Brzmi mi na to, że panowie z Blood Incantation mają nowy zespół.
Kapela gra oczywiście staroszkolny, grotołazowy, lekko poczerniony death, jednak w szybszych tempach i ciut bardziej bestialski czy też obliteracyjny od Spectral Voice. Raczej trąd i stęchlizna rozkładu, niż gwiazdy czy kolorowe halucynacje. Ale może mi się wydaje i przypadkiem też są z Denver, a tagi: blood, incantation, spectral i voice na soundcloud nic nie znaczą. Tylko tutaj w wersji bez większych ceregieli - choć riffów wciąż cała masa, to jednak zapowiada się koncentracja na ciężkim wpierdolu, a nie ulotnym klimatowaniu.
Debiutancki album ukaże się w kultowym Sepulchral Voice Records, zapewne jakoś pod koniec roku i będzie nosił miano Endless Wound.
Bardzo dobre, zapowiada się bardzo interesująco, naprawdę dobry strzał. Szkoda, że tylko jeden utwór, jeśli to kolesie z Blood Incantation to brawo Oni. Dobrze, że zaczęli wreszcie metal grać.
Ostatnio edytowany przez HUMAN5 lat temu, edytowany łącznie 1 raz.
No i takie granie bardzo mi się podoba. Zdecydowanie chętnie sprawdzę całość jak już wyjdzie.
Odium Humani Generis
Belzebóbr5 lat temu
Tormentor
Posty: 1367
Rejestracja:7 lat temu
Belzebóbr
To jest super grupa złożona z gości z Khemmis, Primitive Man and Spectral Voice.
Gość, który był na ich gigu 18 marca w Denver, gdzie grali razem m.in. z BI, pamięta, że na pewno grają tam Jonathan Campos z Primitive Man i Ben Hutcherson z Khemmis.
No jak to mówią jedna jaskółka wiosny nie czyni, tak i jeden utwór, choć ten jest bardzo dobry - oby tylko zespół nagrał więcej takich utworów i dotrwał jakoś do premiery, coby płyty nie wydawano "truposzowi"
Belzebóbr5 lat temu
Tormentor
Posty: 1367
Rejestracja:7 lat temu
Belzebóbr
Rozmawiałem przez telefon (hi hi) z Alvino Salcedo z Of Feather and Bone i przekazał mi taki skład Black Curse:
Jonathan Campos (Primitive Man) - guitar
Eli Wendler (Spectral Voice) - guitar and vocals
Morris Kolontyrsky (Spectral Voice, Blood Incantation) - bass
Zach Coleman (Khemmis) - drums
yog5 lat temu
Tormentor
Posty: 17938
Rejestracja:8 lat temu
yog
Na Kill-Townie sprzedawano demko z 3 kawałkami z albumu Endless Wound, zaś MA potwierdza to, co napisał powyżej Bober odnośnie składu. Można nabyć na discogs za jedyne 35 euro.
Destroy their modern metal and bang your fucking head
Belzebóbr5 lat temu
Tormentor
Posty: 1367
Rejestracja:7 lat temu
Belzebóbr
O, taniutko jak zawsze
yog4 lata temu
Tormentor
Posty: 17938
Rejestracja:8 lat temu
yog
Debiutancki album Black Curse Endless Wound ukaże się 24 kwietnia za pośrednictwem Sepulchral Voice. CD 11,99 €, LP 16,99 €.
Można powiedzieć, że swoim debiutem Black Curse zaserwowali nam nową jakość. Ja jestem tym albumem kompletnie opętany. Zdecydowanie najlepszy debiut jaki słyszałem w tym roku. Czy spodziewam się że coś go przebije? Wolne żarty.
I am Satan's generation and I don't give a fukk.
Hajasz4 lata temu
Raubritter
Posty: 5643
Rejestracja:7 lat temu
Lokalizacja: Opole
Hajasz
@Up mocne stwierdzenie, które można porównać tylko do nastolatka, który pierwszy raz włożył koleżance język do gardła i stwierdził, że to był najlepszy seks jaki miał w tym roku. Black Curse jak na swoje możliwości wypada bardzo poprawnie. To taki bezpieczny death metal zagrany według ustalonego biznes planu. Podwórka farmazonów nie kupuję bracie i wolę zapierdolić Of Darkness, który te Czarne Przekleństwo zamienia w różowe kolędowanie. Niemniej płyta fajna.
