Hajasz pisze: ↑2 lata temu
Trochę mnie to śmieszy, że nowa Odraza to taki ciężki i mało przystępny album bo wcale taki nie jest !!! To klasyczna Odraza w swojej formie a na pewno dobra połowa nowej płyty. Reszta to całkiem nowe otwarcie, muzyka łatwiejsza i wpadająca w ucho ale nie bardziej niż pierwsza połowa albumu. Owszem są partie, gdzie sporo się dzieje ale to i tak ciągle jest nader łatwe do posłuchania.
Owszem, album wcale nie jest jakiś złożony, ciężki do posłuchania i trudny w odbiorze. Ja bym wręcz powiedział, że jest łatwiejszy niż debiut. Tylko to "sporo się dzieje" trzeba zamienić na "robi się nudno".
Hajasz pisze: ↑2 lata temu
wybrzmiewać zacznie klasyczny black metal, na których niewielu może sobie pozwolić.
Znowu pół na pół, zgoda i zaprzeczenie. W bardzo wielu momentach płyty słychać właśnie black metal w klasycznym, skandynawskim stylu, ale to, że "niewielu może sobie na to pozwolić" to śmiech.
deathwhore pisze: ↑2 lata temu
Tej całej patologii i brudu nie stwierdzono, chyba że ktoś nigdy nie pił naprawdę w brzydkich miejscach.
Tutaj ciężko się nie zgodzić. Ale może takie opinie wychodzą od ludzi, dla których oddanie moczu w bramie, z której za chwilę wychodzi szczerbata meliniara żeby nas wyzywać jest szczytem "miejskiej patologii i zepsucia".
Ogółem to posłuchałem sobie wczoraj i dzisiaj tej nowej Odrazy, raz pod lekkim wpływem (bo wiadomo, pato black metal, to trzeba się z lekka najebać, hehe

) a raz całkowicie na trzeźwo. Wrażenia można wywnioskować z powyższych odniesień. Płyta inna niż debiut, w większości stricte black metalowa, gdzie klasyczne rozwiązania są po prostu pokrywane specyficznymi wokalami Stawrogina. Jednak w momencie, gdy do głosu dochodzą progresywne zagrywki, robi się taka gorsza wersja klimatów z
Esperalem Tkane. Brzmi to trochę na zasadzie, jakby panowie nagrali mocny, wściekły album blackowy a po wszystkim stwierdzili "Ejże ejże, przecież jesteśmy Odraza, patologiczny post-black metal, musimy naszą muzykę pomącić i pokomplikować" i dowalili te wszystkie wykończenia akustykami, recytacjami itp. Strasznie hamuje to cały pęd tej płyty, która miałaby znakomity potencjał, gdyby nie te, wręcz siłowe, udziwnienia.
Podsumowując - debiutu słuchało mi się dużo lepiej. Jako całość był bardziej przekonujący i praktycznie nie było tam zbędnych momentów.