TITELITURY pisze: ↑8 mies. temu
No Panie, to się zdecyduj. Liczy się muzyczny kunszt, muzyczny efekt, który z kunsztem nie musi mieć nic wspólnego, czy oba jednocześnie - w zależności od tego, który gatunek muzyki bardziej się lubi i której idiom bardziej trafia do serducha, co pozwala za to samo pochwalić jeden zespół, a zjebać drugi.
Przecież już odpowiedziałem powyżej, nadal nie czytasz uważnie. Więc teraz prościej, prawie jak z obrazkami, ale nie za bardzo chce mi się rysować, więc będę się starał pisać malowniczo. Kunsztem muzycznym jest użycie środków stylistycznych adekwatnych do wykonywanej muzyki. Koniec kropka. Przykład prawie obrazkowy: śledź będzie pasował do wódeczki. W torcie bezowym już nie.
Teraz szersza opowieść, coś, co wydawałoby się oczywiste, ale jak widać nie dla każdego, więc trzeba po kolei. Otóż umiejętność grania równego nie jest zerojedynkowa. To nie jest ciąża, że nie można być w niej trochę. Każda muzyka, która nie jest muzyką zaprogramowaną i odgrywaną przez urządzenia mechaniczne lub elektroniczne, będzie obarczona błędem wykonawczym polegającym na pewnej zmienności w zakresie wartości rytmicznych. Chcesz idealnie równego grania, to słuchaj techno albo muzyki, która po nagraniu została w trybie edycji wyrównana. Cała reszta będzie mniej lub bardziej krzywa.
Z powyższego wynika, mój drogi kolego, że pojęcie "krzywego grania" nie jest binarne, a dotyczy spektrum. Ocena równości jest subiektywna i wynika z umiejętności percepcyjnych oceniającego. Co więcej, dodatkowo ocena estetyczna w tym zakresie dodatkowo obarczona jest elementem indywidualnych preferencji - zapewne sam zdajesz sobie sprawę, że granie nazbyt równe często postrzegane jest jako nienaturalne i nieprzyjemne, ale są przecież ludzie, którzy w tej nienaturalności znajdują upodobanie. Możemy zatem przyjąć, że nie dość, że wycinek spektrum dotyczący postrzeganie synchronizacji tempa i metrum przez wszystkich muzyków jako przyjemny dla ucha może być dla różnych osób bardzo różny zarówno w zakresie jego umiejscowienia na wykresie spektrum (gdybyśmy taki wykres tworzyli), jak i jego rozmiaru. Znajdą się zapewne osoby dla których po zrealizowaniu takiego hipotetycznego wykresu obszary satysfakcji z odsłuchu czy akceptacji umiejętności muzycznych kompletnie by się ze sobą nie pokrywały. Gdy nałożymy do tego jeszcze obszary zróżnicowanych estetyk muzycznych, to dopiero głowa mogłaby się zrobić za mała, jak na biednego, małego metalowca.
Skoro wiemy już, że wszyscy grają krzywo (chyba, że oszukują), ale poziom krzywości może być różny, dochodzimy do punktu, w który czytelnik postronny (ale nie Ty Titku, w Ciebie wierzę, że lubisz czytać rzeczy głupie, ale napisane quasi naukowym językiem) zada sobie pytania: i chuj z tego (no dobra, myślę, że też tak pomyślałeś, bo jesteś wulgarną paskudą, choć udajesz eleganckiego oblecha)? Ano to, że muzycy Throneum, jak przystało na dobrych muzyków*, generalnie ogarniają temat i potrafią grać w taki sposób, że muzyka zachowuje swój naturalny groove, a całość nie rozjeżdża się po kościach. Jej nieprzystępność wynika w dużej mierze z warunków brzmieniowych, a nie umiejętności muzyków. Krzywizny są na takim poziomie, jaki występuje u dość sprawnego technicznie w warunkach koncertowych. Oczywiście, mogę zrozumieć ludzi, dla których poziom prezentowany przez ten zespół jest nieakceptowany. Inna sprawa, że oczywiście gówno mnie to obchodzi, to przecież im się nie podoba, a nie mnie.
W przypadku debiutu Sacrilegium w szybszych partiach muzyka po prostu się rozłazi. Klepią tak sobie, byle lecieć do przodu, ale to nie wchodzi, nie buja (płyty Darkthrone (też młode chłopaki) czy nawet wspomnianej wcześniej Arkony bujają, to idzie razem do przodu, ma punkt zaczepienia), brzmi jakby się spierdolili ze schodów. Oczywiście, masz rację, że w niektórych gatunkach muzycznych można na to przymknąć oko. Nawet w ramach black metalu, gdyby aura muzyki sugerowała jakiś skrajny nihilizm, to taki poziom wykonawczy mógłby być nawet nie tylko tolerowany, ale i nadawać wartości. Słuchając Sacrilegium odnoszę wrażenie, że starają się wykreować podniosłą, poważną atmosferę. W tym kontekście poziom wykonawczy tej wartości ujmuje, sprawia wrażenie pokraczności i zaburza decorum całej płyty. Oczywiście, mogę zrozumieć ludzi, dla których poziom prezentowany przez ten zespół jest akceptowany. Inna sprawa, że całkiem zabawne jest to, że boli ich, że dla mnie nie.
*Co do umiejętności Tomasza H., w przypadku wątpliwości, polecam nagrania Throneum z czasów, gdy Tomasz był jeszcze Tomeczkiem, człowiekiem młodym jak pewnie muzykanci Sacrilegium przy debiucie, no wąsik jak u Hajasza w 94, i wycinał techniczny death metal z dość mrocznym klimatem. Klasy pozostałych muzyków chyba nie trzeba potwierdzać, bo grali przecież w wielu innych zespołach.
DiabelskiDom pisze:
Istnieją po prostu słuchacze muzyki, którzy muszą mieć etykietkę. Jeśli jest to etykietka "pagan black metal" to będą się podśmiewywać, mówić o upośledzonym gatunku muzycznym, obniżaniu poprzeczek etc. Ale wystarczy podobnie niedorobioną muzykę opisać jako "death metal", najlepiej "prymitywny", to już zaczynają mówić, że to świetne granie
O, przypominam, że ktoś tu lubi słuchać In Flames, ale musi przy tym robić sobie etykietkę "brutalny heavy metal", bo jakby miał etykietkę "death metal" to już by mu się nie podobało. No i, mówiąc nieuprzejmie, zachowujesz się jak taki pajac z tylnej ławki, który nie ma nic mądrego do powiedzenia, ale coś tam mamrocze pod nosem.
porwanie w satanistanie pisze: ↑8 mies. temu
nie masz też zapewne jakiejś szczególnej potrzeby robienia sobie
pogańskiego klimatu,
Panie kolego, ja pogański, czy szerzej - folkowy klimat bardzo lubię, z Polski choćby rzeczy Szajkowskiego cenię sobie bardzo. Nie jest to może pierwszy wybór, ale na pewno nie taki marginalny.
Wiem, to na swój sposób też było złośliwe, nie musisz odpowiadać, że to kompletnie co innego