Sobie załączyłem ponownie
The Final Congregation. Ta melodyjka z introska brzmi jak motyw
Melissy Mercyful Fate. Tak poza tym, to jak słucham tego typu polecanek od Hajasza, to nie pojmuję, jak może Blasphemy nie lubić, bo to tu to równie ułożona muzyka, a w zasadzie mniej. No dobra, organowe intro i outro z jakimś gadaniem, które pewnie jest samplem, bo raczej panów z Cthonium nie podejrzewam o równie wyrobioną, teatralną dykcję. Beheritowy koziołko-kapłan we wkładce zawsze pozytywny. Okrutny to jest chaos, te 3 metalowe kawałki na tej kasecie, a perkusja zasłania całą resztę swą łomotaniną (raz cichszą, innym razem głośniejszą, zależnie od zmęczenia garowego w danej chwili).
W bonusie załączam lepszy skan okładki, niż ten z internetów: