muzułmanów, najeźdźców odpowiedzialnych za zniszczenie królestwa Wizygotów w VIII wieku. Joannę I Kastylijską zwano potocznie "Joanną Szaloną", ponieważ na skutek swojego neurotycznego charakteru oraz licznych zdrad męża, popadła w szaleństwo i spędziła ostatnie lata życia w klasztorze. Ten ślub sprawił, że Habsburgowie otrzymali dziedziczną władzę w Hiszpanii, będąc jednocześnie władcami "Świętego Cesarstwa Rzymskiego". Od tej chwili Habsburgowie w samej Europie skupiać będą władzę na ziemiach Hiszpanii i Portugalii oraz Niemiec i północnych Włoch. Właściwie jedynymi znaczącymi krajami bez Habsburgów jako władców będą w tym czasie tylko Anglia, Francja oraz... Polska. Cała reszta, nie licząc mało wówczas jeszcze znaczących królestw Skandynawii oraz Rosji, jak również fragmentu Bałkanów pod władzą Turków, znajdzie się w rękach jednej rodziny o niewyobrażalnym bogactwie i wpływach na świecie.
Z małżeństwa Filipa Pięknego oraz Joanny Szalonej rodzi się wiele dzieci, ale nas będą interesować dwaj bracia, Karol V oraz Ferdynand I. Nie wchodząc w szczegóły, można w tym momencie poprzestać na stwierdzeniu, że podzielili się oni władzą, rozdzielając dynastię na dwie gałęzie, hiszpańską oraz niemiecką. W Hiszpanii rządził będzie Karol V oraz jego dzieci, natomiast w Niemczech Ferdynand I oraz jego dzieci. Rudolf II będzie jego wnukiem.
Od tego momentu Habsburgowie chętnie będą chcieli łączyć się z innymi rodami królewskimi, aby przejąć ich ziemie. Z drugiej natomiast strony, będą unikać wżeniania się w ich ród innych władców w celu uniknięcia utraty władzy. Stąd wezmą się małżeństwa wysokiego pokrewieństwa, które bardzo szybko doprowadzą do zwyrodnienia rodu w osobach Don Carlosa, syna Karola V , czy nieślubnego dziecka Rudolfa II, bohatera tej płyty, o czym jeszcze napiszę. Zacznie również uwidaczniać się u nich ów sławny prognatyzm, czyli nadmierne wysunięcie kości trzewioczaszki, owa "warga habsburska", przez którą ci wielcy władcy będą dyszeć, ślinić się i seplenić, a nawet mieć problemy z jedzeniem. Ciekawostką jest, że prawdopodobnie nie była to wada genetyczna habsburskiej krwi, lecz skaza genetyczna odziedziczona po polskiej księżenej Cymbarce Mazowieckiej z rodu Piastów, kobiecie żyjącej na przełomie XIV i XV w., którą Jagiellonowie wżenili z powodów politycznych w ród Habsburgów. Mamy więc tu wątek polski.
Takie to porąbane, że tyle musiałem napisać żeby dotrzeć wreszcie do tego imienia "Maria Hiszpańska", które pojawia się w drugim wersie pierwszego utworu płyty "Vertumnus Cesar" . Maria Hiszpańska, matka Rudolfa II, była córką Karola V Habsburga i poślubiła Maksymiliana II, syna Ferdynanda I, czyli... brata Karola V. Tak, tak, poślubiono tu ze sobą dzieci dwóch braci. I dopiero ze związku Maksymiliana II z jego kuzynką rodzi się w 1552 roku Rudolf II jako jedno z 15 dzieci, z czego dla historii zawartej na płycie istotny będzie tylko znienawidzony przez Rudolfa brat Maciej.
Choć oba dwory Habsburgów miały w sobie tę samą krew, jeszcze wtedy lekko rozrzedzoną przez z jednej strony krew naszych Jagiellonów, z drugiej władców Portugalii, czego opisywania Wam już oszczędzę, panowała na ich dworach zupełnie odmienna kultura. Habsburgowie hiszpańscy byli "arcykatoliccy", natomiast ci niemieccy skłaniali się ku religijnej tolerancji i sprzyjali protestantom. Podczas, gdy w Hiszpanii tego okresu inkwizycja hulała w najlepsze, w Niemczech ustanowiono w 1555 roku prawo "cuius regio, eius religio", czyli "czyja władza, tego wiara". Umożliwiało to elektorom ( pomniejszym władcom poszczególnych ziem Cesarstwa Rzymskiego, którzy mieli prawo wybierania cesarza ) oraz ich poddanym na praktykowanie wiary w wybranym przez siebie obrządku. Stąd narastające konflikty religijne, ponieważ część elektorów była protestantami, a część katolikami. Cała polityka władców cesarstwa polegała z tego powodu na lawirowaniu pomiędzy obiema frakcjami. Habsburgowie niemieccy prowadzili też hulaszczy tryb życia, podczas gdy dwór hiszpański był bardzo surowy i obwarowany skomplikowaną etykietą. Maria Hiszpańska, bardzo surowa i religijna kobieta, czuła się w Wiedniu bardzo nieswojo, a obecni na dworze protestanci napawali ją wręcz panicznym strachem. W Hiszpanii przecież wszyscy spłonęliby na stosie. Liczne miłostki jej męża Maksymiliana II wzbudzały smutek i żal, żyła więc - mimo, że była ponoć piękną kobietą - w osamotnieniu nie rozumiejąca świata wokół z jednej strony, z drugiej sama przezeń nierozumiana. Mimo to Maria i Maksymilian kochali się, a młody Rudolf obserwował jak ojciec próbuje przeciągnąć matkę na protestantyzm, ona natomiast odwrotnie. Już wtedy w dziecku tworzą się pierwsze odruchy niechęci wobec obu wyznań, które potem pchną go w ramiona okultystów i alchemików.
Matka chciała jednak chociaż dzieci ustrzec przed losem ojca skłaniającego się ku herezji i sprawić, aby wyrosły utwierdzone w wierze katolickiej. Wymogła więc na swoim mężu, aby dwóch najstarszych synów, z których jeden na pewno zostanie następcą tronu, wysłał na dwór królewski Hiszpanii rządzonej przez jej brata Filipa II. Dziećmi tymi byli Rudolf oraz jego najstarszy brat Ernest. W 1564, w wieku 12 lat Rudolf wyrusza więc w podróż swoją karetą najpierw do Włoch, gdzie wsiada na statek i płynie do gorącej i egzotycznej Hiszpanii:
Upon insistence of our royal mother
We are delegated towards the court of Madrid
to educate ourself in Catholic ethics
Extricated from Vienna's loose morals
In preparations for caesarian demeanor
From the dark walls of fatherland, a thousand miles south
The carriage rattles through
nightly planes of the Mediterranean
Na dworze hiszpańskich Habsburgów , Rudolf odbiera swoją edukację. Uczy się łaciny oraz historii, ale przede wszystkim matematyki, która spośród wszystkich nauk interesuje go najbardziej, i która najłatwiej wchodzi mu do głowy. Na surowym dworze wuja uczy się także etykiety, uczy się milczeć i wyrażać emocje gestami. To tam stanie się małomównym i ponurym mrukiem, jakim zapamiętają go później wszyscy, gdy zostanie już cesarzem. W Wiedniu jego ojciec gromadził dzieła sztuki, które chłopiec uwielbiał oglądać, podobnie jak myszkować po bibliotece cesarskiego pałacu. Nie inaczej było w Hiszpanii, bo choć z mojego powyższego opisu antyklerykał może wyciągnąć wniosek, że hiszpańscy Habsburgowie byli rozmodlonymi dewotami na bakier z kulturą, byłby to wniosek błędny. Pamiętajmy, że mamy do czynienia z renesansem. Wtedy każdy, absolutnie każdy władca, nawet Iwan Groźny w Moskwie, interesował się sztuką. Dlatego również w Hiszpanii istniała ogromna biblioteka, a Filip był mecenasem poetów oraz malarzy. Młody Rudolf skwapliwie z tego wszystkiego korzystał i to właśnie w Madrycie, a nie w Wiedniu, poznaje pierwsze traktaty okultystyczne.
We observe the deformed Prince of Asturias
blinding horses in the stables
Kim był ów "deformed prince of Asturias" ? Wspominałem wyżej, że Habsburgom rodziły się dzieci psychicznie chore ze względu na uprawiany przez nich chów wsobny. Jednym z nich był szaleniec Don Carlos, syn wujka Rudofla II, władcy Hiszpanii Filipa. Była to osoba absolutnie aspołeczna. Rzucał się na ludzi z nożem, miał ataki epilepsji i agresji, smarował się kałem, okaleczał zwierzęta. Dlatego ojciec zdecydował się po jednym z wielu takich incydentów uwięzić go w komnacie bez okien i pozbawić kontaktu z ludźmi. Zakazano też mówić o nim na królewskim dworze, a nawet modlić się za niego publicznie. W takich warunkach zmarł w 1568 roku.
