To power metal dla japońców, pewnie jakie Yngwie Malmsteeny, jak nie Stratovariusy, a nie Manilla Road. Towarzystwo Dragonforce na to wskazuje
Ghost jak dla mnie sporo fajniejszy od tego typu euro-symfo powerków.
To power metal dla japońców, pewnie jakie Yngwie Malmsteeny, jak nie Stratovariusy, a nie Manilla Road. Towarzystwo Dragonforce na to wskazuje
Czy ja w którymkolwiek miejscu zasugerowałem powyższe? jest różnica między "ten Ghost to nic specjalnego, nie ma się czym jarać", a "kurwa, co wy widzicie w tej kapeli, przecież to trzeba nie mieć gustu, żeby nazwać to muzyką, a heavy metalem to już cios do żywego". W pierwszym wyrażasz opinię, w drugim (bezpodstawnie) wchodzisz w buty domorosłej wyroczni. Nie żebym ci tego bronił, różnica polega jednak na tym, że pierwsze przyjmuję ze zrozumieniem, drugie z rozbawieniem
Co wciąż nie zmienia faktu, że nie każdy mainstream jest z automatu chujowy, tak jak nie każdy undeground szczery i wartościowy. Dlatego warto kopać w jednym i drugim nie oglądając się na nic poza własnymi upodobaniami.Nucleator pisze: ↑6 lata temuAle mniejsza z tym. Dla syna nie ma znaczenia, czy to mainstream czy nie - no kurwa mi się wydaje, że to jednak ma znaczenie. I nie mam na myśli skreślania zespołu od razu bez posłuchania, tylko fakt, że muzykom wtedy zmienia się podejście do komponowania. Popytajcie @Hajasza, co było w Earache, gdzie jakoś od 1992 roku muzycy death metalowi zaczęli myśleć o sukcesie wśród szerszej publiczności.
Tu daje o sobie znać niekonsekwencja w twoim rozumowaniu -zgodnie z tym co napisałeś, jeśli wartościowe kapele odniosłyby sukces, to przestałyby być wartościowe. Tak źle im życzysz?
Nie, a odpowiedź kryje się w mojej poprzedniej wypowiedzi, którą sam zacytowałeś. Pisałem w niej, że nie jestem za jebaniem mainstreamu bez uprzedniego zapoznania się z twórczością. Z Ghostem się zapoznałem, specjalnie przed wdaniem się w dyskusję wróciłem do debiutu i nadal obstaję przy swoim odnośnie tego bandu.
Dokładnie o tym mówię sprawdzasz (i nawet życzysz wartościowym kapelom dołączenia do mainstreamu), choć z góry wiesz, że zostaną przez to spaczone.Nie, a odpowiedź kryje się w mojej poprzedniej wypowiedzi, którą sam zacytowałeś.
A znasz jakiś zespół metalowy, którego mariaż z tzw. majors i spoglądanie na lokaty sprzedaży płyt wyszło na dobre ?synu pisze: ↑6 lata temuZresztą zaczynamy rozprawiać o truizmach. Oczywistym jest stwierdzenie, że mainstream charakteryzuje się często obliczonym na sprzedaż i dopasowanie do rynku stosunkiem do tworzenia. Dlatego należy do niego podejść z odpowiednim dystansem i świadomością, że jest to najczęściej sztuka czysto rozrywkowa.
Rob Halford prezentuje się w tym towarzystwie trochę jak parodia samego siebie, ale w sumie nie mnie to oceniać. Sam bym sobie pośpiewał covery Judas Priest z dziewczynami z Babymetal, choćby dla beki.
Przegryzłem się dzisiaj przez wszystkie pełniaki i mam dokładnie takie same zdanie na temat tego projektu.synu pisze: Lekka, przyjemna, przebojowa muza, z cudowną otoczką i teatralnym sznytem.
Bielak pewnie wstawiał na swojego fejsa wersję sprzed dodania logo
Wesprę yoga bo ma tutaj całkowita rację. To właśnie te zespoły zapoczątkowały chwilową modę na heavy metal, ale nie wśród metalców. Wśród metal heavy metal ma się bardzo dobrze od zawsze, nie oszukujmy się. Te kapele zainteresowały osoby postronne - hipsterów, prog rockersów czy osoby takie jak ja - które nie za bardzo lubią i ogarniają heavy metal. Jest to heavy podany w bardzo sympatycznej, przyjemnej otoczce. Mi to pasowało. To znaczy In Solitude mnie potargał. Ghost już nie za bardzo. Portrait też tak sobie. Po prostu heavy to nie moja muza i się nie przekonałem.yog pisze: ↑6 lata temu
Metal Church dawał radę, ale ta kapela chyba gdzieś tam w cieniu sobie działała cały czas mniej lub bardziej (może się mylę), a Ghost do spółki z In Solitude i Portrait zrobiły ogromny szum wokół szwedzkiej sceny i ich New Wave of Swedish Heavy Metalu, która rozlała się na cały świat dając kapele w stylu Skull Fist czy Ranger.
