Posty: 89
- Poprzednia
- 1
- 2
Kilka razy próbowałem się mierzyć z przedinrockowymi dokonaniami Purpli, i dobra to jest muza, kompozycje czuć już czymś niesmierdzacym hippisowskimi czasami, no ale lele, dopiero przyjście latającego króla szybkości i mistrza niskich dźwięków, a przede wszystkim mistrza prowadzenia rytmu i wytrzymywania szalonej galopady Blackmore’a nadało ich muzie wizjonerstwa i wyciągnęło potencjał ze wszystkich osobna i zespół jako całości. Dla mnie tylko ten skład jest jedyny i niepowtarzalny, a albumów In Rock czy Fireball, ale i Machine Head też, słucham od wielu wielu lat z niezmienną fascynacją.
Uśmiech na gębie!yog pisze: ↑3 lata temu Ja się nie próbowałem mierzyć, po prostu wychodziłem z założenia, że nie dla mnie, a tu jednak odpaliłem, posłuchałem po parę (5-7) razy z rzędu każdą z tych trzech płyt i cyk, już mi się podoba, lubię i szanuję przedpotopowe Deep Purple z Rodem Evansem. Inna muza, zdecydowanie jeszcze osadzona w latach 60, ale też słucha się tego znakomicie, sporo w tym ich psychodelicznym bluesowaniu ukłonów w stronę muzyki klasycznej - co nie dziwi zważywszy że Lord wkrótce skomponował koncert na zespół i filharmonię, gdzie chyba Gillan debiutował. Przede wszystkim jednak kawałki są różnorodne i wpadające w ucho. Na trójeczce cover Donovana pt. Lalena super, trzeba oryginału posłuchać będzie.
Słuchając Deep Purple In Rock trochę inne klimaty już w istocie, bo tam się zastanawiasz ile jest lepszych kawałków rockowych od Child in Time, albo czy można uważać, że jak Bathory to twój ulubiony zespół, a ulubiony kawałek Bathory to przeróbka Child in Time, to kawałek Deep Purple jest lepszy od Bathory.
Nieśmiertelny kawałek. Dużo by można pisać i może za jakieś kilka godzin to zrobię po raz kolejny, bo można to robić w nieskończoność.
A ten jaki burżuj, smaka mi narobiłeś aż sam butelkę rumu otworzyłem, kubańskich cygar nie mam i nie cierpię dymu, a żałuję. Child In Time wiadomo majstersztyk, wychowałem się na Deep Purple, ale w dorosłym życiu niesłusznie trochę ich zaniedbywałem na rzecz Black Sabbath i Iron Maiden.
Bananas nawet niezłe. To chyba tytuł na cześć zdradzanych mężów przez p0lki. W każdym razie Gillan mimo tylu lat na karku, nadal świetny. Być może to reptilianin? Bo nawet Halford, czy Dickinson kuleją obecnie na żywca.CzłowiekMłot pisze: ↑rok temu Klasa do dzisiaj, porównując do poczynań legend rocka o podobnym stażu. Nie odcinają kuponów od dawnych sukcesów, nadal chce im się wymyślać coś nowego. Oczywiście czasy z Lordem najbardziej kultowe, hity itd., ale Airey też nie jest cieniasem klawiszowym. Z ostatnich dokonań tylko "Infinite" jakaś taka nijaka im wyszła, a dwie ostatnie w tym ta z kowerami to nie jest lipa, jak najbardziej polecam.
Ja widziałem raz, a z Morsem nie słyszałem jeszcze "Bananas".
Całkiem dobra muzycznie płytka. Rod Evans fajny głos. Ale.
Wspomniany album Who Do We Think We Are właśnie leci i sam nie wiem, czemu go olewałem, kawał świetnej muzy i faktycznie nie słychać by tam jakikolwiek kryzys był. Nie znam historii ich kuluarów pozamuzycznych z tego okresu, ale możliwe, że jako dojrzali ludzie potrafili rozdzielić to co prywatne od zawodowego. Czysta radość z grania na tym albumie. Bardzo żywe klawisze.Blind pisze: ↑4 mies. temu A ja jakiś czas temu puściłem Deep Purple In Rock i byłem pod wrażeniem jak ciężko i agresywnie wtedy zabrzmieli. A to przecież początek lat siedemdziesiątych.
Lubię też mniej popularne Who Do We Think We Are, które poznałem w taki sposób, że moja pierwsza dziewczyna kiedyś mi puściła całość u siebie z laptopa. To była pierwsza płyta Deep Purple, którą poznałem i później na lata mi wystarczała. Przebojowe Woman From Tokyo chwyciło od razu, a generalnie im dalej, tym lepiej. Nawet, jeśli sam album powstawał w momencie napięć w zespole, to tego nie słychać.
A tak to więcej nie znam, bo jak chodziłem pod koniec podstawówki uczyć się brzdąkać na gitarze klasycznej, to byłem zmuszony w kółko powtarzać główny motyw ze Smoke On the Water aż do znudzenia, a i Led Zeppelin wtedy mi znacznie bardziej się podobało.
Konkluzja taka, że młodość (podobnie jak irracjonalne urzedzenia) to często głupota, bo mnie sporo interesującej muzyki ominęło ("bo to przecież muzyka dla starych dziadów i nie ma tam napierdalania") a i grać na gitarze do dzisiaj niespecjalnie umiem