Protestants twist in agony
Charred in the autodafés of Toledo
Inquisition's iron fist liberates the souls
from earthly shells fallen into depravity
Jednak jednym z największych doświadczeń formacyjncyh młodego Rudolfa i może najważniejszym, czego doświadczył na hiszpańskim dworze, było wzięcie udziału w mieście Toledo w paleniu protestantów na stosie. Jego wuj nie lubił takich widowisk i unikał ich, lecz "poświęcił" się dla potrzeb edukacji bratanka. Na głównym placu miasta wykonano więc dla Rudolfa i jego brata Ernesta spektakl "auto da fe". Część protestantów wyrzekła się publicznie przed trybunałem inkwizycyjnym swoich błędów i została uwolniona, część trwała przy nich więc spalono ją na oczach Rudolfa. Było to dla niego obrzydliwe i tylko pogłębiło jego niechęć do zinstytucjonalizowanej wiary, odsuwając go od niej na resztę życia. Oczywiście na tyle, na ile mógł odsunąć się od niej człowiek pełniący w tamtych czasach funkcje publiczne. Tu jednak, na placu w Toledo, narodzi się jego niechęć do religijnych sporów epoki, od których będzie uciekał za wszelką cenę, a ukojenie i nadzieję na ich przezwyciężenie odnajdzie w ułudzie okultyzmu oraz alchemii. Będzie gardził jednakowo katolikami i protestantami.
As we pass through the dim hallways
of El Escorial's immense mausoleum
Eskorial, monumentalny i przepiękny pałac królewski hiszpańskich Habsburgów, budowany na planie kraty, na której miał być smażony św. Wawrzyniec, a więc podzielony na 16 rozległych, kwadratowych dziedzińców, zrobił na Rudolfie tak ogromne wrażenie, że ten chciał go "podrobić" podczas rozbudowy królewskiego zamku w Pradze. Hiszpanie nie chcieli jednak przesłać mu planów swojego pałacu żeby nikt nie był w stanie zbudować niczego równie pięknego. Rudolf II kazał więc zrobić w podobnym kształcie chociaż jedną z bram wjazdowych do swojego pałacu na Hradczanach, której kształt utkwił mu w pamięci z dzieciństwa. Wciąż zdobi zachodnie wejście do zamku, więc jeśli będziecie w Pradze, możecie ją sobie obejrzeć.
Pod koniec pobytu na hiszpańskim dworze Rudolfa i jego brata Ernesta , na południu Hiszpanii wybuchło powstanie Morysków - wyznających islam mieszkańców Półwyspu Iberyjskiego, którzy sprzyjali muzułmanom mieszkającym za Gibraltarem i dlatego rząd hiszpański zawsze traktował ich jako obywateli drugiej kategorii. Filip II polecił napisać obu chłopcom rozprawę o tym jak powinni zostać potraktowani rebelianci. Ernest domagał się surowych kar, Rudolf stanął po stronie religijnej tolerancji. Plan Marii Hiszpańskiej, która wysłała syna na dwór swojego ojca aby zrobić z niego prawowiernego katolika, nie powiódł się.
Vertumnus Caesar
Kim jest tytułowy Wertumnus ? W mitologii rzymskiej jest bogiem przemian zachodzących w naturze oraz jej tajemnic. Ponieważ w czasach Rudolfa II alchemię określano jako "filozofię naturalną" i uważano za jedną z naukowych metod odkrywania tego, jak funkcjonuje właśnie świat przyrody, bóg Wertumnus stał się w renesansowej kulturze alegorią alchemika prowadzącego swoje badania. I tak też został sportretowany Rudolf II na obrazie namalowanym w 1590 r. "Cesarz Rudolf II Habsburg jako Wertumnus", pochodzącego z Mediolanu włoskiego malarza Giuseppe Arcimbolda. Artysta ten rozpoczął swoją karierę jako nadworny malarz i portrecista jeszcze na dworze dziadka Rudolfa II, potem służył również jego ojcu. Szybko zdał sobie sprawę, że talentem nie dorasta do największych artystów swojej epoki, takch jak np. Tinoretto, Bruegel, czy rozpoczynający pod koniec jego życia swoją karierę największy z największych, Caravaggio. Dlatego poszedł w awangardę i stał się protoplastą surrealizmu. Malował portrety łącząc je z martwą naturą. Polecam obejrzeć niepokojący cykl jego obrazów "pory roku" , ale największą sławę u potomnych przyniósł mu chyba właśnie owocowo - warzywny autoportret swojego praskiego mecenasa Rudolfa, który bardzo cenił sobie talent Włocha, a "Cezara Wertumnusa" powiesił w sypialni nad łóżkiem. Mimo, że jest to obraz także satyryczny. Nos z gruszki i worki pod oczami w postaci... i tu cholera nie wiem, cebulek ? Oliwek ? A do tego rumiane policzki z jabłek - wszystko to pokazywało, że w czasie malowania tego obrazu, cesarz regularnie już zaglądał do kieliszka i często chodził podpity. Ale oprócz satyry, jest tam także alegoria. Człowiek jakby poskładany z płodów ziemi niczym monstrum Frankensteina z kawałków ciała, staje się modelem wegetatywnej natury, a przez to całego stworzonego świata, makrokosmosu, którego jest odbiciem w skali mikro. Wpisywało się to w intelektualny model epoki głoszącej "jako w niebie , tak i na ziemi", co znaczyło, że wierzono wówczas jakoby pojedyncze i widoczne zjawiska świata dawały wgląd w szersze funkncjonowanie natury, a to z kolei pozwalało dotrzeć do Boga. I wreszcie: Rudolf II jako alchemik - jak lepiej pokazać człowieka, który zatrudnił w swoim mieście dziesiątki alchemików i zagnał ich do pracy w poszukiwaniu kamienia filozoficznego, mającego dać mu nieograniczoną moc i władzę ?
Osvetlený zafírovo modrým žárem observatória
I jako alchemik z zamiłowania ( uwielbiał też składać zegary, co śmieszyło jego dworzan, ponieważ uważano wówczas, że praca tego typu jest niegodna arystokraty ) w Wieży Prochowej pałacu w Pradze urządził własne laboratorium alchemiczne, gdzie godzinami sam lub z innymi alchemikami próbował sztucznie wyprodukować złoto lub otrzymać kamień filozoficzny. Tam właśnie wraz z Kelleyem prowadzili swoje badania. Angielskiemu szarlatanowi, któremu Słowacy poświęcili cały utwór, więc jego historię jeszcze opowiem, oczywiście nic się nie udało. Wściekły Rudolf wyrzucił go z pałacu i nie chciał widzieć na oczy, choć jeszcze nie wygnał z miasta.
Amongst armillary spheres of Brahe
Where the finest scholars north of Alps
read the threads of our fate
Tycho Brahe po raz pierwszy spotkał się z Rudolfem II w Ratyzbownie na jego koronacji na króla Czech w 1575 roku. Cesarze byli koronowani zawsze trzykrotnie, ponieważ trzy ziemie wchodziły w skład Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego - Niemiec, Czech i Węgier. Na króla Węgier Rudolf był koronowany w 1572, niedługo po swoim powrocie z Hiszpanii, na króla Czech w 1575, cesarzem imperium zostaje natomiast po śmierci swojego ojca w 1576 r. Młody władca był pod ogromnym wrażeniem alchemika, astrologa i astronoma do tego stopnia, że poprosił go o stworzenie horoskopu. Taki horoskop powstał i liczył sobie ponad 200 stron, a najważniejszą jego część stanowiły dwie przepowiednie. Pierwsza mówiła, że Rudolf zostanie pozbawiony tronu przez kogoś z najbliższej rodziny, druga, że kiedy umrze lew otrzymany w darze od władcy Turków, umrze także i on, ponieważ zwierzę i jego łączyły identyczne horoskopy. Z tego powodu Rudolf w przyszłości nie będzie chciał poślubić żadnej kobiety ku utrapieniu Watykanu oraz hiszpańskiej gałęzi dynastii Habsburgów. Nie znaczy to jednak, że zostanie seksualnym abstynentem. Po powrocie z Hiszpanii rzuci się w wir dworskiego życia i korzystając z licznych kurew, nabawi syfilisu, choroby powoli wyniszczającej jego ciało aż do końca życia i będącej prawdopodobnie przyczyną jego śmierci. Władzy natomiast pozbawi go jego brat Maciej. Jeśli zaś chodzi o lwa, którego władca trzymał w swoim pałacowym zoo i często odwiedzał, to faktycznie Rudolf zmarł trzy dni po śmierci swojego ulubionego zwierzaka.
