Potwierdziłeś właśnie, że albo stare blacki norweskie znasz pobieżnie, albo nasłuchałeś się jakichś głupot na temat cukierkowości w Dissection i usilnie to forsujesz podbudowując się jakimiś wyssanymi z palca powiązaniami między fanami
Geniuszu bym się tam nie dopatrywał, ale fakt faktem, że Dissection bardzo sprawnie (sprawniej niż większość im współczesnych około blackmetalowców) operowało pewnym typem skal i grało motywy z klasycznymi rozwiązaniami i kadencjami, przez co są one bardzo wyraziste, chwytliwe i natychmiastowo satysfakcjonujące. Inna rzecz, brak im przez to elementu jakiejś głębi i niejednoznaczności, czego skutkiem może być brzydkie się starzenie.
Sek w tym, że one nie są ryzykowne, trzeba tylko wiedzieć gdzie i jak je organizować. Ryzykowne są dzisiaj koncerty różnych kapel rac, antykomunistycznego rocka, tych wszystkich Horytnic, Karpatii, Obłędów i innych. W tym przypadku rzeczywiście jest problem, najprawdopodobniej dlatego, że taka muzyka jest łatwiejsza w odbiorze i posługuje się bardziej zrozumiałą symboliką, dlatego jest bardziej rozpoznawana. Selbstmordy nie mają podobnych kłopotów i o ile nie chcą pchać się do jakichś dużych, znanych klubów, problemów z graniem nie mają. I bynajmniej nie grają tylko dla swojaków. Bilety rozchodzą się szybko, kluby wypełnione są ludźmi, ale są to kluby na sto do trzystu masek, co może takim gwiazdeczkom estradowym jak Deus Mortem, czy Mgła nie bardzo pasuje. Ja natomiast uważam, że wręcz przeciwnie. Wolę słuchać na żywo takiej muzyki w mniejszych klubach, niż na hali pokroju Progresji i gdybym tworzył taką muzykę, wolałbym grać w takich miejscach, dlatego pewnie nie miałbym problemów z wystąpieniem na scenie. Nie dlatego, że jestem jakimś prawdziwkiem wierzącym w to bajdurzenie o elitaryzmie muzyki metalowej, a w szczególności BM. Uważam po prostu, że mniejsze lokale doskonale siedo takiego grania nadają. Ale jeśli ma się parcie na hajs i chce się gać dla setek randomowych metalowców, ktorzy tak w zasadzie w chuju mają muzykę, a na koncerty przychodzą się nachlać, nacpac i pochwalić nowymi naszywkami na ramonesce, to trzeba się liczyć, że w dzisiejszych czasach autocenzury jakiś życzliwy napisze maila do właściciela i efekt będzie jak w powyższych przypadkach. Dlatego śmieszą mnie te tłumaczenia, gorzkie żale, usprawiedliwianie się. To jest dla mnie tylko i wyłącznie świadectwo głupoty muzyków oraz organizatorów. W przypadku takiego zespołu jak Deus Mortem, który pod innym szyldem miał w logu celtyka i nagrywał split z Kataxu, już w ogóle. Gardzę niemożebnie.
Thunderbolt to zespół Paimona i nie nazywałbym Deus Mortem nowym wcielem tamtej kapeli. Necrosodom i Stormblast doszli tam, gdy zespół posługiwał się tylko symboliką satanistyczną. Zresztą pamiętam jak Paimona bluzgano, bo sprzedał się za żydowskie srebrniki i zdradził świętą sprawę sceny nsbm.TITELITURY pisze: ↑5 lat temu W przypadku takiego zespołu jak Deus Mortem, który pod innym szyldem miał w logu celtyka i nagrywał split z Kataxu, już w ogóle. Gardzę niemożebnie.
Właśnie stąd. Pierwsze nagrania DM, to stylistyczne rozwinięcie ostatniego Thunderbolt i ja tu widzę płynną zmianę, która mogłaby nastąpić równie dobrze pod poprzednim szyldem. Na koncertach tez grało kawałki z poprzedniej kapeli, więc traktuję to jako kontynuację. Pewnie tak samo jak antifa metalowcy.
Generalnie rzecz biorąc, mam podobne wrażenie. Taki hołd dla wszystkiego, ładnie podany, trochę nakurw, ale jednak melancholia. Nikogo nie obrazi, przypomni miłe chwile niejednemu. Spoko płyta, ale taka właśnie wyrachowana, dla słuchacza, co oldschoolowy bm lubi, a i Mgłą nie pogardzi skrojona jak marzenie.Hajasz pisze: ↑5 lat temu I tak jak wczoraj przedstawiałem yogiemu różnicę pomiędzy takim Severed Survival a debiutem Repugnant to nowy album Deus Mortem jest dokładnie taki sam jak album Repugnant czyli zaprojektowany nie nagrany, skomponowany. Deus Mortem zaprojektował album, który miał być dla wszystkich jak kiedyś woda z saturatora. Każdy z kieszeni piątaka wywali pić będą duzi i mali tak jak na tej płycie posłuchają młodzi i starzy, geje i lesbijki. Chłopaki mrugają oczkiem w stronę każdego fana norweskiego black metalu, szwedzkiego różowego gówna i polskiego blacku ale tego ostatniego jest najmniej.
Najlepszy jest Through the Crown It Departs - kosiara, tnąca łby pizdom.
Szkalowawszy A od drugiej epki to co najmniej, bo widziałem ich jakoś wtedy na żywo (przed Mayhem i Asphyx?) i jak na moje to nieco przynudzali i wczoraj miałem podobnie Ogólnie ciut taka kapela skacząca z kwiatka na kwiatek zależnie od aktualnych upodobań tłuszczy. Dobrzy są, to przypału nie ma, ale niesmak jakiś pozostaje