No właśnie dlatego
@deathwhore. Gdyby było inaczej, po wynalezieniu racjonanizmu ludzkość mogłaby odtrąbić zwycięstwo, wszyscy przyjęliby chętnie pogląd, że jesteśmy niczym więcej jak żołądkiem oraz genitaliami i nie byłoby żadnego "zabobonu" oraz "ciemnoty". To tak w najprostszym znaczeniu. Nie chce mi się tu głębiej drążyć tematu, powoływać na jakichś Voeghelinów, Milbanków i Schmittów, którzy dość przekonująco moim zdaniem twierdzą, że wszystkie współczesne pojęcia polityczne są tylko kiepskimi podróbkami teologicznych, przypominać, że ojciec współczesnego myślenia Kant żeby wyjaśnić możliwość poznania u człowieka, po obaleniu ontologicznego dowodu na istnienie Boga, wymyślił sobie coś takiego jak
ding an sich, ani o memach Daw(n)kinsa, których nikt nigdy nie widział, nie zmierzył, ani nie policzył i tak dalej, i tak dalej. Doskonale rozumiem, że Ty jesteś zajebisty ( piszę bez cienia ironii) i nie potrzebujesz wysyłać smsów do wróżki Taidy, żeby przepowiedziała ci przyszłość, może masz nawet kolegów, którzy też tego nie potrzebują, ale pisałem o człowieku jako gatunku. A tu wydaje mi się oczywiste, że zawsze gdy dociera się do granic poznania, próbuje stworzyć jakąś holistyczną teorię tłumaczącą świat oraz tym podobne bzdety, przysłowiowe "szkiełko i oko" staje się niewystarczające. Ateiści i materialiści byli, są i będą, różnica polega może w ich odbiorze, ponieważ kiedyś zamykano takich w psychuszkach, a dziś stawia za wzór, ale to są raczej wyjątki, a regułą jest, że człowiek wymyśla sobie mniej lub bardziej składne bajeczki, żeby jakoś nie oszaleć. Z rozbawieniem czytałem sobie opowiadania tego Ligottiego. To literatura raczej nie w Twoim stylu, ale jeśli facet zostaje wydany chyba jako jedyny współczesny twórca fantastyki w serii "Puinguin Classics", to o czymś to świadczy. No i ten facet po tym, jak już pokazał absurdalność i fałszywość czegoś takiego jak rodzina, państwo, prawo, ludzkie możliwości poznawcze, bla, bla, bla, pod koniec swojego zbiorku opowiadań tworzy historię o ludziach, którzy odbywają obrzęd inicjacyjny w postaci zarażenia chorobą, żeby móc doświadczyć bliżej niesprecyzowanej, nieopisywalnej pustki. Czyli facet zatoczył koło, wracając do punktu wyjścia. Tak to wygląda. A, że Tobie wystarczy mahiruana wstrzyknięta w żyłę i grindcore o kupie, to jeszcze o niczym nie świadczy. Nie jesteś reprezentatywny dla gatunku, z czego tylko należy się cieszyć.