Tycho Brache przez lata odrzucał ponawiane zaproszenia Rudolfa II do przybycia i osiedlenia się w Pradze. Do czasu. Ówczesny król Danii, pod którego berłem Tycho dorastał i rozwijał swoją karierę, bardzo sobie astronoma cenił. Do tego stopnia, że podarował mu wyspę, na której ten postawił pałac "Uranienborg" gdzie prowadził swoje badania astronomiczne i alchemiczne. Łaska pańska jednak na pstrym koniu jeździ i syn owego władcy ( nie będę Was już zanudzał tymi wszystkimi imionami, bo komu to potrzebne ? ) już taki łaskawy dla Brachego nie był, więc ten musiał szukać innego lokum. Wtedy przypomniał mu się Rudolf II i jego Praga. Tyche przeprowadził się tam w całą rodziną i swoimi służącymi, osiedlił w Belwederze - wybudowanym przez Rudolfa specjalnie dla celów badań astronomicznych pałacyku - i tam pracował aż do dnia swojej śmierci w 1601. Pochowany został w kościele Tyńskim na praskim rynku. Warto jeszcze dodać, że Tyche sprowadził do Pragi Keplera. Ten był zwiastunem nadchodzącej epoki, która oddzieliła alchemię od chemii i astrologię od astronomii. Stawiał co prawda horoskopy, ale dla pieniędzy, samemu się z tego śmiejąc, natomiast jego badania gwiazd... cóż. Wiemy doskonale jak ważną osobą dla nauki był Kepler, syn mieszczańskiej rodziny, którego biła matka, a ojciec dorabiał jako najemnik. To dzięki Rudolfowi chcącemu posiąść tajemnice wszechświata, niezamożny ojciec współczesnej astronomii mógł prowadzić swoje badania.
We are the guardian of a secret flame
Hailed benefactor of occult arts
Emperor of athanor furnaces
and of the black domes of night!
Pierwsze siedem lat swoich rządów Rudolf spędził w stolicy imperium niemieckich Habsburgów w Wiedniu. Atmosfera dworu jednak stawała się dla niego coraz bardziej przytłaczająca, polityka wymagająca ciągłego lawirowania pomiędzy żądaniami wzajemnie zwalczających się protestantów i katolików odstręczała. Rudolf nie widział sensu w tych wszystkich sporach. Nauczony doświadczeniami wyniesionymi z Hiszpanii, już jako dorosły człowiek uważał, że są one nie do rozwikłania niczym węzeł gordyjski. Tu właśnie zaczął szukać innych rozwiązań problemów imperium, a za sytuację będącą doskonałą egzemplifikacją jego postawy wobec nich niech posłuży jego zachowanie podczas sejmu w Wurzburgu w 1582 roku. Poruszono wówczas kwestię zmodyfikowania przez papieża Grzegorza XIII kalendarza juliańskiego. Wymuszone to zostało coraz dokładniejszym mierzeniem czasu oraz faktem, że czas słoneczny w stosunku do kalendarzowego w ciągu półtora tysiąc lat, które upłynęły od rządów Juliusza Cezara uległ takiemu przesunięciu, że bez reformy nowy rok będzie niebawem wypadał na wiosnę. Zmiana okazała się konieczna i z kalendarza stworzonego przez papieża korzystamy do dzisiaj, ale nie obyło się to bez oporu. Protestowali, jak sama nazwa wskazuje, protestanci, którzy uważali głowę Watykanu za antychrysta i uważali, że wszelkie zmiany w odmierzeniu czasu są tylko pretekstem do tego, aby katolicy zdobyli nad nimi władzę. Rudolf nie potrafił znieść tego głupiego gadania. W pewnym momencie wstał, stwierdził, że odmierzenie czasu jest kwestią matematyki, nie religii i zniesmaczony opuścił obrady. To pokazywało tę jego cechę charakteru, która będzie potem rzutować na dalsze życie imperatora. Nauka stała dla niego ponad sporami ideologicznymi i to ona miała w przyszłości jego zdaniem doprowadzić do szczęścia ludzkości, niejako "przeskoczyć" problemy ideowe i społeczne ówczesnej epoki. Dlatego właśnie stał się "władcą pieców alchemicznych". Swoją politykę uprawiał w laboratoriach alchemicznych poszukując metody uzyskania złota z metali nieszlachetnych oraz kamienia filozoficznego, które pozwolą rozwiązać problemy nurtujące świat. Jego poddani mało go interesowali.
Vovnútri chlácholivého útočišta kunstkamru
(Withinside the Kunstkammer’s Soothing Solace)
Withinside the Kunstkammer's soothing solace
Layeth do we our troubled head
Ere worldly woes twist our brow in distress
A most cherished refuge foundeth we
Amidst Eorthe's peculiarities and yonder
Taka postawa była jednak czystym marzycielstwem, mającym w przyszłości brutalnie zderzyć się z rzeczywistością politycznych faktów. Rudolf wyprzedził o co najmniej dwieście lat myślenie uważane za oczywiste już w oświeceniu i czasach późniejszych, gdy upowszechnił się pogląd, że wszelkie remedium na bolączki świata da się odnaleźć w nauce i racjonalnym myśleniu. Oczywiście racjonalizm Rudolfa był na miarę racjonalizmu jego epoki, która uważała za naukę astrologię tak samo jak astronomię, a alchemii nie odróżniała od chemii, jednak schemat myślenia pozostawał ten sam. Wraz jednak z brakiem efektów w poszukiwaniu kamienia filozoficznego, melancholijny z natury cesarz, samotnik starający się unikać na co dzień przyziemnych problemów świata, uciekał do królestwa swoich fantazji, którą była
Kunstkammer, czyli komnata sztuki, zwana też potocznie "komnatą osobliwości" lub "komnatą cudów".
Zaraz po osiedleniu się w Pradze w roku 1583, Habsburg przystępuje do rozbudowy tamtejszego zamku na Hradczanach, królewskiej siedziby średniowiecznych czeskich władców, górującej na wzgórzu nad miastem. "Kunstkamerę" wydzielono z liczącego 100 metrów, piętrowego korytarza, na którego poszczególnych poziomach znajdowały się różne części skarbów sztuki i natury zgromadzonych przez Rudolfa II podczas całego jego życia. Pierwsze piętro, to właśnie była komnata osobliwości. Zgromadzono tam minerały, rośliny, okazy wypchanych zwierząt z całego świata, kryształy, bezoary ( kamienie wyciągnięte z żołądków martwych zwierząt ), statuy, dzieła złotnicze, zegary różnych wielkości, nietypowe instrumenty muzyczne jak np. flet z kryształu, coś, co wówczas nazywano automata , a my okreśilibyśmy mianem prymitywnych mechanizmów, "proto - robotów" ( ruchomych rzeźb, poruszających się po nakręceniu ramion, etc. ), astrolabia, sekstansy, pierwsze lunety do obserwacji gwiazd, słowem wszystko, co tylko był w stanie wymyślić człowiek tamtej epoki. Drugie piętro zawierało natomiast kolekcję 3000 obrazów największych ówczesnych artystów pędzla. Durera, Cranachów, Bruegla, Tinoretta, itp. Rudolf II dodawał do nich "własne", tj. malowane na jego zamówienie, a ponieważ był małym zboczuszkiem i lubił oglądać gołe baby, wymagał, aby obrazy te przedstawiały nagie kobiety w różnych nieprzyzwoitych pozach, świat odziedziczył więc po nim manierystyczne dzieła przeróżnych gołych Aten, Persefon, alegorii mądrości, pokoju, czy władzy, które prezentowały cycki wyginając się w przeróżnych śmiałych pozach. Tak wyglądała kraina marzeń, do której uciekał cesarz - melancholik ( a pod koniec życia także paranoik ) przed światem. Potrafił zamykać się w swojej galerii na wiele godzin, czasem nawet na cały dzień i nie przyjmować nikogo. Największym zaszczytem i dowodem przyjaźni była możliwość pójścia tam z nim, a najłatwiejszym sposobem zjednania sobie jego przychylności - podarowanie mu czegoś, co mógłby dołożyć do swojej kolekcji. Tak jak i my, cierpiał bowiem na manię zbieracwa. Na szczęście nam wystarczają tylko płyty z muzyką.
