Kommodus to poświęcony najstarszej ze sztuk, sztuce wojny, australijski raw black metal z symboliczną trąbką ochrzczony tak na cześć rzymskiego cesarza tyrana, którego zobaczyć mogliśmy w obsypanym nagrodami Gladiatorze. W tej roli oczywiście Joaquin Phoenix. Blackowy Kommodus z gladiatorami chyba nie walczy, choć pewnie niejaki The Infernal Emperor - Lepidus Plague, stojący za jego poczęciem, niczym Marek Aureliusz za spłodzeniem pierwowzoru, również każe tytułować się bóstwem.
Kapela istnieje od 2017 roku, w którym to wydała demo Will to Dominate All Life. W 2018 wyszły dwa kolejne, One Thousand Years of the Wolf oraz From the Ashes of Empire. Wszystkie one mają obramowane kuriozalne fotki założyciela na okładkach. Tych demosów jednakże nie słyszałem, więc się na temat muzyki na nich zawartej nie wypowiem, wiem jedynie, że na kolejnych znalazły się covery takich hord jak Burzum, Emperor czy Bathory, a jeśli miałbym natomiast klasyfikować same zdjęcia - zdecydowanie wygrywa czapa z pierwszej kasety.
Słyszałem za to An Imperial Sun Rises, czwarte demo Kommodus. Okładka - odpowiedzialna chyba za pomniejszy hype, jakim się ten hord zaczął cieszyć - to kolejna fota, dla odmiany z ramką z łańcucha, jednak tym razem nie Lepidus Plague jest na niej przedstawiony, a postać nieskończenie silniej fascynująca, z jednej strony trzykrotny nominowany do literackiej nagrody Nobla, reżyser teatralny i aktor, udający problemy płucne by wymigać się służby w czasie wojny, z drugiej - nienasycony męskim ciałem od młodocianej masturbacji nad obrazem męki świętego Sebastiana kulturysta, gorliwy zwolennik japońskiego imperializmu, uzbrojenia kraju w broń atomową, twórca prywatnego wojska czy milicji Tatenokai. Jedyny w swoim rodzaju, ostatni samuraj Yukio Mishima. Postać o tyle intrygująca, co rozdarta między senną delikatnością pióra a bezlitosną wolą miecza, od którego ostatecznie zginie, popełniając publiczne harakiri XVII-wiecznym ostrzem kilka chwil po nieudanym puczu w głównej bazie wojskowej w Tokio. Rzekomo gdy już sobie wypruł bebechy, jego uczeń-kochanek chybił z odcięciem mu głowy, więc jeden z miejscowych oficerów musiał poprawiać po roztrzęsionym małoletnim zdrajcy stanu. Stało się tak, choć sam Yukio miał okazję przetrenować sytuację grając wcześniej rytualne samobójstwo w filmie własnego autorstwa o tytule Patriotyzm. Jak to jednak bywa, w fantazji były mniejsze perypetie, niż w życiu.
Harakiri is a very positive, very proud way of death. I think it’s very different from the Western concept of suicide. The Western concept of suicide is always defeat itself. Mostly.
But harakiri - sometimes makes you win.
Muza prezentowana na tym demku to dość kakofoniczny, ale i sowicie bujający blaczur obfitujący w sample. Powiem Wam nawet, skąd one, bo mi youtube wczoraj zaproponował do obejrzenia poniższy dokument BBC (na soundtracku np. Eno i Fripp) - The Strange Case of Yukio Mishima.
Sample w okolicach: 05:37, 41:52, 46:52, 53:46.
Z kolei w Total Cosmic Nihilism zajebiste solo na jakąś punkową modłę przechodzi w sampel z bardzo udanego i dość poetyckiego filmu Mishima: Życie w czterech rozdziałach z 1985 roku w reżyserii Paula Schradera, autora scenariusza do takich klasyków jak Taksówkarz czy Wściekły byk. Sam tytuł kawałka jest raczej nieprzypadkowy, bo sama filozofia Mishimy była dość podobna do tej reprezentowanej przez lidera Dissection (choćby idea śmierci w kwiecie wieku i pełni sił). Z kolei kawałek Four Rivers nawiązuje do jego filozofii czterech rzek życia, o których wspominał Japończyk - rzeki ciała wpływającej do rzeki akcji oraz rzeki umysłu/myślenia (o ile dobrze pamiętam) wpływającej do rzeki pisania. Resztę tytułów też nietrudno by dopasować do drogi przebytej przez tę postać.
