DiabelskiDom pisze: ↑rok temu
Zgodnie z tym, co napisałem wyżej - nie ma między tymi płytami drastycznych różnic w samych utworach. Jeśli ktoś te, które występują poczytuje jako istotne, zmieniające ciężar gatunkowy albumu tudzież świadczące o odmienności jednej płyty względem drugiej, to może faktycznie powinien tego posłuchać, a nie opierać się na tym, co ktoś w ramach głupoty powiedział przy tanim piwie pod lasem?
No i właśnie posłuchałem, jednej po drugiej. Na Masochistic Devil Worship jest znacznie mniej tych skocznych, thrashowych riffów, a więcej totalnej chamówy, często granej dosłownie na dwóch dźwiękach. Płyta ma też totalnie dojebane brzmienie basu, który gra jeszcze bardziej prostackie partie i tam, gdzie gitara się wyrywa do przodu ze swoimi patatajami, to skutecznie upierdala ją błotem.
Przerwa na płycie jest tak faktycznie jedna, pozostałe to przecież intro i dosłownie kilkusekundowe przerwy. Jeżeli komuś przeszkadzają, to pewnie żonie w czasie seksu też każe siedzieć cicho, bo go rozprasza
Masochistic Devil Worship jest bardziej dopracowana. To agresywna płyta pełna patologicznego klimatu, chociaż jeszcze nie absurdalnego, nie karykaturalnego. To nie komiks. Jest nadal taka ludzka, ja im wierzę. Przerywniki na niej nie dają odpoczynku, a stanowią integralny element narracji.
Witchmaster - Witchmaster jest płytą lżejszą. W dużej mierze odpowiada za to brzmienie, to też fakt, ale i thrasherki jest tutaj więcej. Czuć tu spontan, co oczywiście może się podobać, natomiast stawiając ją obok MDW wydaje się nieco niedopracowana. Pozbawiona klimatu. Czterech typów po kresce włazi do salki, ustawiają mikrofony, napierdalają, zajebiście napierdalają, ale to tyle. Gdyby dociążyli brzmienie, trochę dopracowali aranże wokali, może mieliby szanse nagrać płytę równie dobrą co poprzednia. Jest zbiór zajebistych piosenek, na MDW była opowieść i zamknięta całość. To był album w pełnym tego słowa znaczeniu.