Hajasz 4 lata temu
Z Darkthrone sprawa jest bardzo prosta bo kiedy grali nazwijmy to death metal robili to w chuj oryginalnie a co za tym idzie od razu wpadli w oko muzycznym potentatom. Co prawda szybko się przekonali, że biznes muzyczny jest ich wrogiem i albo idą na kompromisy albo wylatują z tego samolotu.
Diametralna zmiana stylu w większości zespołów przynosi im klęskę ale im na przekór się udało. Oczywiście za A Blaze... poleciały gromy ze wszystkich stron włącznie od Hammy'ego ale kiedy emocje opadły chłopaki powrócili na obraną ścieżkę. Kroczyli nią dumnie zapowiadając kilka albumów z wyprzedzeniem wraz z tytułami, których dotrzymali. Nawet w chwili twórczej niemocy z pomocą przyszedł Krzychu Vickernes, który rozpisał im jeden z najlepszych albumów a na kolejnym tylko jednym kawałkiem sprawił, że płyta była na topie. Wspomniany Panzerfaust ukazuje się dwa tygodnie po ogłoszeniu na scenie, że black metal jest trupem ale i tak data 6 czerwca w tym przypadku jest symboliczna i nie ma nic wspólnego z trzema szóstkami. Pewnie gdyby nie pomocna dłoń Satyra los Darkthrone byłby kompletnie inny bo ofert na kontrakt nie było z powodu zagmatwanej ideologii, która pojawiała się na poprzednich albumach.
W tym momencie ponownie ujawnia się geniusz duetu bo zamiast brnąć w martwy gatunek oni w ciągu jednego 1996 roku wydają dwa albumy, które miały ukazać się w 1992 i 1993 roku. Jeden z tych albumów także podnosi ciśnienie Satyra bo chłopaki za wyłożoną kasę przynoszą pierdoloną próbę z dogranymi wokalami informując, że to gotowy album. Pan Satyr ulega i płytki wychodzą w odstępie sześciu miesięcy.
Dalsza historia to gotowy scenariusz na film. Płyty raczej o niskim poziome wartości muzycznej, odkrywanie przez chłopaków zespołów, które jeszcze parę lat temu nazywali szmatławcami. I tak ponownie zawitali tam skąd zaczęli czyli do Peaceville wydając sporo płyt i jadąc tylko na marce bo jednak większość z nich jest chuja warta bez znaczenia czy grali punk, crust, reggae, gospel. Właśnie ukazuje się 11 album od momentu zamknięcia epizodu death dark metalu. 11 albumów, z których po prawdzie można utoczyć dwie zajebiste płyty ewentualnie jeszcze jakiś mini.
Nowy album to ewidentnie jest produkt, który ukierunkowany jest na to co dzieje się w obozie człowieka od Hellhammer i Celtic Frost. Gramy bo tak trzeba, frajerzy to łykną na sucho bo przecież We are Darkthrone. I racja nerdy łykną ale jednocześnie zapominają o tym, że wielu innym album będzie latać koło chuja, nic nie wnosi, nic nie przesuwa. Doom metal to faktycznie to czego jeszcze nie serwowali tylko pytanie brzmi, gdzie jest ten zespół, który miał wszystkich w dupie, bez żadnych kompromisów, bez wchodzenia na modne trendy. No mosh, no fun, no trends, no core !!! Tak pięknie zburzył się ten ich cudowny świat.
GRINDCORE FOR LIFE