Nie trzeba, wystarczy trafić w rynek. A od czasów Millenium Larssona jest moda na kryminały. Zresztą Mróz sam wspomina, że nie chcieli mu przyjąć pierwszej książki, wysłał więc ją pod wymyślonym nazwiskiem skandynawa i wydawca od razu się odezwał. Wystarczy umieć zawiązać jako tako intrygę, w miarę składnie prowadzić linearnie akcję, okrasić wszystko brutalnością i seksem, a ktoś to kupi. Resztę robi reklama i poczta pantoflowa.No to jest taki trochę pisarz/kserokopiarka, ale jednak produkować taśmowo takie bestsellery też trzeba umieć!
Ja o tym nie pisałem, komentowałem komunały o rozdzielaniu autora od dzieła, co moim zdaniem jest błędnym odbieraniem dzieła, bo sztuka nie wynika z boskiego objawienia, jak może wierzyli średniowieczni, ale wyłącznie zależna jest od jej autora, jego przeżyć i przemyśleń, z nich bezpośrednio wynikając. Oddzielanie jednego od drugiego jest odzieraniem tej sztuki z jednej z jej warstw czy aspektów.DiabelskiDom pisze: ↑8 mies. temu Tylko, że my rozmawiamy o sytuacji, kiedy nagle lubiana książka czy płyta przestaje być lubianą, bo wyszło to i tamto o autorze. Nie o bezpiecznym zdarzeniu, gdzie w pełni uświadomieni czynami twórcy przymierzamy się po raz pierwszy do jego twórczości i z dystansikiem podchodzimy do jego oceny
Masz i nie masz racji. Faktycznie artysta tworzy flakami, że sparafrazuję tu słowa Twardocha z jednego z wywiadów. Im lepszy artysta, tym bardziej potrafi wspiąć się na wyżyny obiektywizmu i w literaturze np. przekonująco stworzyć bohatera znacznie różniącego się od niego. Ale, z drugiej strony, jest też faktem, że kompletne dzieło sztuki jest innym bytem ( filozofowie powiedzieliby ładnie, że ma inny "status ontyczny), niż jego autor, w związku z czym poddaje się interpretacjom zupełnie innym, niż poglądy autora. I patrząc na ten aspekt, można mówić o tym, że należy oddzielać autora od tego, co tworzy. Dzieło sztuki i jego twórca, to dwie odrębne sprawy. To, o czym piszesz, ma miejsce na poziomie samego aktu twórczego. Na poziomie wyższym już nie.ale wyłącznie zależna jest od jej autora, jego przeżyć i przemyśleń, z nich bezpośrednio wynikając. Oddzielanie jednego od drugiego jest odzieraniem tej sztuki z jednej z jej warstw czy aspektów.
Od jakichś tam konkretnych przeżyć i przemyśleń, w danym czasie i okolicznościach. Gdybym zatem zmienił zdanie na temat twórczości Varga na bazie jego podstępowania z moją babcią, byłoby to kompletnie nieracjonalne mieszanie kwestii pozbawionych istotnego związku.
Dziwna perspektywa. Rzekłbym, że jakieś 90% ludzi cały czas rozdziela autora i dzieło już choćby z powodu braku zainteresowania tym autorem i wiedzy na jego temat.
Ale rozmowa wynikła bezpośrednio z faktu, że ktoś napisał o tym rozdzieleniu jako podstawie światopoglądowej do braku zmiany stanowiska ws lubianej płyty bądź filmu. Zresztą sam sobie zaprzeczasz, bo kilka postów wyżej wspominasz o patrzeniu z niesmakiem na Kinsky'ego, mimo zajebistości scen/filmu z nim. I dokładnie do tego się sprowadza to "mityczne oddzielanie". Do patrzenia z niesmakiem na twórcę, zamiast na jego dzieło. Na siłę łączą to jedynie fantaści, którzy najchętniej romantyzowaliby każdą sztukę i wykonawcę, który im się podoba i są wielce zdziwieni, kiedy okazuje się, że profanum takiego twórcy wyłazi mu z butów, mimo sacrum sztuki, jaką otaczają jego dzieło.yog pisze: ↑8 mies. temuJa o tym nie pisałem, komentowałem komunały o rozdzielaniu autora od dzieła, co moim zdaniem jest błędnym odbieraniem dzieła, bo sztuka nie wynika z boskiego objawienia, jak może wierzyli średniowieczni, ale wyłącznie zależna jest od jej autora, jego przeżyć i przemyśleń, z nich bezpośrednio wynikając. Oddzielanie jednego od drugiego jest odzieraniem tej sztuki z jednej z jej warstw czy aspektów.DiabelskiDom pisze: ↑8 mies. temu Tylko, że my rozmawiamy o sytuacji, kiedy nagle lubiana książka czy płyta przestaje być lubianą, bo wyszło to i tamto o autorze. Nie o bezpiecznym zdarzeniu, gdzie w pełni uświadomieni czynami twórcy przymierzamy się po raz pierwszy do jego twórczości i z dystansikiem podchodzimy do jego oceny
Jeżeli ktoś twierdzi, że by nie zmienił zdania o muzyce Varga nawet gdyby mu babcię pobił, to sorry, ale zwyczajnie mu nie uwierzę. Dla mnie te teksty o rozdzielaniu autora i dzieła to takie puste gadanie porównywalne z "o gustach się nie dyskutuje".