Doskonałe demko i niezwykle spójne we wszystkich aspektach wydawnictwo. Powiedziałbym nawet największy komplement - inspirujące.
Natomiast w 2020 roku, nakładem chińskiego GoatowaRex ukazał się debiutancki album Kommodus, z pełną uroku okładką pędzla Wresta z Leviathan. Tym samym horda wraca do tematyki rzymskiej, jak zresztą sugeruje obrazek wilczycy w zbroi legionisty. Muzycznie to raczej rozbudowany twór, na którym słychać inspiracje zarówno dalekowschodnie w postaci Sabbat czy Sigh, jak i amerykańskie brzmieniami spod znaku Negative Plane czy debiutu Funereal Presence, czasem pojawia się (punk) rockowy sznyt czy rytm, w Entombed Beneath Roots and Thicket trafi się darcie mordy jak z polskiego CdG, w Lupine Crypt Keeper wskoczy melodyjka jak z Windir, a całość spina rozjeżdżająca się troszkę neoklasycystyczna trąbka, w Zephyrs Blow Where Giants Slumber czy And The Nephilim Carve Out A New World brzmiąca jak z jakiego Rose Clouds of Holocaust. Szczerze powiem, że ta trąbka to chyba dla mnie taka skryta gwiazda tego albumu. Album jest z jednej strony surowy, a z drugiej jak na raw bm niemal techniczny, choć niepozbawiony oczywiście niezbędnych krzywizn i koślawości.
Całość obsypana jest co prawda dziesiątkami płynnie przechodzących jeden w drugi riffów, ale album to dziesięć kawałków po 5-7 minut plus intro i outro, razem to trwa ponad 65 minut, przez co pierwsze odsłuchy było momentami trochę ciężko i sądzę, że gdyby udało się to zamknąć w 50 to by płyta nie straciła.
Mimo wszystko jest to uważam znakomity krążek i pewnie podziemny kult na przyszłe lata. Udało mi się dorwać rarytasa w postaci drugiego wydania na czarnych plackach, które znikło w ciągu niecałej minuty od wystawienia w sklepie GoatowaRex. Pierwsze też bym trafił, ale im się pojebały godziny i nastąpił sold out debiutu Kommodus na winylu przed planowanym rozpoczęciem sprzedaży.
Wszystkie wydawnictwa dostępne są do downloadu za darmo na bandcampie artysty, tym samym Lepidus Plague udowadnia, że jak swój opętany legendami o cnotach samurajów bohater Mishima, czuje do pieniędzy wstręt.
Większość tego napisałem w grudniu rok temu, ale miałem dokończyć jak będę miał fizyczną kopię, potem wkurwienie związane z wspomnianym wyżej sold outem pierwszego wydania no i w końcu drugie mam, niestety już bez bajeranckich zielonych plakacików. Od czasu debiutu pojawiło się jeszcze kilka pomniejszych wydawnictw australijskiego wielbiciela SPQR, a mianowicie splity z Valac, Pan-Amerikan Native Front i Burier. Niestety nie tak dobre jak najlepszy do tej pory w moim mniemaniu An Imperial Sun Rises i album Kommodus, mam wrażenie.
Skład:
The Infernal Emperor - Lepidus Plague - All instruments, Vocals Forest Temple
Dyskografia:
2017 - Will to Dominate All Life [demo]
2018 - One Thousand Years of the Wolf [demo]
2018 - From the Ashes of Empire [demo]
2019 - An Imperial Sun Rises [demo]
2019 - Howling Sanguine Triumph [split]
2019 - Of Carnage and Conquest [kompilacja]
2019 - Of Carnage and Conquest II [kompilacja]
2020 - Kommodus
2020 - Eclipsing Honour & Decay [split]
2021 - Demonstration Collection [boxed set]
2021 - Immortal Ceremonies [split]
2021 - Poison & Perseverance [split]
MA: https://www.metal-archives.com/bands/Ko ... 3540433722
BC: https://kommodus.bandcamp.com/music