Fat of the Land hiciarskie i niekomercyjne na ówczesne czasy. Poprzednia płyta najlepsza. Więcej mroku i dekadenckiego klimatu.
Obaj dobrze prawicie. Oba albumy 10/10, choć są zupełnie inne. MFTJG zawsze będzie u mnie w sercu siedziało, bo przewałkowałem obiektywnie najwięcej razy i klimat tam zabija, nigdy nie udało im się ani wcześniej ani później czegoś takiego sklecić. Natomiast "The Fat Of The Land" to już bardzo niekonwencjonalne, aczkolwiek nowoczesne i właśnie przebojowe ujęcie elektroniki. Warto poszperać Bo Liam naprawdę stworzył arcydzieło, a ilość ścieżek w niektórych momentach które na siebie się nakładają rozwala mózg.dj zakrystian pisze: ↑5 mies. temuFat of the Land hiciarskie i niekomercyjne na ówczesne czasy. Poprzednia płyta najlepsza. Więcej mroku i dekadenckiego klimatu.