Red Right Hand
Posty: 85
Rejestracja: 4 lata temu

Red Right Hand

Zespół, który nie nagrał nigdy słabej płyty. Nawet najsłabsze na tle pozostałych albumy takie jak Ithyphallic czy At the Gates of Sethu bronią się zarówno jako całość jak i paroma wyróżniającymi się utworami. Jest jednak jakościowo przepaść między nimi, a pierwszymi czterema płytami, które poza agresją, łamańcami i egipską otoczką posiadają gęsty grobowy klimat łączący charakterystyczny już dla gatunku motyw Wielkich Przedwiecznych z najmniej przyjemnym obliczem wierzeń Starożytnego Egiptu, jakby połączyć Morbid Angel z Incantation i rozsmarować na tym muzyczną mieszaninę brutalnego oraz technicznego death metalu. Najlepszy jest In Their Darkened Shrines, który - jak wyżej stwierdzono - ma najbardziej wyważone połączenie wszystkich tych składników. W porównaniu do dwóch poprzedzających ją płyt, trójka wpuszcza trochę powietrza do grobowca, przez co muzyków ponosi w stronę większego niż wcześniej rozmachu z deathdoomowym walcem Sarcophagus czy filmowym wręcz zwieńczeniem w postaci majestatycznego Ruins.
Z kolei Annihilation of the Wicked skręca w brutalność, która na niektórych późniejszych płytach nazbyt dominuje, ale tutaj jest jeszcze właściwie porcjowana i do tego można powiedzieć, że z tego albumu pochodzą największe szlagiery zespołu z niezwykle chwytliwym Lashed To the Slave Stick na czele.

Tagi:
Awatar użytkownika
Wędrowycz
Administrator
Posty: 6180
Rejestracja: 8 lat temu
Lokalizacja: Warszawa

Wędrowycz

"Ityphallic" się skończył, w sumie już drugi raz w ostatnich dniach ten album przeleciał. Jest brutalnie, jest szybko, jest technicznie, ale...schody zaczynają się, gdyż coraz mniej tu charakterystycznego Nile, czyli własnej tożsamości i chyba przez to oceniam album jednak niżej, choć i tak jest spokojnie sporo powyżej średniej death metalowej skali.
Najbardziej zapamiętywalne są dla mnie 3 kawałki następujące po sobie w środku czyli tytułowy "Ithyphallic", krótki nakurw z jebitnie długim tytułem "Papyrus Containing the Spell to Preserve Its Possessor Against Attacks From He Who Is in the Water" i zwolnienie w postaci walcowatego "Eat Of The Dead".
Odium Humani Generis
Awatar użytkownika
Hajasz
Raubritter
Posty: 5518
Rejestracja: 7 lat temu
Lokalizacja: Opole

Hajasz

Red Right Hand pisze: miesiąc temu Zespół, który nie nagrał nigdy słabej płyty.
No to tylko takie pobożne stwierdzenie bo o ile mogę jeszcze przyjąć to, ale od razu dopowiem, że nagrał kilka nijakich (czyt. zbędnych) płyt. Nie ma tłumaczenia, że tematyka się wyczerpała albo idziemy z duchem czasu. Problem nazywa się jak zanudzić słuchacza czyli zniszczymy dobre pomysły bezsensownymi technikami na gryfie a przepis na katastrofę gotowy. Dlaczego tak usilnie musi być jebana godzina grania? W tym stylu dłużej oznacza gorzej stąd też dwie pierwsze płyty dzieli przepaść od całej reszty. Wszystkie płyty wydane dla Relapse są jakościowo lepsze od tych dla Nuclear Blast.
Kontrakt z Napalm skończy się albo końcem zespołu albo powrotem do NBR. Nowy album jest tragiczny a jego jedyną zaletą jest to, że za pierwszym razem ma się wrażenie, że to wreszcie jest ten szlag. Niestety im więcej razy się go posłucha tym odkrywa się więcej tego czego nigdy bym w Nile nie chciał słyszeć. Płyta jest kompletnie nie spójna, pozbawiona rytmu, który sprawia, że kawałki zachęcają do samego końca aby ich słuchać. Gwoździem do trumny są te czyste wokale no ale to Napalm więc cepelia musi być a i wspólne koncerty z Feuerschwantz i napierdalanie na kobzie. Jeśli doczekam do następnego albumu to obawiam się, że tam będą tylko popisy na gryfie a muzyka nie będzie nawet tłem.
GRINDCORE FOR LIFE
Awatar użytkownika
Jakub
Master Of Reality
Posty: 234
Rejestracja: 2 lata temu