Jednak nie tylko żyłka kolekcjonerska odpowiadała za powstanie tego nieprawdopodobnie ogromnego zbioru dzieł sztuki i dziwnych artefaktów z całego świata. Zainteresowany okultyzmem i sztukami tajemnymi, Rudolf dzielił z neoplatonikami pogląd mówiący, że prawdziwa rzeczywistość, ta pozostająca niedostępną naszym zmysłom i codziennemu doświadczeniu, może zostać "podglądnięta" poprzez dzieła niezwyczajne, dziwne i rzadkie. Wchodząc więc do swojej świątyni, Rudolf opuszczał to, co widzialne i przenosił się do świata wyższego oraz bliższego Bogu, zbliżał się do tego, co prawdziwe i realne w odróżnieniu od złudnych mamideł codzienności. Był blisko misterium stworzenia.
Panstvo salamandrov jest v kavernách zeme
Za to, że salamandra, maleńka jaszczurka żyjąca niemalże w całej Europie, stała się stworzeniem magicznym, odpowiada Pliniusz Starszy. Nawet jej nazwa "salamandra" znaczy w języku perskim tyle, co "żyjąca w ogniu."
Pliniusz Starszy w swojej "Historii naturalnej", dziele naukowym z I wieku po Chr. , będącej encyklopedyczną kompilacją wiedzy jego poprzedników zainteresowanych światem natury, zawarł informację jakoby to sympatyczne zwierzątko potrafiło rozpalać ogień. Ponieważ dzieło jego życia, nieukończone niestety bowiem autor zginął podczas erupcji Wezuwiusza w 79 r. po Chr. stało się biblią naukową dla przyszłych pokoleń, informacja poszła w świat i stała się ogólnie przyjętym faktem w średniowieczu, a później również renesansie, nie tylko w kręgu kultury chrześcijańskiej, lecz również w islamie oraz judaizmie, ponieważ nawet w Talmudzie znalazła się informacja o tym, że jaszczurka ta związana jest z ogniem, w którym żyje i który potrafi wytwarzać.
Z czasem salamandrze dodawano coraz bardziej fantastyczne atrybuty. W średniowiecznych bestiariuszach pojawia się już jako jaszczurka ze skrzydłami, potwór z ludzką głową, a nawet występuje w roli satyrycznej jako stworzenie parodiujące papieża. Tak dociera do renesansu z ugruntowaną już pozycją w świecie magii i alchemii jako stworzenie kontrolujące żywioł ognia. Leonardo da Vicni pisze o niej, że nie posiada układu pokarmowego ponieważ odżywia się ogniem, natomiast kompilacja alchemicznych tekstów "Musaeum Hermeticum" z XVII w. pokazuje to stworzenie jako związane z żywiołem ognia, piekłem. Jest jednocześnie zwierzęciem przynależącym do świata natury, demonem i symbolem. Kontrola nad salamandrą pozwala alchemikowi kontrolować ogień. A kontrolować ogień, to mieć wpływ na transmutację metali nieszlachetnych w złoto i móc stworzyć kamień filozoficzny dający nieskończoną władzę i potęgę jego właścicielowi, kamień filozoficzny, który jest jak ziszczony komunizm - wszyscy o nim słyszeli, ale nikt nie widział. Jak przystało na zwierzę związane z ogniem, salamandra musiała żyć gdzieś pod ziemią. I stąd pogląd, że miała swoje królestwo w jaskiniach. A, że Czechy są górzystym krajem i sama Praga trochę jak Rzym wznosi się na wzgórzach, łatwo było wyobrazić sobie, że niezbadane przestrzenie pod nią wypełniają te demoniczne stworzenia.
A skąd w ogóle mit związków salamandry z ogniem ? Z obserwacji. Jaszczurki te uwielbiają spać w bezpicznych, wilgotnych miejscach, a takimi są składy drewna. Gdy potem takie drewno wrzucano do ogniska, ludzie widzieli uciekające w panice stworzonka, chowające się w trawie. I stąd powiązanie tej jaszczurki z ogniem w kulturze.
Maharal a Golem
(The Maharal and the Golem)
"Maharal" po hebrajsku znaczy "nauczyciel". Takim mianem określano rabina Jehudę Loewa ben Becalela, talmudystę i kabalistę urodzonego w 1520 roku w Wormacji. W roku 1553 Loew przeprowadza się na Morawy, gdzie cesarz Maksymilian II, ojciec Rudolfa, tworzy dla niego specjalną funkcję naczelnego rabina morawskich Żydów. W 1573 trafia wreszcie do Pragi. W latach 1592 - 1599 Loew wyjeżdża do Poznania, gdzie zostaje naczelnym rabinem tamtejszej diaspory. Po powrocie do Pragi, spędzi w niej ostatnią dekadę swojego życia i zostanie pochowany w 1609 r. na praskim cmentarzu żydowskim, a jego nagrobek przetrwa do dzisiaj i będzie go można sobie obejrzeć.
W swojej nauce Loew uznawał mistycyzm Tory za ważniejszy od nauk przyrodniczych, ponieważ jego zdaniem więcej prawdy o świecie może powiedzieć studiowanie świętych tekstów żydowskich, niż matematyka lub astronomia. Wynikało to częściowo z tego, że przesiąknął neoplatonizmem, wierzył zatem, że świat prawdziwy, to ten znajdujący się ponad światem materii, a żeby do niego dotrzeć, nie wystarczy parać się samą tylko nauką, względem której jednak nie był wrogi jak moglibyśmy sobie myśleć w czarno - białych kategoriach, przeciwstawiając religijny obskurantyzm "światłemu racjonalizmowi" naukowemu. Wyrażał pogląd, że należy pogodzić "horyzontalną" moc ludzkości, biorącą się z jej kreatywności oraz umiejętności posługiwania się racjonalnym umysłem z "wertykalną" ,absolutną wiedzą Boga. Zatem studia nad Torą jako mistycznym tekstem ujawniającym prawdy stojące ponad zmienną ludzką historią były dla niego najważniejsze, ale zaraz za nimi plasowały się studia naukowe nad światem natury. Kabała już w starożytności inspirowała się neoplatonizmem Plotyna, stąd pogląd Loewa, że Bóg jest niewidzialny, jednak manifestuje się w świecie widzialnym za pomocą dziesięciu "sefir" , które opisywał jako "moce" lub "energie" będące kategoriami ludzkiej percepcji, których jednak - inaczej, niż w klasycznym neoplatonizmie - nie można traktować jako elementów boskiej esencji absolutu. Było to jednak stanowisko bardzo zbliżone do tego, które prezentowali wywodzący się z nieżydowskiej tradycji alchemicy z całej Europy, nic więc dziwnego, że cesarza Rudolfa zainteresowała postać Loewa do tego stopnia, że zapragnął się z nim spotkać:
And talk shall I behind closed doors,
in secrecy with the Emperor
Of matters hidden far beyond sublunary spheres
Mysteries of the Kabbalah,
for which his curious heart yearns so deep
As Prince Bertier of the court leads me
towards the high-ceilinged chamber
Do spotkania rabina z cesarzem doszło 20 lutego 1592 roku. Rudolf II przyjął Żyda w jednej ze swoich komnat ukryty za kotarą z grubego materiału tak, aby oboje nie widzieli się wzajemnie. Rozmowa miała trwać wiele godzin i dotyczyć oczywiście spraw rzeczywistości nadzmysłowej. Ale to tylko jedna z informacji, które dotrwały do naszych czasów. Według innego źródła, cesarz miał spotykać się z twórcą golema wielokrotnie, a swoje dyskusje obaj mężczyźni prowadzili twarzą w twarz w familiarnej atmosferze.
Jehuda Loew w zbiorowej wyobraźni zachował się jednak jako twórca golema. Słowo to znaczy po hebrajsku "zarodek" lub też "bezkształtną materię" , co dalej łączy je z greckim "hyle" - znów bliskość kabały z filozofią grecką.
In pages of Sefer Yetzirah I have sought
How to emulate the workings of God
Sefer Jecira, po hebrajsku "Księga stworzenia", to dzieło żydowskiego mistycyzmu powstałe w drugiej połowie II wieku po Chr. Opisuje sposób w jaki Bóg stworzył świat, robiąc to w oparciu o 10 wyżej wspomnianych sefir oraz 22 słów hebrajskiego alfabetu, których odpowiednie ułożenie i wymowa pozwalają zdobyć panowanie nad materią. To właśnie w Sefer Jecira ma znajdować się przepis na stworzenie golema i to z tej księgi miał korzystać Loew, gdy tworzył swojego humunkulusa.
