Wprowadzenie. Black metalu 2giej fali nie lubię od początku jego istnienia. Żadna przeciętna kapela tego nie zmieni, ponieważ z automatu wywołuje u mnie jedną wielką emocję, śmiech.
A co z tymi nieprzeciętnymi? Niektóre wywołują pobłażliwy uśmiech politowania. Inne, czy precyzyjniej, niektóre płyty tych innych, spodobały się, awansując do grona bardzo zacnego, bo reprezentującego muzykę(!!!) kreatywną I sluchalną(!!! !!! !!!)
A jak jest z efemerycznyn projektem garażowym, prison kiczenerowym i jeszcze na dokładkę stodołowym?
Letsfajndałt... (w telefonie mam polski i angielski słownik)
Heavy metal:
Burzum. (tel. kom. podpowiada Burmistrz)
Przeciętny w chuj punkowy metalik z brudnym brzmieniem i charakterystycznym woxem. Nic ponad to. Sodom przy tym to extrema.
Aske. (Asked)
Celtic Frost I Bathory. EPka słyszalnie lepiej brzmi a pierwszy kawałek chyba dotychczas najlepszy. Normalnie obituary z babą jagą za mikrofonem. Dalej przerywnik I utwór trzeci, nudny i dlugi w chuj. Gość chce ale nie umi.
Det som engang var. (detaliczna something engaging VAT)
Monotonny leciutki death doom metal z wrzaskami. Angielski kawałek na krótko ożywia atmosferę. Nic nadzwyczajnego, szatanistycznych wizji zero. Łapię się na myśli że gdy byłem gowniarzem, to cała ta otoczka na którą kinderki zwracali głównie uwagę, robiła za cały klimat i atmosferę zła, indoktrynując dzieci do słuchania przeciętnej muzyki z wielką gębą. Pojawia się pierwszy Casio. Pany kochane. Żenujące. Przyspiesza to przy końcu albumu, takie walenie bez wyraźnego celu. Tragedia.
Hvis lyset tar oss (hi lying tall Oscar)
No, w końcu kolo załapał że tu nie chodzi o chujowe brzmienie i fotki w piwnicy ale zgranie parapetu i gitary, melodii z klimacikami, że utwór powinien gdzieś zmierzać. Wyszło klimatycznie i pomimo nieskąplikowanej muzyki i brzmienia, bardzo bogato uczuciami, emo-cjami. Oczywiście muzyka troszkę się zestarzała. Słychać że to realia lat 90tych, ale to nic. Celtic Frost mniej, Bathory mniej, byle jakiego metalu z darciem japy też. Oryginalnej. Słucham z przyjemnością. Wyciągam się w te blackowe drony I techniawy. Good. Przyspieszka w kawałku tytułowym to już prawie wczesny Enslaved, czyli napierdalanki też poprawione. Album kojarzy się nawet z Armijną legendą. Nawet zamykający ten mini maxi album, utwór Tomek, nie zawstydza. Zamiast smoka, lochu i gówniarzy z mieczykami, prezentuje bezkresny martwy pejzaż zimowy.
Filosofen (filozofii - Uuu, nawet telefon nie robi sobie jajec)
A chuja tam zrozumiał. Z pkt widzenia dorosłych, zaciukał gościa z powodów nieistitnych spraw

(pomijam opinię wierzących w szatana ibinternetowych wojowników) - No ale niejednokrotnie już udowodniono że rozwój muzyczny często stoi w opozycji do rozwoju intelektualnego. Filosofen jest tego niezaprzwczalnym dowodem.
Świadoma od deski do deski muzyka, estetyka i komponowanie. Dla mnie poziom Wielkiej deklaracji "kolegów" po fachu. Coś czuję że metal wyraźnie miał wtedy na gościa coraz mniejszy wpływ. coś jeszcze... Na poprzedniej się zaczęło a tera totalnie zniknęła, tak charakterystyczna dla black metalu discoplowa melodyjność, cyrkowa prześność i dziecinna naiwność. Rozpierdaląjacy materiał.
Belus (Berlusconi)
Zwykły black metal w którym więcej d-burger niż burzumowego nihilizmu. Tyle że słychać doświadczenie i umiejętności. Monotonność burcum zachowana. Tło bardzo ładnie wypełnione, sekcja bardzo... Industrialowa(?) Przestrzenie na bogato. Materiał na słuchawki. Podoba się Ryśkowi. Wciąga i pokazuje że background w blacku jest również ważny.
Fallen (Fallen)
Uuuuu. Słychać że gość w ogóle się nie postarał. Melodyjny odpowiednik lajfowych Crematory i Atrocity. zaklinanie deszczu ze śniegiem. Coś dla przeciętnego wielbiciela gatunku. wciąż lepszy od Burzum i Det som engang var. Mayhemowaty.
