Nie wiem, jak by się to miało przed Hammerheart ukazać, chyba ostro zaszaleli w studio w takim razie, bo mnie lekko plastikiem Blood on Ice śmierdzi (to nie jest triggerowana albo elektroniczna perka?). Co nie zmienia faktu, że to wciąż świetna płyta, a i hitów tam nie brakuje. A jak już leci ciąg The Woodwooman, The Lake i poprawiony jeszcze Gods of Thunder, of Wind and of Rain to zawsze zaczyna mi się wydawać, że uwielbiam tę płytę. No tak nie do końca jest, ale mimo drobnych mankamentów lubię bardzo.Vexatus pisze: ↑6 lat temu Ja właściwie lubię Bathory w całej rozciągłości, może z wyłączeniem np. takiego "Requiem", który nie jest wcale takim złym albumem, ale może niekoniecznie powinien wyjść pod szyldem Bathory. Do tej pory głównie słuchałem tych najwcześniejszych prymitywnych płyt, ale dzisiaj tak mnie naszło na odświeżenie sobie jakiegoś późniejszego wydawnictwa - zupełnym przypadkiem padło na "Blood on Ice" i tak mnie wzięło, że poleciało kilka razy pod rząd.Tak dawno nie słuchałem materiałów Bathory z okresu "vikingowego", że już zapomniałem jaka to dobra muza jest. Przypomniało mi się jak słuchałem tego (i innych płyt Bathory i nie tylko) lata temu z pirackiej MC z taśmą koloru sraczki wydanej przez coś co się nazywało TRIADA.
Całkiem niezła płyta, która wydana została (z poprawkami i ponownie nagraną częścią materiału) ładnych parę latek po jej nagraniu. Materiał powinien się ukazać jeszcze przed "Hammerheart" i "Twilight of the Gods" i szkoda, że tak się nie stało, bo w porównaniu z tymi płytami jako całość nie robi aż takiego wrażenia, a w odpowiednim czasie jego odbiór z pewnością byłby zupełnie inny.
Muszę sobie koniecznie odświeżyć całą dyskografię Bathory i coś czuję, że pewnie przez kilka najbliższych dni głównie tego będę słuchać.![]()
Ten materiał był nagrywany w latach 1988-89 i miał być piątym albumem, ale coś tam się nie spodobało (nie mam pojęcia o co chodziło) i ostatecznie ukazał się kilka lat później, przy czym część została przedtem nagrana ponownie.
Nie no, toć nie popadajmy już w skrajność, że bez neta nie można znać bardziej wyszukanej muzy. Poza tym, skąd info, że nie był fanem muzyki klasycznej?
Belzebóbr pisze: a ja jak najbardziej słucham muzyki z tidala i spotifaja, o wiele lepsze to i poręczniejsze niż słuchanie z jakichś śmiesznych CDków. Przynajmniej można się do głośnika na bluetooth podłączyć
Wtedy pewnie przyszliby do niego smutni panowie z poleceniem przelewu. Tak sobie myślę, że wrzucił ten fragment, bo przecież Jowisz - władca i ojciec rzymskich bogów. Symbolizm, poważny koncept and stuff.
w Polsce muzykę [Auld Lang Syne] wykorzystuje znana pieśń harcerska Ogniska już dogasa blask
Nie ma drugiej tak pociągającej dla mnie w muzyce metalowej rzeczy jak Quorthon wykrzykujący FIREEE - nieważne, czy w Shores in Flames, czy w Enter the Eternal Fire.
Jest. TG Warrior's Ugh!
yog,jak mogles?!?!?!?!?!?!?!yog pisze: ↑4 lata temu Ano jest to zdaje się meksykańska książka. Nie wiem, bo nie pisałem do polskich wydawców, ale czytałem opinie, że dużo piniążków za to chcą, więc wykonałem przelew na Leszkowy Tribute w to miejsce, on chciał 36,66, jeśli mnie pamięć nie myli. Wersja z plakatem, naszywkami i pinami 99,99, więc odpuściłem te dodateczki.
yog pisze: ↑4 lata temu Moim zdaniem, najpiękniejszy ze wszystkich gatefoldów.
Parę lat temu miałem wrażenie, że trochę mi się ta płyta przejadła. Nie wiem, czy była to chwilowa niedyspozycja, czy separacja nam pomogła, ale odkąd przyleciała powyższa wersja, jestem tym albumem na powrót zachwycony i kocham każdy kawałek, znowu nie mogę wyjść z podziwu nad monumentalnym brzmieniem centrali i subiektywnie doskonałym (obiektywnie chujowym) wokalem, ale gdybym miał wybierać najlepsze momenty, to bym wskazał na:
Płyta należy do tych, z którymi siedzisz i co chwila podkręcasz głośność, bo nigdy nie jest wystarczająco.
- FIRE! i późniejsze solo na ćwierć-pinkfloydzie
- solo z Baptized in Fire and Ice jak wchodzi na pełny pinkflojd
- całe Father to Son ze szczególnym uwzględnieniem przejścia z cepelniano-kowalskiego intro w płacz dziecka i natychmiastowe wejście riffu ku jego ukojeniu
- Song to Hall Up High za bycie przepiękną kołysanką (bonusowe punkty dla mew, doceniam że się tak starały)
- It's only... just beeeguun!!!
Wydanie pierwsze, jest na jednej płycie, co - mam wrażenie - nie pomaga przy 55 minutach czy tam ile. To samo jest z Twilight of the Gods, też na 1 LP. Może nie miałem szczęścia do stanu posiadanych kopii, bo sporo na jednej i drugiej trzasków i pyków, płonie ognisko w tle w cichszych partiach, ale i tak brzmi wspaniale. Nie mogłem przestać słuchać.
Czyscisz FLACi?Te kradzione mam na mysli.Czyste beda aja,aja.
Wódka ci zżera pamięć albo percepcję - mam sporo winyli i niektórymi chwaliłem się w odpowiednim temacie. CD też mam, ale niedużo.
Belzebóbr pisze: a ja jak najbardziej słucham muzyki z tidala i spotifaja, o wiele lepsze to i poręczniejsze niż słuchanie z jakichś śmiesznych CDków. Przynajmniej można się do głośnika na bluetooth podłączyć