As my race stands accused
of blood libels and malefic plots
A defender for the ghetto
to be raised from lifeless clay
Chociaż tradycja stworzyła mit golema jako obrońcy praskich żydów, w okresie panowania Rudolfa II nie potrzebowali oni kogoś takiego, cieszyli się bowiem bardzo dużą wolnością zarówno osobistą, jak i w kwestii praktykowania swojej religii. Żydowski kupiec lub bankier był wówczas powszechnym widokiem na ulicach Pragi. Sytuacja uległa jednak zmianie szybko po śmierci bohatera tej płyty, a wraz z nastaniem Wojny Trzydziestoletniej zaczęły się okrutne prześladowania pejsiastych amatorów czosnku i stąd pewnie właśnie tradycja mówiąca o golemie jako obrońcy uciśnionych Żydów.
Yossele shall ye be named
I create as I speak:
Aleph-Mem-Tav
A creature of untamed strength
Loew nazwał swojego golema Józef. Wedle jednej z tradycji, golem miał pełnić funkcję pomocnika rabina i pomagać mu w pracy. W szabas, czyli w sobotę Żydzi jednak pracować nie mogą, ale rabin Loew zapomniał wyłączyć swojego robotnika, a ten wpadł w szał i zaczął mordować ludzi na ulicach getta.
With the Shem placed below his tongue
Allowed to venture out at nights
By dawn sheltered away
in the old synagogue's attic
Szem, to magiczne słowo, które należało włożyć zapisane na pergaminie pod język golema, aby go "uruchomić", a wyjąć, aby "wyłączyć". Gdy golem się zwiesił i zaczął mordować ludzi na ulicach, rabin złapał go i wyciągnął pergamin spod języka, a monstrum rozpadło się na kawałki, które potem zostały ukryte przed ludźmi na poddaszu domu Maharala. Wedle innej tradycji, aby golem był "włączony" należało wyryć mu na czole napis po hebrajsku "prawda" - emeth. Żeby go wyłączyć, wystarczyło zmazać literkę "e", pozostawiając napis "meth", czyli śmierć.
Mnohoraké útrapy milostpána Kelleyho
(The Manifold Sufferances of Sir Kelley)
O, ten to dopiero był fikołek! Anton Szampon LaVey i Crowley mogliby uczyć się od niego jak nabijać naiwnych ludzi w butelkę. Nie jestem do końca przekonany, czy Edward Kelley faktycznie wierzył w te wszystkie anioły, przepowiednie, alchemiczne rytuały, czy tylko wyczuł nosem klimat epoki i unosił się na jej fali, zarabiając pieniądze na ludzkiej naiwności.
Prawdziwe nazwisko tego człowieka brzmiało Talbot. Urodził się w roku 1555 w Worcester w rodzinie dostawcy win dla królewskiego dworu. Podejmuje studia prawnicze na Oksfordzie i zostaje notariuszem, ale tu ujawnia się ta ujemna cecha charakteru, jaką jest pociąg do wszelkich oszustw mających na celu szybkie wzbogacenie się, więc Talbot, wykonujący swój zawód w Leicester, zaczyna fałszować testamenty. Proceder zostaje odkryty, Talbota pozbawia się możliwości zawodu i karze przez obcięcie uszu. Od tej pory przyszły mag i okultysta będzie zasłaniał twarz długimi włosami i nosił modne wówczas kapelusze z klapami. Tak też zostanie uwieczniony na wszystkich portretach. Wówczas też zmienia nazwisko na Kelley.
Sprowadzony do roli żebraka, były prawnik błąka się po Anglii przymierając głodem. Nogi zanoszą go do Walii, gdzie w gospodzie słyszy od jakiegoś żebraka opowieść o tym, że w pobliskim grobowcu mnicha - czarodzieja odnaleziono dwa flakoniki z alchemicznymi substancjami, białym i czerwonym proszkiem oraz tekst zapisany w języku, którego nikt nie rozumie. Kelley ma wtedy 27 lat i dostrzega tu możliwość odmiany losu. Wchodzi w posiadanie tajemniczych proszków oraz tekstu ( być może je kradnie ) i zaczyna szukać kogoś, kto będzie potrafił odszyfrować ową tajemniczą mowę. Młody człowiek wierzy, że na kartce znajduje się przepis pozwalający wyprodukować kamień filozoficzny. Największym specjalistą od spraw tajemnych w tym czasie w Anglii jest znany Wam zapewne John Dee, wówczas nadworny astrolog królowej Elżbiety I, Kelley udaje się więc do niego, przedstawia jako pomocnik aptekarza i alchemik, zjednuje sobie przychylność nadwornego astrologa i odtąd ich ścieżki łączą się aż do lat 90. XVI wieku. Przez ten czas będą nierozłączni jak jedno ciało. Dwóch magów i alchemików sławnych na całą Europę, posiadających magiczne lustro, w którym pojawiają się anioły i demony przemawiające do Kellya w języku enochiańskiem. Dee komunikuje się przez nie z dwoma aniołami, Urielem i Gabrielem jak również z duchem małej dziewczynki imieniem Madimi, udzielającej mu przepowiedni na wiele lat w przyszłość.
Wkrótce w tej nieco awanturniczej historii pojawia się wątek polski. Na Dee i Kelleya w 1583 roku zwraca uwagę przebywający na dworze angielskiej królowej Olbracht Łaski, polski magnat zafascynowany alchemią i sam ją praktykujący. Polak oferuje obu czarodziejom utrzymanie i duże pieniądze w zamian za osiedlenie się w jego kraju. Do udzielenia im protekcji skłania go przepowiednia Johna Dee, jakoby miał zostać w przyszłości królem swojego kraju. Łaski osiedla magów we wsi nieopodal Krakowa, daje niezbędne zaplecze materialne ( obaj panowie narobili w Anglii ogromnych długów i byli nisko pod kreską) i zachęca do badań. Jak wszyscy wielcy jego epoki, pragnie pierwszy odkryć metodę zamiany byle czego w złoto oraz uzyskać ten tajemniczy i owiany mgłą legendy filozoficzny kamień, który ma zapewnić właścicielowi nieograniczoną władzę oraz nieśmiertelność. Dee i Kelley biorą się do pracy, ale nikogo z nas chyba nie dziwi, że bez efektów. Łaski zaczyna się niecierpliwić. W pewnym momencie jest już na granicy tej cierpliwości, zatem Kelley przygotowuje dla niego eksperyment i faktycznie uzyskuje złoto, którego prawdziwość przechodzi testy przeprowadzone u krakowskich złotników. Problem polega jednak na tym, że do produkcji tego złota... trzeba było wykorzystać jeszcze więcej złota. Łaski jest niezadowolony, więc Dee oraz Kelley wypadają z łask. Mają się pakować i wypierdalać wraz z całymi rodzinami, ale wiedzą już gdzie. Jest takie miasto, które przyjmie ich z otwartymi ramionami, jest taki mecenas, znacznie bogatszy od Łaskiego, który udzieli im schronienia. W 1584 roku wyruszają spod Krakowa do Pragi Rudolfa II, gdzie docierają po ośmiu dniach podróży.
W Pradze zamieszkują w domu nadwornego astronoma Rudolfa oraz zarządcy jego laboratoriów alchemicznych, Tadeusza Hajka. Dee stara się o audiencję u cesarza i po dłuższym czasie, dzięki protekcji ambasadora Hiszpanii w Pradze, katolika, który jednak nie miał problemu z magią i zaprzyjaźnił się z Johnem Dee, Anglik tę audiencję uzyskuje. Tu jednak po raz kolejny ujawnia się awanturnicza natura Kelleya. Gdy Dee już rusza spotkać się z imperatorem o wyznaczonej godzinie, jego plany krzyżuje awantura wywołana w nocy poprzedzającej audiencję przez młodszego wspólnika, który spotkał w Pradze jednego ze służących Olbrachta Łaskiego, wdał się z nim w awanturę i dotkliwie go pobił. O mały włos przez Kelleya wielomiesięczne zabiegi o uwagę Rudolfa II mogły zakończyć się fiaskiem.
Do audiencji jednak dochodzi, ale Rudolf wydaje się nie być zafascynowany postacią Anglika , inaczej niż reszta świata. Gdy rozmowa schodzi na tematy okultyzmu, cesarz otwarcie przyznaje, że książki maga czytał, ale zawierają one zbyt dużo wiedzy dla jego umysłu. Chciałby jednak ich kopie, na co Dee się nie zgadza, co Rudolf odbiera jako osobisty afront.
