Najlepszy utwór: no "cienszka" sprawa, ale niech będzie "The Plain of Ida".
Bez wątpienia
The Plain of Ida najlepsze z debiutu. Pierwszy i ostatni kawałek też zajebiste, ale nie aż tak, tutaj to przejście z ambientu w metal, po którym wchodzi też skrzekliwy wokal przepiękne jest. Podobnie jak pojawiający się z dupy przerywnik w środku kawałka, cudnie tam plumkanie basu wsparte o riff i gwizd wiatru buduje dramaturgię.
Bardzo na tym albumie słychać, że koleś dużo na morze patrzył i go słuchał, w tej Normandii chyba mieszkając, wszystko tutaj, każda część składowa tej muzy brzmi albo jak fale, albo jak dźwięk niesiony wiatrem nad nimi. Nawet ten
The Plain of Ida to brzmi jak jakieś pozbawione życia pustkowie tysiące mil od domu, na którym ugrzęzła załoga nieszczęsnej łajby zapuszczając się za daleko na północ w zimowe miesiące. Same te ambienty bywają nawet lepsze od Burzum, tylko black metal już niekoniecznie.
Załóżmy, że jest jeszcze era bez jutubów, torrentów i takich tam. Ktoś posłuchał sobie dwóch powyższych albumów, po czym przychodzi do niego stary kumpel i mówi "ej, na bazarze zgarnąłem nowego cdka BaN, dawaj posłuchamy". Wkłada płytę do odtwarzacza, po tym ten pierwszy śmieje się, że ruskie zrobili kumpla w chuja i nagrali mu jakiś inny zespół.
Kupiłem winyl
The Work Which Transforms God. On jest, inaczej niż zwykle LP, nagrany jako 45RPM i nie ma o tym info nigdzie na wydawnictwie. Odpaliłem go jak to zwykle, na 33 obrotach zamiast 45, czymś się zająłem i trochę nie rozumiałem, czy tak słabo pamiętam, czy o co chodzi, ale wyszło z tego jakieś popierdolone Sunn O))). Było to takie fascynujące, że choć po parunastu minutach ogarnąłem, że to zdecydowanie nie tak być powinno, to przesłuchałem tak całość.
Mi się aktualnie najbardziej z tego podoba
Procession of Dead Clowns,
Our Blessed Frozen Cells i pewnie
Inner Mental Cage. Swoją drogą - winyl ma zdecydowany minus. 10 sekundowa "cisza"
Density kończy stronę C, przez co nie ma tego wrażenia, które być powinno na wejściu ostatniego kawałka. Prawda jest taka, że to raczej nie jest cisza a jakieś przeraźliwie niskie częstotliwości, jak słuchałem tego po przerwie parę pierwszych razy to miałem wrażenie, że przez te parę sekund ciśnienie w uszach się zwiększa, podobnie przy rozpoczynającym utworze o odpowiedniej dla intra nazwie
End. Może to zwidy, a może to ten cały illbient

Podobno tytuł procesji martwych klaunów pochodzi z powieści Thomasa Logottiego
The Last Feast of Harlequin, którą to badacz i biograf Lovecrafta, S.T. Joshi, okrzyknął prawdopodobnie najlepszym hołdem dla mistrza.
Dużo ostatnio słuchałem tych 4 pierwszych Blut aus Nordów, sporo świetnej ulverowskiej epki
Thematic Emancipation of Archetypal Multiplicity (dojebany klimat jak z
Oczu szeroko zamkniętych w
Level-3) i trochę
MoRT czy drugą Memorię Vetustę. Zwycięzca jest jednak dla mnie ostatecznie tylko jeden, choć sukces ma wielu ojców.