Amerykański muzyk i producent tak płodny, że ilość albumów w nagrywaniu których brał udział można już liczyć w tysiącach. Współpracował z rzeszą ludzi z różnych muzycznych bajek od Whitney Houston, przez "pierwszy" skład Napalm Death, Johna Zorna, Iggy'ego Popa po Williama S. Burroughsa. Nagrywał ambient, dub, funk, jazz, drum 'n bass, eksperymetalny metal, hip-hop itd.
- kolaboracja z Dark Matter Halo, dark space ambient - nówka Psychonavigation - dub - cyfrowe wznowienie starocia z 1996, coś na kształt The End of Law, feat. Lemmy, Iggy Pop z Painkiller, Viggo Mortensen z Bucketheadem, Hakim Bey i wielu innych
Jaki to jest cios!, hiper agresywny dub przeplatany jazzowo/ambientowymi wstawkami. Projekt Method of Defiance prawdopodobnie będzie potrzebował swojego tematu. I niech czasem nikt nie pierdoli, że to forum metalowe, bo w nazwie ma brutal, a te dźwięki mają w sobie większą agresję i brutalność od większości kapel metalowych.
Ja bardzo polecam "Hashisheen: The End Of Law" wrzucone w pierwszym poście. Jedyny album gdzie można usłyszeć Iggy'ego Popa, Williama Burroughsa i Techno Animal w jednym kawałku.
Hashisheen świetne również polecam. A The Blood of Heroes mimo zbliżonych składów i użycia podobnych środków, jak d'n'b-owa rytmika, w odbiorze zupełnie inne, niż Method of Defiance.
Hashineen będzie słuchane.
Jakbym miał się pokusić o porównanie Blood of Heroes bardziej taneczne, Method of Defiance agresywniejsze (tzn dwa pierwsze albumy, szczególnie pierwszy, drugi swoją energię w dużej części czerpie z free jazzu, współgrającego z ciężkim bitem). Laswella znałem dotąd tylko z kolaboracji jazzowych z Bortzmannem, Last Exit i Painkillera, no i to co wyżej w treści. Trzeba przeczesać dyskografię w poszukiwaniu perełek.
Obadaj też koniecznie takie klasyki z jego dysko, jak dwa pierwsze albumy Praxix, gdzie na dwójce Sacrifist Mick Harris tłucze w gary - muzycznie zbliża się to nawet chwilami w swym szaleństwie do debiutu Painkiller.
Hashineen mi nie podszedł, z reguły nie lubię przegadanej muzy, wynudzili mnie to. Za to Praxis bardzo ciekawy projekt. Taki bez kija w dupie, poetycko rzecz ujmując.
@kurzPraxis z Brain'em z Primus za garami na pokładzie, czy gościnnie z Mickiem "Human Tornado" Harrisem na dwójce, nie mogło się nie spodobać. Poza tym świetnych muzykantów tam nie brak - gitarowy wymiatacz Buckethead, czy Bootsy Collins i jego speace bass oraz mega klawiszowiec Bernie Worrell. Myślę, że każdy z osobna, już poza Praxis, zasługuje na twą uwagę.
A co do nie polubienia się z Hashineen, to teraz się zastanawiam, czy polecać ci także płyty z "gadaniem" Hakim Beya oraz z płyt z Burroughs'em - mnie się one podobają, podobnie jak indyjskie folkowe odjazdy absolutnego mistrza i światowego guru sitaru Shankara.
Z zupełnie innych klimatów polecam: mroczne ambientowo dubowe wizje z kolaboracji z Tetsu Inoue - Cymatic Scan. oraz cała serię Axiom, już z różnymi tematycznie klimatami.
