Jakoś mi się wciąż nie udało najnowszego "splitu" posłuchać, bo najpierw wrzuciłem na ruszt kompilację wiadomo czego o nazwie
Les Démos a od wczoraj lecą Ballady, których dotąd nie słyszałem i o ile w pierwszym zetknięciu padały myśli w stylu "może to najgorsze KPN jakie słyszałem dotąd", to okazały się być niezwykle głupimi myślami, bo raczej płyta należy do najlepszych po debiucie i
Peste Noire. Najbardziej średniowieczny klimat im się tutaj udało wykręcić, staje przed oczami wojna stuletnia.
Chwila refleksji nad demoskami -
Aryan Supremacy by mogło LLN nagrać, zaczyna KPN od hołdów, potem - na kolejnych - dochodzi szczypta folków od Primordial, gilmourowskie solówki i ogólny klimat rodem ze średniowiecza (trochę Moonblood?). Grają tu już to, co na debiucie w sumie, kawałki już zajebiste ostro, po 20 minut
Phalenes et Pestilence, dwa razy na jednym CD, a i tak za nic się znudzić nie może. Dodatkowo dochodzą na tej kompilacji 2 kawałki innego hordu członków -
Valfunde. Jedna z lepszych demówkowych kompilacji, jakich miałem ostatnio przyjemność słuchać.

Wrócę jeszcze do
Ballad przeciwko wrogom Francji. Płyta ma ewidentnie nacjonalistyczny wydźwięk. Jest to taki nacjonalizm czasów tej wspomnianej wojny stuletniej. Kwestia dość umowna, kto jest Francuz, a kto Anglik, ale za króla, za honor, bić się można. Wręcz należy. Co dziwne, album zaczyna się od zwiastuna przyszłej Batuszki - ortodoksyjnej modlitwy
Światyj boże, światyj kriepkij, światyj bezsmiertnyj, pamiłuj nas..., śpiewanej pewnie przez Audrey (ta modlitwa to tzw.
Trisagion). Dużo jej obecność na płycie dodaje, do tej podłości wprowadzając aurę namaszczenia, uświęcenia. Są takie pseudo-katedralne solowe śpiewy z mszy za powodzenie kampanii wojennej wyjęte. Po intro wchodzi francuski marsz, zaczerpnięty podobno z
Warszawianki i tak zaczyna się płyta, łącząc militarną manię z żarliwą wiarą w boskie wstawiennictwo.
Sam kawałek ~tytułowy brzmi, jakby można było usłyszeć tę balladę na średniowiecznych dworach całej Europy, zmyślnie łącząc ten uliczny folk dawnych miast z plugawym black metalem uciskanych potomków dawnych możnowładców, obalonych podczas którejś z krwawych wojen domowych. Nie ma tu wcale dużo tego blacku ani i metalu, ale całość spowija totalne szaleństwo średniowiecznych rycerzy. Jest to romantyczna historia bitew opowiadana ostatnim tchem, plując krwią. Od czasu do czasu mignie Audrey i wraca światło, ale tylko na chwilę. Warto na koniec nadmienić, że
Requiem pour Nioka wspomina vargowe
Daudi Baldrs. Tylko tam oczywiście Varg w tym swoim więzieniu nie miał tak utalentowanej wokalistki pod ręką.