TITELITURY pisze: ↑4 mies. temu
Chyba najbardziej chujowa płyta tego greckiego bandu, tak absolutnie nijaka i wymęczona jak pływanie jachtem po bezwietrznym morzu. Po reaktywacji chcieli odejść od greckiego wzorca BM i od Crowsreign do "Patriarcha..." popełnili same gówna, a to śmierdzi najbardziej. Dobrze, że im już przeszło. Słuchałem kawałka z nadchodzącej płyty i też wypada obiecująco. Ale to powyżej, to jest jakaś porażka.
Kolega Złocisty mnie zainspirował do wieczorku z poezją grecką i tak sobie poleciało kilka materiałów z szerokiej przestrzeni dziejów. Materiału z powyższego cytatu nie znam (bo i znam tylko debiut i trochę słyszałem pojedynczych kawałków z późniejszych płyt + dwukrotnie na żywo), ale
Jego Wysokość na Bagnach była wśród tych wydawnictw, które umiliły mi środowy wieczór.
Nigdy nie byłem jakimś fanem Varathron, a nawet nie szanowałem jakoś specjalnie. Ot, kult greckiej sceny, który to kult niespecjalnie mnie rusza. Dzisiaj też debiut się dwa razy zakręcił i leciał, bo leciał. Po nim poleciał najlepszy (a na pewno mój pierwszy usłyszany i w sumie ulubiony) Rotting Christ, czyli
Non Serviam i tu już było sporo lepiej, nawet sobie pośpiewałem pod nosem. Ale jednak prawdziwa uczta nastąpiła później. Aż zacytuję sam siebie sprzed pięciu lat:
DiabelskiDom pisze: ↑5 lata temu
Co wy mi tu o jakichś Varathronach czy o zgrozo, Rotting Christach? Jak Grecja to Nocternity, Necromantia i Zemial
Starego Zemial na oryginale nie posiadam, ale posiadam Stefana we wcieleniu dużo lepszym, ba, totalnie lepszym od macierzystego Varathron, czyli Katavasię. Dla mnie różnica była i jest kolosalna, jak oba materiały, chociaż w jakby nie patrzeć podobnej stylistyce mogą się różnić. Na obydwu Katavasiach znajduje się kwintesencja helleńskiego black metalu, która może i była też na debiucie Varathron, ale tutaj została podana w wyśmienitej jakości, z wyśmienitymi riffami i wyśmienitym klimatem, którego w ogóle nie czuję na
Jego Wysokości.
Ale, ale! Żebyśmy się nie rozkokosili i nie powiedzieli, że metal to tylko po 2000 roku, to wjechało jeszcze coś zajebistego z 1995 roku. Kiedyś moja ulubiona Necromantia, dzisiaj nie jestem pewien, czy jednak nie druga po debiutanckim
Crossing The Fiery Path, ale na pewno absolutna czołówka sceny greckiej i płyta niszcząca cokolwiek od jakiegoś Rotting Christ czy tam Varathron -
Scarlet Evil Witching Black. Od początku do końca kolana. A na deser szybki skok w XXI wiek i kolejny cios, niszczący wszystko od bohaterów wątku - Nocternity i ich opus magnum, czyli
Onyx. Surowy, zimny, totalnie klimatyczny i mroczny materiał, będący w słonecznej Grecji tylko jedną nogą, bo drugą już stoi w totalnej ciemności jaskiń i bitew wśród niedostępnych i zalesionych szczytów.