Przeca zanim zaczął udawać Farejczyka, to wydał już od zajebania książek. Ta akcja to śmierdzi ustawką pt. sprawdzimy, w jakim stopniu nasi czytelnicy są idiotami i pokazała, że w znacznym. Ludzie nie nadążali czytać książek sygnowanych tym samym nazwiskiem w mroźnym tempie wydawniczym, więc dostali "urozmaicenie" i je łyknęliTITELITURY pisze: Zresztą Mróz sam wspomina, że nie chcieli mu przyjąć pierwszej książki, wysłał więc ją pod wymyślonym nazwiskiem skandynawa i wydawca od razu się odezwał. Wystarczy umieć zawiązać jako tako intrygę, w miarę składnie prowadzić linearnie akcję, okrasić wszystko brutalnością i seksem, a ktoś to kupi. Resztę robi reklama i poczta pantoflowa.
Ja jednak myślę, że zleca pisanie bardziej zdolnym koleżankom i kolegom po fachu, jak pewna poczytna autorka powieści kryminalnych KasiaVexatus pisze: ↑8 mies. temuNo to jest taki trochę pisarz/kserokopiarka, ale jednak produkować taśmowo takie bestsellery też trzeba umieć!deathwhore pisze: ↑8 mies. temu Jak z Remigiuszem, to pewnie "pisarzy" jak i "autorskie" będą słowami na wyrost.
Katarzyna P, ta co serial na podstawie jej książki Tefałen emituje? Ma ghostwritterów?deathwhore pisze: ↑8 mies. temuJa jednak myślę, że zleca pisanie bardziej zdolnym koleżankom i kolegom po fachu, jak pewna poczytna autorka powieści kryminalnych KasiaVexatus pisze: ↑8 mies. temuNo to jest taki trochę pisarz/kserokopiarka, ale jednak produkować taśmowo takie bestsellery też trzeba umieć!deathwhore pisze: ↑8 mies. temu Jak z Remigiuszem, to pewnie "pisarzy" jak i "autorskie" będą słowami na wyrost.
Akurat myślę, że te bycie "dziewczyną" to był układ medialny.
Piękna kobieta, brawo Panie Mróz! Jest Pan szczęściarzem!
A użytkowniczka szanowna od Pani Bondy chyba lepiej pisać też nie umie?
Zapewne masz rację, bo chyba jedyny kurs, na którym faktycznie się czegoś nauczyłem to kurs spawania łukowego elektrodą nietopliwą TIG 141. Wydaje mi się, że co do zasady wszystkie tego typu kursy pewnie są do dupy, ale nigdy żadnego nie przerabiałem i jestem ciekawy. Poza tym co by nie mówić to jednak babeczka pisze i wyniki są dość konkretne (jeśli chodzi o sprzedaż) więc podejrzewam, że może coś wiedzieć na ten temat. Najśmieszniejsze, że nawet nie wiem co i jak pisze, bo chyba nic od niej nie czytałem (albo nie pamiętam) i teraz będę musiał coś przeczytać, żeby sprawdzić jak ma się zawartość kursu do zawartości powieści.
W sumie to masz rację... Idę! Wrócę kiedy coś nowego napiszę.
Może tym magicznym sposobem na uzyskiwanie wyników jest korzystanie z talentu pisarskiego innych osób? Znam takich ludzi, którzy za odpowiednią opłatą pomogą. I różne nazwiska się pojawiały wśród tych korzystających Oczywiście pani Katarzynie B. niczego nie zarzucam, to tylko luźne domysłyVexatus pisze: Wydaje mi się, że co do zasady wszystkie tego typu kursy pewnie są do dupy, ale nigdy żadnego nie przerabiałem i jestem ciekawy. Poza tym co by nie mówić to jednak babeczka pisze i wyniki są dość konkretne (jeśli chodzi o sprzedaż) więc podejrzewam, że może coś wiedzieć na ten temat. Najśmieszniejsze, że nawet nie wiem co i jak pisze, bo chyba nic od niej nie czytałem (albo nie pamiętam) i teraz będę musiał coś przeczytać