Mi się w chuj ten "Endless Wound", ale czy najlepszy debiut tego roku?? "Portraits of Mind" od Plague moim zdaniem lepszy.
yog pisze: ↑5 lat temu
Uważanie Seasons in the Abyss za lepszą od South of Heaven istotnie nie da się wytłumaczyć inaczej, niż kindermetalstwem
Hajasz4 lata temu
Raubritter
Posty: 5643
Rejestracja:7 lat temu
Lokalizacja: Opole
Hajasz
Miałem odłożone w FT ale jako, że mi nie śpieszno to słuchałem kilka razy ten album aby spróbować znaleźć odpowiedź o co cały ten zgiełk.
Jak wiadomo w świecie handlu i ekonomii, że reklama czyni cuda a jak jeszcze w składzie znane persony to taka reklama czyni cuda x 2.
I tak im więcej tego słucham tym bardziej staje się to po prostu jak pisałem wyżej płytą z szablonu. Wydawca znany jest raczej z zespołów, które lubią męczyć bułę albo grać dla samego grania. Endless Wound niby ma wszystko jak trzeba, siedem kawałków i 38 min grania a jednak ktoś tam dał dupy bo praktycznie chłopaki wypstrykali się już na pierwszym kawałku Charnel Rift, który zawiera wszystkie smaczki i jest najlepszy na płycie. Dalej już bardzo przewidywalnie aż za bardzo, że kiedy tego słuchałem za pierwszym razem głośno pod wąsem powiedziałem sam do siebie, że od Lifeless Sanctum zacznie się katorga. Nie pomyliłem się a tak bardzo chciałem. Ów wspomniany kawałek jest jedynym instrumentalem i stanowi swoisty moment na przemyślenia albo złapanie oddechu. Oddech złapany i lecimy z tytułowym, który po prostu jest 6 min kawałkiem z kilkoma fajnymi momentami ale jako tytułowy numer, który powinien jakoś reprezentować cały album zwyczajnie zawodzi. Po nim jest jeszcze 9 min zamykacz rubasznie nazwany przez zespół Finality I Behold.
Faktycznie jest to ostateczność, która kończy się po 4 min by przez pozostałe 5 grać do końca dżyn, dżyn, dżyn, dżyn, dżyn... I choć nie jest to takie znamienne rottingowe dżyn to nadal jest to dżyn i mimo, że obsypane odłamkami jakiegoś gruzu wypada śmiesznie i żałośnie.
Zapewne zaraz odezwą się dzwony jak w przypadku płyty Beyond, że oto wizja mroku, ciemności, śmierci i kostuchy kładzącej asfalt na A1 i tak miało być.
Nie kurwa, nie tak miało być a jak już no to przykro mi ale nie wyszło i zwyczajnie numer ssie tak jak dobra połowa płyty. Na początku stwierdziłem, że otwierający kawałek pokazuje wszystko co najlepsze i potem nie ma już żadnego zaskoczenia i taka naszła mnie analogia, że tak samo było z pierwszym Quake. Wystarczyło przejść pierwszy świat i na tym zakończyć grę bo w kolejnych nic nowego już nie było, nawet na koniec każdego z nich zabrakło bossa. Na Endless Wound jest fajne granie, jest ciemność, jest chaos ale z drugiej strony towarzyszy im szarość, zbytnia przewidywalność a jak tak dobrze się przyjrzeć to ten gruz, chaos, mrok ma jednak radosny kolor żółtych skarpetek gitarzysty czy tam różowych bokserek perkusisty a całość zgodnie układa się w zdanie "Hej chłopaki mam pomysł, nagrajmy death metalowy album. Tutaj biznes plan tej płyty do nauczenia na pamięć".
Ja zrezygnowałem z nabycia tego albumu ale jak widzę prędkość z jaką schodzi ze strony FT to jestem o nich spokojny.
Słychać trochę wpływu Primitive Man, niestety za mało i nie w sposób na jaki liczyłem.
yog4 lata temu
Tormentor
Posty: 17938
Rejestracja:8 lat temu
yog
To ta płyta miała w ogóle jakąś reklamę? Nie zanotowałem. Hajp jak dla mnie w całości oddolny, na podstawie udostępnionych wcześniej kawałków, które były najzwyczajniej bardzo dobre, zróżnicowane i to najbardziej do nich przyciągało w zalewie monotonnego deathu.