Jakub

Red Right Hand pisze: miesiąc temu Z kolei Annihilation of the Wicked skręca w brutalność, która na niektórych późniejszych płytach nazbyt dominuje, ale tutaj jest jeszcze właściwie porcjowana i do tego można powiedzieć, że z tego albumu pochodzą największe szlagiery zespołu z niezwykle chwytliwym Lashed To the Slave Stick na czele.
Dzięki tej płycie zapoznałem się z Nile. Dla mnie osiągneli tu szczyt piramidy jeśli chodzi o techniczne wyrafinowanie. Przyznam, że kopara mi opadła z wrażenia, kiedy pierwszy jej słuchałem, niedowierzając, że ludzkie dłonie są w stanie obsługiwać gitarę w ten sposób. Dziś po wielu latach poziom trudności nie stanowi dla mnie żadnego wyznacznika, a ja dalej bardzo lubię ten album, gdyż kompozycje na nim zawarte są najzwyczajniej w świecie bardzo dobrze napisane. Mimo gęstości, zespół co i raz przypominał sobie, że prostocie, o ile można mówić o czymś takim w przypadku Nile, siła. Mam na myśli intro do Sebka, melodię kończącą User Maat Re i główny motyw tytułowego kawałka. Tam, gdzie Sanders z Dallasem postanawia być koszmarem młodego adepta gitary, robi to w sposób wyjątkowo przyjemnie słuchalny, a kawałki takie jak Cast Down the Heretic i The Burning Pits of Duat to wzór bezdusznego, technicznego łojenie.

Oczywiście, wspomniane Strącenie Heretyka było dla mnie wejściówką do nurtu Nilu, mam na myśli sławetne solo, gdzie dwie gitary toczą ze sobą wściekły pojedynek, by dojść do porozumienia i odegrać wspólnie wspaniałą harmonię. Uwielbiam ten moment. Pamiętam nawet, jak słuchałem tego kawałka na Tekstowo, gdzie mój wzrok nie nadążał za nieludzką dykcją Dallasa.
Awatar użytkownika
Pogan696
Tormentor
Posty: 702
Rejestracja: 7 lat temu

Pogan696

Jakub pisze:
Red Right Hand pisze: miesiąc temu Z kolei Annihilation of the Wicked skręca w brutalność, która na niektórych późniejszych płytach nazbyt dominuje, ale tutaj jest jeszcze właściwie porcjowana i do tego można powiedzieć, że z tego albumu pochodzą największe szlagiery zespołu z niezwykle chwytliwym Lashed To the Slave Stick na czele.
Dzięki tej płycie zapoznałem się z Nile. Dla mnie osiągneli tu szczyt piramidy jeśli chodzi o techniczne wyrafinowanie. Przyznam, że kopara mi opadła z wrażenia, kiedy pierwszy jej słuchałem, niedowierzając, że ludzkie dłonie są w stanie obsługiwać gitarę w ten sposób. Dziś po wielu latach poziom trudności nie stanowi dla mnie żadnego wyznacznika, a ja dalej bardzo lubię ten album, gdyż kompozycje na nim zawarte są najzwyczajniej w świecie bardzo dobrze napisane. Mimo gęstości, zespół co i raz przypominał sobie, że prostocie, o ile można mówić o czymś takim w przypadku Nile, siła. Mam na myśli intro do Sebka, melodię kończącą User Maat Re i główny motyw tytułowego kawałka. Tam, gdzie Sanders z Dallasem postanawia być koszmarem młodego adepta gitary, robi to w sposób wyjątkowo przyjemnie słuchalny, a kawałki takie jak Cast Down the Heretic i The Burning Pits of Duat to wzór bezdusznego, technicznego łojenie.

Oczywiście, wspomniane Strącenie Heretyka było dla mnie wejściówką do nurtu Nilu, mam na myśli sławetne solo, gdzie dwie gitary toczą ze sobą wściekły pojedynek, by dojść do porozumienia i odegrać wspólnie wspaniałą harmonię. Uwielbiam ten moment. Pamiętam nawet, jak słuchałem tego kawałka na Tekstowo, gdzie mój wzrok nie nadążał za nieludzką dykcją Dallasa.
Zgadzam się w 100%. Nile na nówkce nie wie co chce grać. Okrutnie chaotyczyna i wypolerowana płyta. Nile zaczęło brzmieć jak inne kapele tego typu, a kiedyś to było po prostu NILE. Oczywiście ZAWSZE zwalam winę na zjebane Nuclear Blast, bo to najchujowsza wytwórnia na scenie, która zajeżdża wybitne kapele... i tego się trzymam. Jako hipokryta napiszę, moją ulubioną płytą jest Those Whom the Gods Detest od NB właśnie, jednak wytłumaczę się tym, że traktuję ją jako zbiór przystępnych "hitów pierwszego kontaktu", do srania, biegania, siłowania. Swój szczyt rozwoju mieli jednak pod skrzydłami Relapse. Okres Starego Państwa Nile 8-) .
Awatar użytkownika
Blind
Tormentor
Posty: 1960
Rejestracja: 8 lat temu