Umskiptar (Ustki)
Przeciętne kompozycje ALE po raz kolejny ładnie wypełnione przestrzenie, po raz kolejny rozwinięte o nowe elementy. Riffy bożesz ty mój. tutaj zlana sprawa. Potrzeba zaangażowania i pomocy innych muzyków. Gość powinien grać w Mayhem, na parapecie

albo robić soundtracki do gierek. Pierwszy album który wyłączyłem przed końcem. Nudy że stodoły.
Elektronika:
Dauði Baldrs (Daughter Balsam)
Rozpoczyna się jak rasowy martial industrial i rozwi.... Stop nie rozwija się tylko ten początek zapętla jak tani soundtrack do jutubowego audio booka... Nyndza. O ile pierwszy skrócony do minuty mógłby posłużyć za intro, tak drugi nie prezentuje sobą niczego. Z dupy melodia wyprukana. Oj, chyba Wilkerners w pierdlu nie miał na noodle, bo taki schemat przez cały ALBUM!!! LOL W 1995, morbidzi wydali domination, proszę posłuchać "tylko przerywników", porównać "stosowaną elektronikę" i zauważyć jak niepełne jest plumkanie na daddi baldi. Zresztą mam już pomysł na ciekawego versusa...
Hlidskjalf (Holidays)
Trzy lata praktykowania, nauki i mały postęp jest zausłyszalny. Pojawiają się dodatkowe tekstury ( np 3 kawałek) ale materiał jednak wciąż biedny, nie wykończony, prostacki I nieśmiały. Chłop wciąż się uczy i chyba odwagi, może świadomości mu brak. 5ka wydaje się być szkieletem jakiegoś Apex Twinsa czy zaczątkiem docelowego gliczu czy IDMu. Tyle że Varg na tym wstępnym motywie zawsze kończy, a gdyby dodać kilka ciekawych ścieżek, posłuchać specjalistów? Panie Wilku, więcej odwagi. 6ka ładnie się zaczyna... I znowu niedorozwinięta. Utwór nr 7 proponuję zestawić z jedynką Starej Rzeki np. Eh.... Dekonstrukcja czegoś jeszcze nawet nie skonstruowanego.
Sol austan, mani vestan (Sól Australia maybe vesta)
w końcu dojrzalsze plumkanie. Miami Vice I muzyka relaksacyjna. Umiejętnie ale nudne. Do spania. Sun God kilka lat wcześniej byłby nagą melodyjką z Casio. a teraz po bogatosci. Jest sens, dodatkowe ścieżki , Polifonia i trajektoria. Tyle że nudne jako danie główne.
Włączyłby se Orbital i porobił notatki ale nie, on wciąż stoi przy pierwszych nieumiejętnie podrabianych albumach ambientów Briana Eno
The ways of Yore (Theatre wavy York)
Już wiem, odkryłem. Zamiast rozwinąć tą swoją muzykę, on użył postepujacego doświadczenia w dziedzinie tylko po to, by tworzyć te prostackie na siłę epickie, na siłę vikingowe, na siłę średniowieczne, sami wiecie.. Jakby nie mógł dorosnąć. Kult eternal... Heil Odinn brzmi jak z procesji dożynkowej. Elektronika od tego gościa zmierza do nikąd. Mogą to grać na obozie prawicowców do czytanki o wielkiej tradycji lub przy inscenizacji z okazji wygranego meczu czy bitwy pod kebabownią, przy wprowadzaniu flagi Republiki słowian białych... Takie tam.
Thulean mysteries (Thurlestone mystery)
wciąż to samo odcinanie kuponu i spłacanie rat za posiadłość we Francji...
Podsumowując: Mam nadzieję że przy wysiłku wyciskania tych blakowych wrzaskow, Gruszki potrafił kontrolować zwieracze a jak wiadomo, faceci nie mają podzielej uwagi. Jednak czuję że nagrywając swoją muzę, warg chodził w zafajdanych gaciach
Widzę analogię pomiędzy granymi stylami. Ksyś uprawiając którykolwiek z nich, wraz z kolejnymi wydawnictwami praktycznie dokumentuje naukę gry w danej kategorii. Na metal miał pomysł, Hvis jest pierwszą zawodową płytą, następna lepsza. Jeżeli chodzi o elektronikę, to czuję że gdyby chciał, rozjebał by system. Gdyby połączył metal z elektroniką, mógłby wygrać. Niestety pewnie popierdolona ideologia każe mu grać ten bieda synth, wciąż na wiadomy i bardzo ważny norweski temat i jedno kopyto.
1. Filosofen - warte fizyczniaka
2. Hvis lyset tar oss - warte fizyczniaka
3. Belus & Hlidskjalf - kompakcik na siłę.
Resztę można wyjebywać do śmietnika. Ew na siłę dociągnąć mp3 którejś nowszej plumkanej... Sol austan, mani vestan.
Turris Babylonica e stercore facta est.