Płyty również jak dotąd nie słyszałem, przypuszczalnie na dniach w wolnych chwilach to nadrobię i się pozachwycam, gdzie jest czym się zachwycać i napiszę, gdzie przynudzają.
Destroy their modern metal and bang your fucking head
Po jednym odsłuchu wydaje mi się, że dowcip polega na tym, że to death metal kierowany bardziej w stronę fanów sludge'u. Tego w starym stylu. Jest mielenie, syf, co jakiś czas sprzęgi, żadnych upiększaczy oraz popisywania.
Jestem w trakcie odsłuchu. PIerwsza minuta z pierwszego kawałka z pierwszej płyty pozbawiła mnie ząbków, zajebiste wejście. Poza tym wokalistycznie będzie zajebiście z tego co słyszę to gardłowy się nie oszczędza.
yog4 lata temu
Tormentor
Posty: 17938
Rejestracja:8 lat temu
yog
Wiadomo, lepsze darcie mordy, niż jakieś tam śmieszne growlowanie. Płytka ma zacny groove wszechobecny, nie nudzi jednorodnym tempem, tylko co i raz wprowadza jakieś niespokojne zawirowania powietrza, tudzież smrodku. Dużo tu black metalu - tak w klimacie, jak i w wokalu, przypominając poniekąd mniej monotonną Grave Miasmę, gdzie aż takiego groove nie było. No chyba, że to ten osławiony sludge, ja go zbytnio nie zanotowałem.
To tak po pierwszym odsłuchu. No, te dwa promocyjne kawałki to słyszałem już wcześniej dobre parę razy, jak i demo, ale nie sprawiało wrażenia, ażeby to przesadnie odstawało od reszty.
Destroy their modern metal and bang your fucking head
Słucham tego od tygodnia i jestem zniszczony. ZA-JE-BIS-TE. Są zwolnienia, ale wpierdol należyty w postaci nakurwiania i napierdalania także. Brud, syf i smród. Oczywiście ten kto liczy na oryginalne granie to może już spierdalać Brzmienie rewelka, basik przesterowany, wszystko ładnie zgrane, a wokal przechujskrwysyn zajebisty wrzask - jakby wokalista miał zaraz pozbyć się krtani poprzez wyplucie jej. Kilkukrotnie/dzień przewałkowane i nic chuja znudzić się nie chce. Szkoda, że poprosiłem Fallen Temple o odłożenie Cult of Fire, a nie Black Curse Ewentualnie znajdę jakieś wytłumaczenie dla rodziny dlaczego będziemy musieli wpierdalać zupki chińskie cały maj
Bardzo przyjemne napierdalanie z zajebistymi wokalami. Raz growl, raz skrzek, a raz jakby się ktoś przy lodzie dławił. Będę wracał.
UP THE VERONICAS
KIERWA TAKE ME ON THE FLOOR TARARATA TARARARA
yog pisze: ↑2 lata temu
polerowanie niemca to kwestia zdrowotna!
yog4 lata temu
Tormentor
Posty: 17938
Rejestracja:8 lat temu
yog
Słucham sobie od wczoraj któryś, z 6 może, raz i co prawda jest to po części granie dla samego grania bez jakiegoś łatwo określonego celu jak Grave Miasma momentami, to bardzo mi ono, granie to, leży. Gdzieś jest to rdzennie deathmetalowanie na krawędzi Teitanblood i Destroyera 666, w świetle księżyca potajemnie spotykające się na nieśmiałe uściski z Beheritem (w Lifeless Sanctum czy Finality I Behold) i innymi nieśmiertelnymi, a wszystko to zagrane z takim lekko podjazzowanym sznytem Blood Incantation i szaleństwem Autopsy czy norweskich deathów.
Prawdę powiedzą ci, którzy uznają, że wszystko to już było wielokrotnie i rację przyznam tym, którzy nazwą to czymś nowym, bo będąc z jednej strony gruzowankiem opętanym, z drugiej zaskakuje przystępnością i niezwykłym groove. Nie zmienia to jednak wrażenia, że Endless Wound to płyta skrojona pod określone żądze. Pozostaje jedynie wierzyć, że te były dyktowane gustami i napędzane ekspresją muzyków.