W niedługim czasie nad dwoma Anglikami zaczynają zbierać się czarne chmury. Komunikowanie się z duchami przez magiczne lustro doprowadza do oskarżeń Dee o nekromancję, jego wypowiedzi na temat koniecznej reformy religii w celu zapewnienia ludzkości świetlanej przyszłości, choć nie są z ducha protestanckie i nastawione antykatolicko, zostają tak odebrane przez silną na dworze Rudolfa agenturę Watykanu. Papież naciska na cesarza, aby ten uwięził obu magów i wysłał ich do Rzymu przed trybunał inkwizycyjny. Nie pomagają też niepozbawione podstaw spekulacje, że John Dee jest agentem królowej Elżbiety na dworze niemieckich Habsburgów. Jednak Rudolf robi co innego. Każe im pakować manele i opuścić Pragę natychmiast. Wszystko dzieje się w 1586 roku. Na terenie Niemiec zostają jednak zawróceni do Czech przez czeskiego magnata i dworzanina cesarskiego, Vilema Rożemberka. Ten udziela im schronienia najpierw w mieście Czeski Krumlov, a ostatecznie w Trzeboniu i podobnie jak wcześniej Olbracht Łaski, zostaje ich mecenasem.
W Trzeboniu robią jedyne, co potrafią - czarodziejskie trololo. Bez efektów, jak trzy lata wcześniej w Polsce, ale Rożemberk jest bardziej cierpliwy. Zacieśniają się więzy między Johnem Dee i Edwardem Kelley. Dee zaczyna ulegać wpływom bardziej charyzmatycznego asystenta. Ten stwierdza, że potrafi tłumaczyć język enochiański, którym porozumiewają się z nimi duchy, co daje mu nieograniczone możliwości w owijaniu sobie Johna Dee wokół palca. Skwapliwie z tego korzysta. Pewnego dnia stwierdza, że otrzymał od duchów polecenie, aby obaj mężczyźni połączyli się majątkiem oraz... żonami. Zważywszy na to, że Dee miał o wiele od siebie młodszą, dwudziestokilkuletnią szmulę, Kelley mógł na tym wiele skorzystać. Jego żona nie oponowała. Młoda małżonka Johna Dee owszem, ale naciskana przez męża widzącego we wszystkim wolę świata nadzmysłowego, uległa żądaniom Kelleya i od tej chwili Edward mógł chędożyć ją w najlepsze legalnie i bez niczyich oporów. Historia jakby żywcem wyjęta z "Dekameronu" Boccacia. Wszystko, co dobre kiedyś jednak musi się skończyć i tak skończyła się również kariera Johna Dee w Czechach. Sfrustrowany brakiem powodzenia w poszukiwaniu kamienia filozoficznego w 1589 roku starszy z Anglików spakował swoje rzeczy i wraz z rodziną wrócił do Anglii, korzystając z zaproszeń do powrotu wysyłanych do niego przez królową Elżbietę. Wydawał się dostrzegać już, że cała ta alchemia jest chyba nieprawdą, a widząc, że grunt pali mu się pod nogami ( wreszcie cierpliwość Rożemberka także zaczęła się wyczerpywać ), wrócił do domu. Nigdy więcej już nie widział Kelleya.
Kelley jednak postanowił pozostać. Czy to jego awanturnicza natura cwaniaka, czy możliwość łatwego bogacenia się, a najpewniej obie te rzeczy jednocześnie, kazały mu nie opuszczać Czech i dalej wkupiać się w łaski czeskich możnych panów, mających o nim wysokie mniemanie, wyższe, niż może on sam o sobie. W tym samym roku, w którym rozstał się z Johnem Dee, został powtórnie zaproszony na dwór Rudolfa II do Pragi, który prosił, aby nadzorował jakiś bardzo ważny alchemiczny eksperyment. Kelley skwapliwie korzysta z zaproszenia, a na dworze Rudolfa dokonuje transmutacji metalu w złoto. Co prawda w niewielkiej ilości i pewnie metodami, które wywołały wcześniej niezadowolenie Łaskiego, ale zapatrzony w alchemię i alchemików Rudolf zdawał się tego nie zauważać. Nadał Kelleyowi tytuł szlachecki i sowitą pensję, a jakby tego było mało, bezuchy okultysta otrzymał jeszcze w nadaniu ziemię z dziewięcioma miejscowościami, z których czerpał ogromne zyski rozbudowując je, ale też ciemiężąc pracujących tam chłopów oraz mieszczan, doprowadzając ich przez swoją zachłanność do ruiny. U progu lat 90. XVI wieku ten pozbawiony uszu oszust znalazł się chyba u szczytu swojej potęgi jako bogaty i ceniony intelektualista. Fortuna jednak szybko lubi odwracać od nas swój wzrok.
Twice have I suffered here in chains
An indignity offered to me
within none other part of the world
W roku 1591 wybuchowa natura Anglika po raz kolejny daje o sobie znać. Zabija w pojedynku Czecha ze starodawnej szlachty z wielowiekowymi tradycjami sięgającymi głębokiego średniowiecza. Co gorsza, Czech ten zaliczał się do przyjaciół Rudolfa II. Cesarz jest wściekły, poza tym pojedynki są w Pradze zakazane przez prawo. Każe uwięzić Kelleya, tym bardziej, że brak sukcesów w produkcji złota także jego, trzeciego z rzędu mecenasa bohatera tego utworu, zaczyna irytować. Kelley jednak próbuje uciekać do swojego poprzedniego sponsora, wspomnianego wyżej Rożemberka. Zostaje jednak ujęty w drodze i trafia do celi w wieży więziennej miasta Krzywoklat w środkowych Czehach. Tam spędza dwa i pół roku, podczas których za poleceniem Rudolfa II, także przy pomocy tortur ( cesarz doskonale odrobił lekcję z czasów obserwowania podczas pracy hiszpańskiej inkwizycji ), próbuje się z niego wydrzeć wszystkie alchemiczne tajemnice. Oszalały na punkcie magii Rudolf, coraz usilniej starający się pogodzić swoje marzenia z rzeczywistością uważa, że Kelley potrafi zamieniać metal w złoto i uzyskać kamień filozoficzny, tylko nie chce tego zrobić. Magowi udaje się jednak przekupić jednego z nadzorców, ten dostarcza mu sznur, po którym Kelley schodzi przez okno z więziennej wieży. Sznur jednak w pewnym momencie urywa się. Upadek z wysokości okazuje się dla Anglika tak nieszczęśliwy, że trzeba mu amputować nogę. W odróżnieniu jednak od uszu, tutaj można założyć drewnianą protezę. Żona zabiera męża kalekę do Pragi. Jego dobra passa jednak skończyła się bezpowrotnie. Możny protektor Rożemberk zmarł ze starości, a jego syn woli wydawać pieniądze na egzotyczne kobiety i alchemia w ogóle go nie interesuje, natomiast wszystkie ziemie Kelleya zostały skonfiskowane. Utracił też cesarską pensję. A długi rosły nieprzerwanie. Z ich powodów trafia do więzienia po raz drugi, tym razem w miejscowości Most, gdzie później powstanie jego pomnik, istniejący do dziś.
Hence written I have a treatise
to guide your imperial mind
into all the truth of ancient philosophy
Chcąc udobruchać Rudolfa, pisze w więzieniu traktat "De Lapide Philosophorum" ( "O kamieniu filozoficznym" ) i wysyła mu go wraz z listem mówiącym, że jest niewinny. Cesarz nie odpowiada. Zdesperowana żona interweniuje na dworze cesarza, jednak bez skutku. Kelley decyduje się zatem uciec raz jeszcze i to w taki sam sposób jak poprzednio. Tym razem sznur także się urywa, Kelley spada, a w wyniku upadku strzaskana zostaje jego druga, zdrowa noga, którą również trzeba amputować. Niegdyś wielki człowiek, o którym mówiła cała Europa, przyjaciel cesarza Rudolfa II Habsburga, właściciel licznych ziem i bogacz, nie widzi już żadnej drogi wyjścia. Postanawia umrzeć. Dnia 1 listopada 1597 roku żona podaje mu truciznę, kończąc tym samym awanturnicze życie angielskiego okultysty.
