Fundamentalny zespół szkoły berlińskiej. Zaczęli w 1967 roku. Na debiutanckim Electronic Meditation z 1970 grają krautrocka w składzie Edgar Froese, Klaus Schulze, Conrad Schnitzler. Po tym albumie został tylko założyciel, Froese i przewodził on Tangerine Dream do swojej śmierci w 2015 roku.
Wkrótce dołącza Chris Franke i w 1971 roku wychodzi Alpha Centauri, nazwany tak na cześć najbliższej układowi słonecznemu gwiazdy. Na albumie tym wynajdują space ambient za sprawą ekspresu do kawy.
Rok później, w 1972 wychodzi ścieżka dźwiękowa do czasu przed czasem i narodzin materii - Zeit. Tu wymyślają dark ambient w składzie Froese, Franke, Peter Baumann (klasyczny skład Tangerine Dream przez wiele następnych lat). W wolnej chwili Florian Fricke z Popol Vuh bierze pod pachę swojego Mooga, opuszcza zamek swojej dziewczyny i gra w kawałku o pięknym tytule Birth of Liquid Plejades. W innych podobno też, ale o nim mówią creditsy z okładki. W tym 20-minutowym, otwierającym album kolosie, pierwszym z czterech podobnej długości na Zeit, goście na dronujących smyczkach nagrywają pierwszy kawałek Godspeed You! Black Emperor.
Płyta, jak to się mówi, totalna. Mrok w chuj, klimat gęsty jak masa kilku słońc. Słuchać tyko w nocy. Zajebista okładka, zajebista płyta i jedna z niewielu, która jak leci w drugim pokoju to sprawia wrażenie, jakby był w nim otwarty jakiś portal przez czasoprzestrzeń do narodzin kosmosu i czasu całkowitej ciemności. Może nawet lepiej brzmi przez ścianę. Wiem, pojebane.
Paru kolejnych płyt nie słyszałem albo prawie nie słyszałem, ale mam first press Rubycon z 1975 i słuchałem go po nocach tak dużo, że któregoś razu wypadł mi z rąk i od tego czasu ma wielką rysę na całą stronę B. Dalej go czasem słucham, a jest to o tyle problematyczne, że płyta jest niezwykle eteryczna, łagodna i ogólnie niewiele się tam dzieje poza raz przybierającym na sile, raz słabnącym, pulsującym rytmem przypominającym trochę wpadającą do cieczy kroplę z okładki. Cudny album, pełen chillout.
Po koncertowym Ricochet z tego samego roku, którego nie słyszałem, w 1976 nagrywają Stratosfear, na którym o ile wciąż jest doskonałe granie, to jednak klimat zmienił się na bardziej przebojową, progresywną elektronikę. Ten kierunek jest kontynuowany na kolejnej znanej mi i pierwszej, jaką słyszałem w ogóle Force Majeure z 1979 roku, która jest przebojowa tak bardzo, że jakieś fragmenty z płyty były wykorzystywane przez włoską telewizję Rai jako jakiś dżingiel do prognozy pogody czy czegoś w tym guście. Granko dalej świetne, ale i z - jak widać - ogromnym potencjałem komercyjnym.
Latami rozmawiałem o nich z ojcem i zawsze się wzbraniałem myśląc, że to jakieś trudne granie będzie, aż kiedyś pożyczyłem cedeka na drogę i po 2 odsłuchach chciało się gwizdać razem z syntezatorkami. Od razu pokochałem.
Gdzieś tam w połowie lat 70. dostają zaproszenie do zagrania koncertu w katedrze w Reims, jednak kończy się on poniekąd katastrofą. Zgromadził takie tłumy, że pojawił się problem natury sanitarnej i publika zaczęła barbarzyńsko szczać na gotyckie mury świątyni. To zaowocowało skandalem, a Tangerine Dream dostało od Watykanu zakaz gry w katedrach. Z odsieczą przybył jednak kościół anglikański, który zaprosił zespół na trasę po Anglii. Słynny koncert w świeżo odbudowanej katedrze w Coventry, zbombardowanej niegdyś doszczętnie przez nazistów, reklamowano tymi słowy: 35 lat temu przylecieli z bombami, dziś przylatują z syntezatorami!
Nagranie z koncertu, na którym Froese jara szlugi w katedrze, można obejrzeć tutaj:
W sumie słyszałem niewiele ich płyt, ale czasem miewam fazę i słucham ich 3-godzinnych bootlegów z improwizacjami. Ten koncert z Reims w 1974 też się po latach doczekał wydania, nawet na picture diskach z rozetami katedry.
W międzyczasie nagrywają soundtracki do takich filmów, jak ramake kultowej Ceny strachu o tytule Sorcerer z 1977 reżysera Egzorcysty Williama Friedkina czy Złodziej (ang. Thief) z 1981 i Twierdza (ang. The Keep) z 1983 Michaela Manna. We wszystkich przypadkach muza robi robotę, a ten pierwszy to warto obejrzeć choćby dla kultowej sceny na moście.
Pomimo śmierci lidera, kapela o dziwo wciąż koncertuje za sprawą zaledwie 47-letniego Thorstena Quaeschninga, który namaszczony został przez Edgara Froese jeszcze w 2013 na lidera grupy.
Uczestniczył on w nagraniu trzeciej płyty Blood Incantation, czyli bodaj największych fanów Tangerine Dream wśród kapel metalowych. Bo zbrodniarza Stevena Wilsona, którego ulubioną płytą wszechczasów jest Zeit, nie liczymy. Pamiętam zresztą, jak lata temu znalazłem na youtube czy tam na discogs komentarz Paula Riedla w którym polecał francuską wersję Zeit, przypadkiem wytłoczoną w lustrzanym odbiciu. Z wieloma albumami to by nie miało sensu. Tu ma.
Klasyczny skład:
Edgar Froese (R.I.P. 2015) – Keyboards, Guitars (1967–2015)
Christopher Franke – Keyboards, Drums (1970–1987)
Peter Baumann – Keyboards (1971–1973, 1973–1975, 1975–1977)
kurz pisze: ↑miesiąc temu
Zawodnik wagi ciężkiej w latach siedemdziesiątych.
Debiut wciąż masakruje, nie dla wrażliwych uszek.
Yogi wszystko napisał.
100 % racja!
yog5 godz. temu
Tormentor
Posty: 17933
Rejestracja:8 lat temu
yog
W piątek odpaliłem pierwszy raz Phaedrę. Przez te pięć dni przesłuchałem jak dotąd 25 razy i powiem Wam, moi mili, że zajebista. Taki mniej wyciszony Rubycon. Puls zamiast rytmu.
Destroy their modern metal and bang your fucking head