Blind

Pogan696 pisze: miesiąc temu Jako hipokryta napiszę, moją ulubioną płytą jest Those Whom the Gods Detest.
A mnie to nie dziwi, bo Those Whom the Gods Detest miało idealnie wyważone proporcje między brutalnością, techniką i przebojowością. Też ją bardzo lubię i w ostatnich latach jak już przychodziła ochota na Nile, to wybór padał właśnie na nią. Potężny otwieracz Kafir czy krótka luta Permitting the Noble Dead to Descend to the Underworld, i czego chcieć więcej? Chyba tylko pozostałych utworów :D
Równy, świetny album.
UP THE VERONICAS
KIERWA TAKE ME ON THE FLOOR TARARATA TARARARA
yog pisze: 2 lata temu polerowanie niemca to kwestia zdrowotna!
Awatar użytkownika
yog
Tormentor
Posty: 17792
Rejestracja: 8 lat temu

yog

W związku z tym, że w ostatnim tygodniu znowu mnie naszła faza na oglądanie na jutubie wykładów egiptologa dra Chrisa Nauntona, to chyba sobie odświeżę Nile w najbliższych dniach i może uda się poczuć piaski Sakkary i półmrok nisz w korytarzach tamtejszego Serapejonu.

PS. Nie byłem.
Destroy their modern metal and bang your fucking head
Awatar użytkownika
Vortex
Tormentor
Posty: 3075
Rejestracja: 8 lat temu
Lokalizacja: Strzałkowo

Vortex

Techniczna PETARDA. Odcinając tę płytę od przeszłości Nile, uważam że to dobry album. Mnie się nówka spodobała. Dobra od "Under the Curse of the One God" robi się zdecydowanie nudniej, uleciała cała machina napędzająca to co działo się wcześniej. Tempo i intensywność spadło, to sporo odbiera znakomitemu początkowi tego krążka.
"Between Shit and Piss we are Born"
Awatar użytkownika
yog
Tormentor
Posty: 17792
Rejestracja: 8 lat temu

yog

Posłuchałem sobie dziś Festivals of Atonement i więcej tu doomowania/thrashowania, niż brutal/techów. Przypuszczam, że panom się Covenant podobał.
Destroy their modern metal and bang your fucking head
Awatar użytkownika
Wędrowycz
Administrator
Posty: 6180
Rejestracja: 8 lat temu
Lokalizacja: Warszawa

Wędrowycz

W Nile zawsze słyszalne były echa Morbid Angel :) Dodatkowo na tych pierwszych nagraniach faktycznie mniej ciężaru, a więcej klimatu i wolniejszych motywów.

Niebawem będę sprawdzał też "Worship the Animal - 1994: The Lost Recordings", czyli starocie wydane po latach.
Odium Humani Generis
Awatar użytkownika
Jakub
Master Of Reality
Posty: 234
Rejestracja: 2 lata temu

Jakub

Minęło trochę czasu od dyskusji, a ja słucham sobie Annihilation of the Wicked przynajmniej raz dziennie i mocno zapunktowała ta płytka. Nie żebym wcześniej uważał, że jest słaba, bo odkąd pamiętam, nawet wybudzony w środku nocy dałbym jej 8+. Przy dłuższym maratonie jaki z nią spędziłem, dotarła do mnie w pełni potęga tego technicznego wygaru.

W porównaniu do trzech wcześniejszych albumów różnica jest znaczna, grobowiec został otwarty, ciężkie, cuchnące powietrze miesza się z promieniami porannego słońca nad Doliną Królów. Mimo większego nacisku na brutalność, jaki ekipa położyła na tej płycie, w uszy rzuca się zadziwiająca chwytliwość riffów i solówek. Nie będę się rozpisywał, żeby nie powtarzać się z tym co napisałem kilka postów wyżej, dodam tylko, że kawałek o nazwie, przy wymawianiu której język plączą nawet Przedwieczni Germanie, kończy się jednym z najwspanialszych riffów całego Nile.

Warto też wspomnieć, że Annihilation of the Wicked należy od albumów technical dm z początku 00', gdzie swoje wyrafinowanie i talent muzycy przekładali na pisanie zajebistej muzy, a gatunek nie był synonimem grania na nerdów gitarowych typu Archspire. Do takich płyt na pewno zaliczę jeszcze, równie niszczący, Reduced to Ashes i rodzime Nihility.
HUMAN
Tormentor
Posty: 1679
Rejestracja: 8 lat temu

HUMAN

Co raz bardziej żałuje , że posprzedawałem płyty Nile co miałem 1-4 i parę póżniejszych . Musze przeryć kolekcje bo łudze się ze chociaż 1-2 zostawiłem . Mam co prawda na kasetach , zawsze jakieś pocieszenie .
Najważniejsze , że widziałem lata temu na żywo we Wrocławiu , rozwalili system .