Może dlatego że ludzie w jego wieku mają już wyjebane czy to co robią jest dla kogoś błazenadą czy nie. Zresztą takie przyswajalne zespoły przyciągają młodzież do metalu, więc im się to po części kalkuluje. Wystarczy wspomnieć to co działo się gdy nu-metalowce odgrywali covery Metalipy i Hetfield prawie płakał ze wzruszenia gdy Fred Durst masakrował jego uwtór.
To akurat fakt. Punktów współnych brak, poza tym że metalowcy ich nienawidzą. Sprawdź jak osiągnąć sukces, kliknij tutaj.yog pisze: Nie mam pojęcia, nie znam nikogo, kto by się przyznawał do słuchania Babymetal, a słuchaczy Ghost wielu. Tych drugich cechuje upodobanie do dobrego hitu i upodobanie do retro. W przypadku Babymetal to chyba nie bardzo pasuje? Tam raczej chodzi o "metal to nie tylko smutni szataniści, ale też naładowane pozytywną energią rodziny"
Oczywiście, a jak chcesz wiedzieć jaki był wpływ Hammerhall na metal, to do fascynacją nimi przyznawał się np. King Fowley z Deceased i to w dużej mierze dlatego ten zespół odszedł od typowego death metalu.yog pisze: ↑6 lata temuOczywiście, że ma rację względem hipsterów, progrockowców, stonerów itp. motłochu. Nie wiem, jak tam HammerFall wpływał kiedyś, bo w 1997 metalu nie słuchałem, a jak usłyszałem o Hammerfall to byli już kwintesencją festynu (Ghost też festyn, ale ciut gustowniejszy ten kicz jednak). Na początku 2000 roku heavy metal istniał poza Manowar, Iron Maiden i Heaven & Hell w ogóle? Serio pytam.
To jak wytłumaczysz mój przypadek? Metalu słucham nieprzerwanie gdzieś tak od 2002 r., ale już pod koniec lat 90. miałem dwie płyty Iron Maiden, które czasem kręciły się w moim odtwarzaczu. A jednak dziś już heavy nie słucham w ogóle, natomiast ten właśnie Ghost jest wyjątkiem od reguły. Te wszystkie Grave Diggery, Running Wildy, Satany, cała ta hałastra jest dla mnie nie do zniesienia, a Ghost inaczej. Lubię, słucham i sprawdzam, co tam u nich piszczy, zaś "Opus Eponymus" kręcił się u mnie nieprzerwanie przez dobry tydzień lub dwa, a to jak na mnie ewenement. Kawałek "Witch" miałem nawet ustawiony jako dzwonek pod kontakt "mama" w telefonie. Ja to sobie tłumaczę tym, że ci Szwedzi po pierwsze, jak słusznie zwróciłeś uwagę, świadomie poruszają się w estetyce kiczu. To wszystko jest podpięte na staroszkolny horror oraz te wszystkie filmy eksploatacji z lat 70. i 80., o czym już tutaj wspominałem. Tak jak w filmach Tarrantino, który też do nich nawiązuje. Bardzo mi ta estetyka pasuje, chyba nawet bardziej, niż kino, którym się podpiera, bo większość z tego jest gównem niezdatnym do oglądania i trzeba być naprawdę maniakiem, żeby wytrwać do napisów końcowych. Ale klimat tych płyt, okładka, teledyski, wygląd muzyków do mnie przemawia, a ponieważ ja wszelkie wydawnictwa traktuję jako całość, tzn. muzyka ma wpływ oczywiście decydujący, ale i oprawa jest dla mnie integralną częścią dzieła, to wszystko mi pasuje. Po drugie, wydaje mi się jednak, że Ghost nie jest heavy metalem sensu stricto. Wiele w tym hard rocka, czasem pojawi się jakiś, prosty bo prosty, ale jednak, defowy riff, no i te syntezatory są pełnoprawnym członkiem zespołu. I na koniec: nie mam zamiaru bronić tego zespołu jako niekiczowatego. Ale po pierwsze, jak widzę wytapirowane fryzury, białe adidasy, trykoty oraz oliwione klaty, to nie widzę, żeby to daleko odbiegało od heavy metalowej średniej, gdzie wokaliści wyją jakby im kto jaja ścisnął imadłem, a po drugie, nie widzę nic złego w Rihannie. To, że nie lubię i nie słucham takiej muzyki, nie oznacza jeszcze, że w swojej klasie nie jest dobra, pozostając jednocześnie puplą. Lady zGaga miała parę fajnych kawałków.ale jak ktoś przynajmniej trochę słuchał metalu, to taki Ghost go po prostu nie zainteresuje
Bardzo prosto.
