No i cóż można rzec? Udało się spełnić jedno z koncertowych marzeń. Do tego w mega doborowym towarzystwie i w pięknych okolicznościach przyrody i miasta.
Ja jestem mega zadowolony. Obawiałem się trochę jak to będzie i czy nie okaże się, że to jednak wydmuszka i hajp, ale nie. Usłyszenie na żywo sztosów w rodzaju
Salomon's Gate,
Gate of Nanna czy
All in Satan, brzmiących z jednej strony niechlujnie, a z drugiej zajebiście to jednak dla miłośnika nie lada gratka. Ktoś tam popierdywał, że średnio, że to nie to, ale może warto w takiej sytuacji oglądać gig spod sceny, a nie z chodnika przez klubem?
Z suportów to najbardziej podobało mi się Larvae. Nie słuchałem tego wcześniej, a ich propozycja black/doom metalu i do tego smaczki w rodzjau wylewania sobie krwi na głowę przez liderkę kapeli bardzo mnie ujęły. Z pewnością sprawdzę studyjnie.
Mūra okej, trochę takie klimaty Hell's Coronation, można posłuchać. Hellbutcher w ogóle mi nie podszedł. Miałem wrażenie, że to taki stary Slayer 10 x gorzej, ale takie były obiecanki, że to takie bombowe. Trzy kawałki obczaiłem i wróciłem na konwersowanie z szeroko i wąsko pojętym podziemiem.
Death Worship zajebiście, chyba najlepiej ze wszystkich ich gigów jakie widziałem. Ale na pewno kwestia ilości krwi w moim alkoholu i tańce w młynie podkręciły wrażenia
