MORBIDHAMMER 7 lata temu
Jeden z moich faworytów jeśli chodzi o BM, zwierający właściwie wszystko czego w tym gatunku poszukuję. Bezsprzecznie patologiczny, chorobliwy twór, nigdy nie silący się na jakąś uduchowioną religijność, post popierdółki i zbędny patos, tkwiący mocno w swoim świecie, oporny na jakiekolwiek wpływy z "zewnątrz", chory i perwersyjny. Muzycznie właściwie każdy materiał jest inny, mimo to nieodbiegający od rdzenia - istoty Clandestine Blaze. Sprawne ucho oczywiście wychwyci kilka okresów twórczości Aspy pod tym szyldem. To co rozkurwia mnie najbardziej, to czerpanie garściami ze starej szkoły BM, czy to Darkthrone i Burzum, bądź jeszcze dalej, śmiałe cytowanie dokonań Hellhammer, Bathory, Celtic Frost słyszalne na wszystkich pełniakach, podane w ten charakterystyczny, brudny szlam, no i wypierdoliste wokale. Zresztą, przy pierwszym kontakcie z tym projektem pozostałem raczej obojętny, ale z czasem, jak się to mówi, zaskoczyło.
"Fire burns in our heart", wiadomo, nie jest to jeszcze to COŚ, ale konkretne podwaliny pod to, co miało się później wykluć. Ot lo-fi black metal, który większości pewnie nie przypasi, mnie natomiast numery jak "Anti-christian Warfare", "Killing the Waste of Flesh", "Icons of Torture" przypasiły, chwytliwe gówno. Z "Night of the Unholy Flames" sprawy mają się poważniej, spory krok do przodu, brak tej nieporadności cechującej debiut, w zamian ponurość i wyczuwalny Diabeł. "Chambers" to jeden z lepszych kawałków jaki pod tym szyldem powstał, w kurwe transowe - tytułowy i Invisible Deth, agresywny numer z fińskim tytułem - to zdecydowane highlighty tego wydawnictwa. Moim zdaniem Mikko wziął całą esencję z "Under a Funeral Moon" i "Transilvanian Hunger" i doprowadził do ekstremum. Inna sprawa ma się z "Fist of the Northern Destroyer", która na tle poprzednich jest zdecydowanie lepiej przyswajalna, bardziej zróżnicowana, można powiedzieć że przebojowa. Razi tylko jeden szczegół: numery te dużo lepiej zabrzmiały na demówce "Goat - Creative Alienation", a zwłaszcza tytułowy, który w porównaniu z tym z albumu jest bezsprzecznie lepszy. Tak więc, jeśli mam ochotę posłuchać kawałków z "Fist...", wolę wersję z demo.
I tu myślę warto się zatrzymać przy pozostałych trzech taśmach, które CB wypuściło w tym okresie. "There comes the day" - prymitywne i obskurne wersje dwóch numerów z "Fist..", oraz niepublikowane "Nation of God" i "Altar of Perversion", oba godne uwagi, zwłaszcza ten pierwszy z hipnotyzującym riffem przewodnim. Jakość kiepska, ale muzycznie to konkretne pizdy w łeb.
"Blood and Cum" - jeśli ktoś lubi Ildjarn, koniecznie powinien posłuchać trzech kawałków zawartych tutaj, będących nieukrywanym hołdem dla tegoż to projektu, skrajny minimalizm, odbiegający od tego, co CB prezentuje na regularnych płytach (również numer ze skądinąd zajebistej kompilacji "Primitive Finland" prezentuje się w podobnym klimacie. Inna sprawa ma się z "Below the Surface of Cold Earth" z bardzo dobrym brzmieniem, nagranym bez żadnego przygotowania, Mikko rzygnął co mu leży na sercu wchodząc do studia bez żadnego wcześniej skomponowanego kawałka. Efekt zajebisty.
"Delivers of Faith" wszystkim znany to oczywiście wpierdol pierwszej klasy, na czele z brutalnym brzmieniem werbla. Album bez słabych punktów, z wieloma smaczkami które się odkrywa po kolejnych przesłuchaniach. Podobnie z "Church of Atrocity", nieco słabszy od poprzedniej, mniej jednolity, mniej równy - z pewnością wybijają się w chuj brutalny tytułowy, "Storm of Purification" będący hołdem dla Celtic Frost i hipnotyzujący "Frozen Angel" z zajebistym tekstem.
Dalej mamy "Falling Monuments", który, nie wiem zupełnie czemu, uważany jest za najsłabszy krążek CB, może dlatego że łatwo przyswajalny i dość skoczny. Dla mnie to bardzo udany hołd dla nordyckiego BM starej szkoły. Natomiast "Harmony of Struggle" to mój faworyt w dyskografii, bardzo spójny materiał, z zajebistym, syficznym brzmieniem, no i jest tutaj "Face of Granit" przy którym mam ochotę rozpierdolić wszystko w pizdu oraz zajebisty hołd dla Bathory wieńczący całość. Kolejny album uważam za najsłabszy materiał obok debiutu, tylko że w przypadku CB to i tak jakieś 7,5 na 10 i poziom dla większości nieosiągalny. "City of Slaughter" wyszedł co prawda niedawno, ale po kilku przesłuchaniach jest to na pewno lepsze niż "Golgotha". Lecz póki co, muszę się z tym jeszcze porządniej osłuchać.
Aha, splity z SM i DO - w cipę. Również "Crushing the Holy Trinity" - tylko tu ciężko wskazać kto lepszy, bo poza przeciętnym Exordium wszyscy trzymają zbliżony, wysoki poziom.