A wracając powiedzmy nieco bliżej w okolice Praxis, a raczej pewnych jego charakterystycznych składowych elementów muzy, w postaci dub-ującego funkowania, okraszonego ambientem i jazzem oraz hindusko azjatyckim "folkiem", czy hip hop-owymi klimatami zahaczającymi też o reggae, polecam maga płytki Material
To z Praxis dorzucę do polecanek koncercik z jazzowego festu w Warszawie, na którym sam byłem, i który to niegdyś dorzucili za free do magazynu Jazz A Go-Go, a po przemikoswaniu przez Billa, wyszedł ponownie, jako płyta pt. Warszawa (postaraj się obadać nie re-miksowany ponownie materiał Live in Poland).
Niezła EPka, 45 minet. Ale mniejsza o większość, muza fantastyczna!
Jak to ujął @DiabelskiDom w poście o Desecresy „kompresja wesołości”, to tutaj mamy, może nie wesołości, ale zajebistej zabawy dźwiękiem - redunkurwadancję.
Nie wiem czy słuchałeś wspomnianej Warszawy, dodatkowo dorzuciłbym Zurich i Tennessee 2004. CUDNY odjazd. Przykład, że muza może być zabawna i głęboka zarazem.
pit pisze: ↑2 lata temu
Warszawy tak. Luźniejsza forma, dużo scratchy i turntablismu. Późniejszych live'ów niestety nie słyszałem.
I wróciłem sobie do debiutu MOD. To przepiękny zalew amen breaków i innych łamańców.
Warszawa najlepsza.
Debiut MOD masakruje po całości. Inamorata też fajna, bardziej free, a następne albumy mniej mnie przekonują, więcej tam lekkiego dubu, jakieś reagge, choć słucha się tego przyjemnie, nie powiem.
@kurz polecałem posłuchać nie Warszawy, a Live in Poland bez re-miksowania. Słuchałeś tego, czy już po przeróbkach?
@pit nie, ja tak nie uważam - tam jest taki wachlarz muzyków i wpływów z różnych rejonów świata, wiec trudno generalizować to do afro-futurystów. Poza tym z Funkadelic to oni mają bezpośrednie powiazania składów.
@kurz odbiegając od samego Laswella, polecę też nagrania współpracujących z nim przy płytach Praxis muzyków z Blind Idiot God jadących instrumentalne suity po noise/math rockach, dub, awangardzie, a nawet metalu, post-hardcore, czy grindach (tam się też gościnnie Zorn i jego saksofon odzywa)
Nie wiem czy to po przeróbkach, czy nie ale bardzo mi to podeszło @Pioniere. Dzienks za kolejne polecanki, dobry człowieku! Czuję, że to będzie dobry strzał, tagi na RYM są nader ciekawe.
Material ma w cholerę dziwną historię. Zaczynali jako NY Gong - amerykańska wersja francuskiego Gong. Po zmianie nazwy poszli w punk jazz, no wave, przez kolaboracje z Burroughsem w stylu world music, po awangardowy hip-hop. Parę lat temu nagrali kolaborację z The Master Musicians of Jajouka, co znów zahacza o Burroughsa i Briona Gysina.
Jak który słucha tera death, grindcore czy inny stoner, to wyłączyć, wypierdolić przez okno, wyjebać, jak ktoś chce jeszcze inne tego typu określenie na rzucenie w piździec, niech zapyta @Hajasza, on ma pewno coś będzie miał pod ręką. Słuchać Laswella z Submerged we wspólnym projekcie. Brutal Calling Yeah!!!! Lockdown on Bridges, no ja pierdolę. @pit i reszta @otwartoumysłowców!!!
Kolejny materiał, w którym maczał palce nasz kochany Billy. Fantastyczny miks, dobór, spójność. Miles na warsztacie. Palce kurwa lizać. Bierz to @pit, lubisz takie rzeczy.
Imaginary Cuba słuchałem, całkiem fajne momentami. Do Marleya nie dotarłem, może dlatego, że nie do końca mi on sam odpowiada. Tzn lubiłem kiedyś trochę, ale teraz nie słucham wcale. A wracając do Laswella, to imponująca postać. Tyle różnych przejawów kreacji, w szeroko pojętej muzie, to trzeba coś mieć w główce poprzestawianie, oczywiście w pozytywnym sensie. Pozdro.