Twice have I jumped from the miseries
of castle towers' confinement
Now crippled is my flesh
as much as my restless soul
Thus drink I will of poison,
on this dreary eve autumnal
to reach oblivion's sweetness
I hle, tak zachádza imperiálna hviezda
(And Lo, Thus the Imperial Star Descends)
Grim are the days now and our beloved castle walls
appear to be strangling us
Figures upon tapestries seem to mock our pains
No longer we lend our ear to comforting sounds
of posaunes in the gardens' shadows
Armed with unicorn's horn and agate grail
we draw magic circles of protection
As they lurk for us with crossbows in dark corners
They say the Devil has overtaken our soul
Około roku 1600 cesarz Rudolf II zaczął coraz bardziej separować się od świata. Odpowiadała za to melancholia powoli przeradzająca się - jak twierdzą historycy - w depresję, postępujący alkoholizm i syfilis, ale też pewnie coraz mocniej docierająca do władcy prawda, że wszystkie jego wieloletnie wysiłki zapanowania nad naturą nie przynoszą efektu. Godzinami przesiadywał w swojej komnacie sztuki, wyraźnie woląc towarzystwo obrazów i dziwów natury sprowadzonych z całego świata, niż towarzystwo ludzi. Z czasem napady depresji stawały się tak silne, że cesarz sam stwierdzał jakoby był opętany przez szatana, co skwapliwie odnotowywali przebywający na jego dworze wysłannicy Watykanu. Poza tym takie oświadczenia w epoce wierzącej, że świat duchów, aniołów oraz demonów jest równie realny jak świat nauk empirycznych, epoki, która nie odróżniała tego co realne od tego, co wyobrażone, miały ogromną moc. Cesarz próbował zapomnieć o rzeczywistości, niestety ona nie chciała zapomnieć o nim.
Unikając jakichkolwiek prób rozwiązywania sporu protestantów z katolikami, doprowadził do jego zaognienia. Trybut, który Habsburgowie płacili corocznie Imperium Osmańskiemu w zamian za spokój południowych granic państwa, przestał być przez niego opłacany już na początku lat 90. XVI w., a na reakcję nie trzeba było długo czekać - kolejno powtarzające się najazdy pustoszyły tereny dzisiejszych Węgier i Rumunii. A mimo to cesarz - marzyciel kazał wykuwać dla siebie paradne zbroje i malować się na portretach w roli okutego w pancerz wodza, prowadzącego swoje oddziały do boju. Chociaż nigdy nie stanął w polu i przez całe życie nie wąchał prochu, był święcie przekonany, że wiedza magiczna pozwoli mu zdobyć środki na pokonanie nieprzyjaciół, więc na poczet przyszłych zwycięstw kazał przedstawiać siebie w roli wielkiego wodza. Tymczasem jedyne realne próby odparcia Turków sprowadzały się do nieudanej ofensywy dyplomatycznej, mającej na celu stworzenie koalicji państw, która miałaby wyprzeć Osmanów z Europy. Idea krucjat była już jednak martwa od trzystu lat, więc nikt nie był zainteresowany, również Polska, do której regularnie wysyłał swoich posłów.
Takie zachowanie coraz bardziej irytowało stąpających twardo po ziemi Hiszpanów oraz Papieża. Dlatego zaczęli przymykać oko na działania znienawidzonego brata Rudolfa II, Macieja, z którym cesarz nienawidził się od dzieciństwa.
And Matthias, ever hungry for might
approaches from the south
with armed noblemen
to seize what is rightfully ours
Maciej Habsburg był bardziej niż zadowolony z cichego przyzwolenia Papieża oraz hiszpańskich Habsburgów na jego działania. Wziął sprawy w swoje ręce. Chciałem tutaj opisać jak konflikt obu braci powoli nabierał rozpędu, jak przez swoją łatwowierność i brak zdecydowania, Rudolf II pozwolił bratu zdobyć nad sobą przewagę, ale rozumiem, że nie każdy z Was musi lubić historię i pewnie zanudziłby się czytając opis tych wszystkich pałacowych oraz dyplomatycznych machinacji skomplikowanych bardziej niż fabuła "Gry o Srom", które doprowadziły finalnie do tego, że Maciej odbierał bratu każdą z trzech koron jego cesarstwa po kolei, które to wydarzenia można zamknąć z grubsza w pierwszej dekadzie XVII w. Był to proces długotrwały, włączyła się do niego także Francja, której wojska podeszły pod samą Pragę, a wszystko to obserwował coraz bardziej nieradzący sobie z rzeczywistością, chory na ciele ( syfilis doprowadził już do tego, że zwyrodniały mu stawy i miał nawet problemy z poruszaniem się ) oraz umyśle człowiek, któremu władza wymykała się z rąk. Pod koniec życia, osiwiały i blady snuł się już niczym duch po korytarzach swojego zamku. Gdy pozostał władcą już tylko formalnie, odebrano mu nawet to, przenosząc do Belwederu, wspomnianego przeze mnie pałacu, postawionego wcześniej w celu umożliwienia prowadzenia badań astronomom, z którego do śmierci korzystał Tycho Brache. Belweder wychodził na pałacowe ogrody. Rudolf lubił, gdy grała w nich orkiestra, ponieważ nienawidził hałasu. Maciej znając upodobania brata, kazał rozstawić tam wojskowe warty, które każdą godzinę obwieszczały wystrzałami z muszkietu. W takich warunkach poniżony człowiek zmarł 20 stycznia 1612 roku dożywszy lat 60. Ale w ostatnim utworze Słowacy poruszyli jeszcze jeden bardzo ciekawy temat nieślubnego dziecka Rudolfa II:
Our son Julius
turned into tyrant and mutilator
Jest to historia na tyle ciekawa, że warto poświęcić jej chwilę uwagi, ma bowiem potencjał na dobry film nie mniejszy, niż historia niemalże równoległa czasowo Elżbiety Batory. Aż dziw bierze, że opowieść ta nie zrobiła takiej kariery w popkulturze, jak dzieje pani na Czachticach.
Pisałem wyżej, że po przepowiedni Tychona Brache w 1575 roku jakoby ktoś z bliskiej rodziny Rudolfa miał pozbawić go tronu, cesarz unikał ożenku niczym ognia. Nie znaczy to jednak, że się nie zakochał. Jego serce zabiło mocniej do Katarzyny Strady, córki Jakuba Strady, pochodzącego z Włoch zarządcy i kustosza jego "Komnaty Sztuki". Miał z nią sześcioro dzieci z czego coś więcej wiemy dwojgu. O pierwszym historia wspomina, że został zabity w awanturze o prostytutkę, a drugim jest właśnie ów Juliusz, właściwie Juliusz Cesar d'Austria, żyjący w latach 1586 - 1609 szaleniec jakby żywcem wyjęty z horroru.
Z Juliusza zdesperowany Rudolf chciał pod koniec życia zrobić swojego następcę. Cesarz pragnął przerwać działania swojego brata Macieja, udobruchać dwór w Madrycie oraz Rzym wreszcie się żeniąc. Nikt jednak nie chciał już wydać córki za starego, słabego człowieka, toteż imperator chwycił się nadziei, że osadzi na tronie swoje nieślubne dziecko.
Juliusz od najmłodszych lat zdradzał oznaki choroby psychicznej, historycy twierdzą na podstawie istniejących do dzisiaj opisów jego zachowania , że schizofrenii. W roku 1606 w napadzie szaleństwa zabija jednego ze swoich służących. Nie mogąc sobie już z nim poradzić, cesarz kupuje zamek w Czeskim Krumlovie i wysyła tam syna, aby żył w odosobnieniu. Jest to ten sam Czeski Krumlov, w którym swoje alchemiczne badania wcześniej prowadzili John Dee oraz Edward Kelley, wtedy jednak należał do magnackiego domu Rożemberków, który w ciągu dziesięciu lat tak podupadł finansowo ( jak pisałem wyżej - nowa głowa rodu przepuszczała wszystko na egzotyczne dziwki ), że Rożembekowie chętnie pozbyli się swojego zamku. Jest to przepiękne miejsce. Kto mi nie wierzy, niech sobie wygoogluje. Miejscowość rozpostarta nad zakolem Wełtawy jeszcze dziś wygląda jakby zatrzymała się w czasie, a jak pięknie musiała wyglądać tej mroźnej zimy 1608 roku, kiedy wydarzyły się makabryczne rzeczy, które tu za moment opiszę ? Nad malowniczym miasteczkiem rozpościera się zamek i to w nim zamieszkał nieślubny syn Rudolfa.
Czas spędzał głównie na chlaniu oraz polowaniach. Nie były to jednak zwykłe polowania. Swoja zwierzynę lubił Julisz po ubiciu rozcinać i smarować się jej krwią. Jeśli jakiegoś zwierzęcia nie zabił od razu, potrafił znęcać się nad nim godzinami. Ponadto uwielbiał je ćwiartować. Doszedł w tym do niebywałej wprawy, a takie poćwiartowane mięso rozrzucał po całym zamku, przez co śmierdziało tam jak w trupiarni. Był w tym ćwiartowaniu jednak lepszy, niż rzeźnicy. Kiedy natomiast nie oddawał się swojemu krwawemu hobby, pił na umór wraz ze służbą, urządzając w uwalanych krwią salach dzikie libacje. Mieszkańcy Krumlova bali się tedy zamku zamieszkanego przez Juliusza i omijali go szerokim łukiem. Niestety Juliusz nie omijał miasta.