W moim przypadku chyba nawet dłużej. Do teraz lubię wracać do tej płytki właśnie ze względu na mercyfulfejtowe riffy. Kolejne płytki już tak nie cieszyły, co najwyżej pojedyncze kawałki. Szata graficzna albumów, pomysł jak i wykonania live ( jak choćby to przed Slayerem na Stadionie Miejskim w Poznaniu) tylko na plus. Niektórzy narzekali na rozkręcaniu zbędnych dyskusji w wątku o Behemoth jednocześnie próbując coś udowodnić komuś - czy też sobie - w tym temacie.TITELITURY pisze: ↑6 lata temuLubię, słucham i sprawdzam, co tam u nich piszczy, zaś "Opus Eponymus" kręcił się u mnie nieprzerwanie przez dobry tydzień lub dwa
Widzisz. Trochę nawet się zgadzamy i trochę potwierdzasz moją tezę, mimo że chciałeś się nie zgodzić. A ja wcześniej nieco źle ubrałem myśl w słowa, bo chodziło oczywiście nie o słuchanie metalu tak w ogóle, a tych klasycznych odmian, nie na zasadzie, że czasem się zakręci. Do fanów kiczowatego retro to może przemawiać, ale z heavy jako takim to w dalszym ciągu ma niewielu wspólnego. Bardziej odnosiłem się do rzekomego odrodzenia heavy metalu dzięki grupie Ghost. I Twój przypadek bardzo tu pasuje, bo jak sam mówisz, normalnego heavy nie lubisz.TITELITURY pisze: ↑6 lata temuTo jak wytłumaczysz mój przypadek? Metalu słucham nieprzerwanie gdzieś tak od 2002 r., ale już pod koniec lat 90. miałem dwie płyty Iron Maiden, które czasem kręciły się w moim odtwarzaczu. A jednak dziś już heavy nie słucham w ogóle, natomiast ten właśnie Ghost jest wyjątkiem od reguły. Te wszystkie Grave Diggery, Running Wildy, Satany, cała ta hałastra jest dla mnie nie do zniesienia, a Ghost inaczej. Lubię, słucham i sprawdzam, co tam u nich piszczy, zaś "Opus Eponymus" kręcił się u mnie nieprzerwanie przez dobry tydzień lub dwa, a to jak na mnie ewenement. Kawałek "Witch" miałem nawet ustawiony jako dzwonek pod kontakt "mama" w telefonie. Ja to sobie tłumaczę tym, że ci Szwedzi po pierwsze, jak słusznie zwróciłeś uwagę, świadomie poruszają się w estetyce kiczu. To wszystko jest podpięte na staroszkolny horror oraz te wszystkie filmy eksploatacji z lat 70. i 80., o czym już tutaj wspominałem. Tak jak w filmach Tarrantino, który też do nich nawiązuje. Bardzo mi ta estetyka pasuje, chyba nawet bardziej, niż kino, którym się podpiera, bo większość z tego jest gównem niezdatnym do oglądania i trzeba być naprawdę maniakiem, żeby wytrwać do napisów końcowych. Ale klimat tych płyt, okładka, teledyski, wygląd muzyków do mnie przemawia, a ponieważ ja wszelkie wydawnictwa traktuję jako całość, tzn. muzyka ma wpływ oczywiście decydujący, ale i oprawa jest dla mnie integralną częścią dzieła, to wszystko mi pasuje. Po drugie, wydaje mi się jednak, że Ghost nie jest heavy metalem sensu stricto. Wiele w tym hard rocka, czasem pojawi się jakiś, prosty bo prosty, ale jednak, defowy riff, no i te syntezatory są pełnoprawnym członkiem zespołu. I na koniec: nie mam zamiaru bronić tego zespołu jako niekiczowatego. Ale po pierwsze, jak widzę wytapirowane fryzury, białe adidasy, trykoty oraz oliwione klaty, to nie widzę, żeby to daleko odbiegało od heavy metalowej średniej, gdzie wokaliści wyją jakby im kto jaja ścisnął imadłem, a po drugie, nie widzę nic złego w Rihannie. To, że nie lubię i nie słucham takiej muzyki, nie oznacza jeszcze, że w swojej klasie nie jest dobra, pozostając jednocześnie puplą. Lady zGaga miała parę fajnych kawałków.ale jak ktoś przynajmniej trochę słuchał metalu, to taki Ghost go po prostu nie zainteresuje
A koniec końców, wszystko i tak chyba rozbija się o to, że ja i Yog lubimy po prostu piszczące klawisze i syntezatory, bo obaj też z tego co widzę bardzo lubimy BMSS.