Jednym z prominentnych jego mieszkańców był balwierz nazwiskiem Pilcher, którego dom oraz zakład znajdował się tuż za mostem oddzielającym zamek od reszty zabudowań. Urodziła mu się córka imieniem Małgorzata, uchodząca za najpiękniejszą w okolicy i to ona miała pewnego dnia pecha spotkać na tym moście królewskiego syna. Ten widząc dziewczynę, od razu zaczyna prawić jej komplementy i zachęca do pójścia za nim. Pilcherówna mu ulega. W zamku zamiast randki zostaje jednak w brutalny sposób zgwałcona i dotkliwie pogryziona przez Juliusza, po czym nagą pozostawia się ją w zamkniętej komnacie. Czy to błagając o litość służbę bojącą się swojego pana nie mniej, niż zgwałcona dziewczyna, czy przekupując ją w jakiś sposób, udaje się jednak dziewczynie uciec. Wściekły Juliusz rusza w pogoń. Naga ucieka do lasu ( jest zima przypominam ), ale psy szybko łapią trop i odnajdują zziębniętą dziewczynę zemdloną gdzieś przy zamarzniętym stawie. Zostaje z powrotem zabrana do zamku, a tam czekają na nią już nowe katusze. Jest wielokrotnie gwałcona, biczowana, Juliusz szczuje ją również psami, sycąc się cierpieniem swojej ofiary. Służba nie reaguje, bowiem boi się swojego szalonego pana, w końcu jednak w którymś ze służących chyba odzywa się sumienie, więc po miesiącu takich tortur pomaga dziewczynie uciec. Tym razem Małgorzata nie biegnie jednak do lasu, lecz zhańbiona, wycieńczona, powraca do domu, w którym zostaje ukryta przez wstrząśniętych rodziców przed krwiożerczym panem. Juliusz jednak nie odpuszcza. Porywa ojca Małgorzaty i mówi, że zabije go, jeśli nie odzyska miłości swojego życia. Matka namawia córkę żeby się poddała, najwyraźniej kochając męża bardziej, niż własne dziecko. Ta rusza więc do zamku, po drodze mijając przerażonego ojca. To ich ostatnie spotkanie. Następnego dnia służba po wysłuchiwaniu przez całą noc krzyków i zawodzenia, włamuje się do izby, w której Juliusz zamknął się ze swoją ukochaną. Odnajdują jej ciało poćwiartowane, zwłoki mają wyłupione oczy i obcięte uszy, a Juliusz wysmarowany krwią oraz swoimi ekskrementami płacze całując rozczłonkowane resztki. Po tym wydarzeniu w całym zamku na polecenie Rudolfa zostają zainstalowane kraty, a Juliuszowi zakazuje się opuszczania budynku. Umiera rok później z powodu powikłań związanych ze wrzodem gardła.
Thus the imperial star descends
An era ends:
The magickal realm disappears
As they carry us away
Down below the cathedral
into the crypt of kings
I tak kończy się cała historia. Cesarz Rudolf II, wielki wizjoner i marzyciel, zostaje pochowany w zamkowej katedrze św. Wita. Po latach historycy otwierają pięknie zdobiony sarkofag. Na palcach trupa odnajdują trzy pierścienie, z czego jeden z wygrawerowaną kabalistyczną symboliką - cesarz do ostatnich dni pozostał wierny swoim ideałom. Tytułowa "gwiazda" odnosi się natomiast do klejnotu pochodzącego z czasów rządów cesarza rzymskiego Oktawiana Augusta. Klejnot ów nosił nazwę "Gemma Augustea" i przedstawiał apoteozę rzymskiego władcy. Rudolf II uważał się za jego następcę więc na wielu dziełach sztuki kazał przedstawiać siebie jako właśnie Oktawiana Augusta, a podpisywano je często słowami "astrum fulget caesareum", co po polsku znaczy "imperialna gwiazda świeci".
an era ends
Maciej umiera siedem lat po swoim bracie. Nierozwiązany spór pomiędzy katolikami i protestantami, którego nie chciał rozwikłać cesarz zapatrzony w alchemiczne retorty, doprowadził do defenestracji praskiej, a po niej do najkrwawszego do czasów I Wojny Światowej konfliktu, który pochłonął miliony ofiar, przetrzebił Europę, a Niemcy tak odczuli najazd Szwedów, że jeszcze sto lat później matki śpiewały dzieciom kołysankę zaczynającą się od słów ""Bet´t Kinder, bet´t Morgen kommt der Schwed´ ( "śpij dziecinko, śpij, rano przyjdzie Szwed"). To przez Wojnę Trzydziestoletnią w europejskiej modzie pojawia się obcas. Długotrwałe konflikty upowszechniły mundur jako strój codzienny, a jego częścią były buty do jazdy konnej wyposażone w obcasy, których wcześniej na co dzień nie noszono.
Kolekcja obrazów Rudolfa została zabrana przez Macieja do Wiednia, gdzie po śmierci Rudolfa powróciła stolica cesarstwa Habsburgów. Czego nie zabrał Maciej, ukradli Szwedzi, którzy pojawili się w Pradze w 1648 roku i ogołocili miasto jak szarańcza, zresztą jak Polskę parę lat później. Co się ostało, rozprzedał w latach 80. XVIII cesarz Józef Habsburg, nie doceniając piękna epoki, która nie była "oświeceniem". Resztę wywalono do przylegającego do praskich murów zamkowych Jeleniego Parowu. Kto znał się na sztuce, mógł za darmo wejść w posiadanie renesansowych rzeźb i obrazów.
Śmierć Rudolfa faktycznie zakończyła pewną epokę jeśli chodzi o historię nauki i idei. Po raz pierwszy od czasów starożytnych, rozbrat wzięły astrologia i astronomia, alchemia i chemia, wraz z końcem renesansu odszedł w niepamięć pogląd, że świat duchów i demonów jest tak samo realny jak świat zjawisk przyrodniczych. Zaczęła się też nowa epoka, epoka wątpliwości. Młody oficer francuskiej artylerii Rene Descartes na polach bitew Wojny Trzydziestoletniej zaczyna tworzyć swoją filozofię, w której Bóg potrzebny jest już tylko do tego, ażeby zatrzymać w którymś momencie ludzkie wątpliwości i uprawomocnić tym możliwość istnienia w ogóle jakiejkolwiek wiedzy. Trochę młodszy od niego Blaise Pascal będzie już zdawał sobie sprawę - na długo przed Kantem - że racjonalnie nie da dowieść się istnienia Boga. Będzie jednak wciąż chciał w niego wierzyć , wymyśli więc jedyny racjonalny argument, który może przyjść do głowy znakomitemu matematykowi - zakład biorący swe źródło w rachunku prawdopodobieństwa. Jakże różna to postawa od wierzącego w duchy komunikujące się przez magiczne lustro Johna Dee !
I tak zaszła imperialna gwiazda, choć chłopaki z Malokarpatan sprawili, że rozbłysła jeszcze przez chwilę.
--------------------------------------
Bibliografia:
J. Dauxois,
Cesarz alchemików. Rudolf II Habsburg, Kraków 1997
P. Marshall,
The mercurial emperor. The magic circle of Rudolf II in renaissance Prague, London 2007
E. Fučíková,
Prague in the reign of Rudolph II, Prague 2015
Album dzielę sobie na dwie połowy, które rozgranicza inspirowany progresywnym rockiem włoskiego "Goblin" kawałek o salamandrach. Pierwsza część jest bardziej skoczna i wesoła, dominuje w niej heavy metal. To młodość i nadzieje cesarza Rudolfa. Druga jest bardziej mroczna, więcej tam juz typowego black metalu pierwszej fali. Symbolizuje ona upadek i zawiedzione nadzieje bohatera płyty. Wszystko to w dodatku ozdobione muzyką ksylofonu, który choć nie był instrumentem renesansowym, nadaje tej płycie właśnie takiego renesansowego klimatu, chociaż dźwięk bardziej kojarzy mi się z klawesynem. Dla mnie najlepszy album roku, nic go nie jest w stanie przebić. Łącząc heavy metal, progresywnego rocka oraz black metal, Słowakom udało się uzyskać tynkturę pozwalającą zamienić muzykę metalową w złoto.