Destroy their modern metal and bang your fucking head
Ta płyta z jednej strony jest nacechowana bezkompromisowym szaleństwem, a z drugiej strony jest jakby w swoim obłędzie wyrachowana. Kurwa, nie wiem jak to wyjaśnić. Co najgorsze mam tak ze wszystkimi projektami z kręgu Blood Incantation-owego. Są to płyty absolutnie zajebiste, które mocno mnie jarają przez pewien czas, a potem nie chce mi się ich słuchać. Tzn. jak już włączę to jest super, ale wcześniejsza myśl jest taka: "ee, nic już tu nie ma dla mnie do odkrycia, lepiej posłuchać czegoś innego". Zabrzmi to absurdalnie, ale za szybko wchodzą mi te płyty - chciałbym się z nimi pomęczyć, a nie od razu zachwycać.
Nie zmienia to jednak wrażenia, że Endless Wound to płyta skrojona pod określone żądze. Pozostaje jedynie wierzyć, że te były dyktowane gustami i napędzane ekspresją muzyków.
Płyta świetna, chaotyczna i transowa zarazem. Porównania z Teitanblood całkiem dobre, choć nie jest to do końca takie szaleństwo jakie uprawiają te hiszpańskie demony. Natomiast technicznie widać odciśnięte piętno panów z Blood Incantation i Spectral Voice.
Przyjechała spóźniona recenzja chyba najbardziej nośnego i owianego rozgłosem albumu z ekstremą w ostatnim czasie. Kurz i emocje opadły, można przyjrzeć się "Endless Wound" bardziej krytycznym okiem
Fajna płyta, i faktycznie bardzo nośna, słucham ostatnio codziennie. Racja, sporo Teitanblood, w ogóle rozpędzają się do war metalowych prędkości, często przychodzi też na myśl debiut Swallowed, i na szczęście dużo także pato sludgu Primitive Man.
Wreszcie przysiadłem na spokojnie, na czysto i na sucho do debiutanckiego albumu. Jak po raz pierwszy udostępniono otwierający kawałek to zerwał mi papę z dachu i musiałem płacić spółdzielni za pokrycie szkód. Potem wyszedł cały album i próbowałem tak z raz czy dwa i niby fajnie, ale jednak czegoś mi brakowało, prawdopodobnie wyobrażałem sobie nie wiadomo co i rozbijałem się o ścianę wygórowanych oczekiwań.
No i ze dwa tygodnie temu odświeżyłem sobie całe Endless Wound i naszła mnie taka myśl, że jak już ogarnę temat przeprowadzki to sobie ją porządnie zapuszczę raz jeszcze. No i tak słucham od przedwczoraj. Przede wszystkim, to ta płyta jest kurewsko przebojowa. Niby aż trzęsie od gęstości, wygrzewów na garach, rozdzierających solówek i wrzasków wokalisty a jednak w każdym w zasadzie numerze mamy jakiś chwytliwy motyw, który ciągnie dany utwór do przodu. Mega zapamiętywalne granie.
Wokale mistrz. Jeden z najjaśniejszych punktów albumu. Riffy miód i orzeszki. Klimat obłędny, niby death metal ale jednak trochę black metal a jak się rozpędzają to nawet war metal. Sludge to chyba słyszy jakiś totalny maniak gatunku, bo jednak dla mnie te parę efektów i sprzężeń w zwolnieniach to trochę za mało, żeby stwierdzić jego obecność. Już prędzej jakiś narkotyczny psychodelik a la zamykacz debiutu Swallowed.
Podsumowując - płyta, która, przynajmniej do mnie, musiała dotrzeć. Powierzchowna ocena na szybko mocno ją krzywdzi, natomiast pozwolenie się porwać w jej świat da dużo <unosi głowę> maniackiej radości.
DiabelskiDom pisze: ↑4 lata temu
Jak po raz pierwszy udostępniono otwierający kawałek to zerwał mi papę z dachu i musiałem płacić spółdzielni za pokrycie szkód.
Jebłem.
No ja tutaj po części się z Hajaszem zgadzam. Album dobry, ale no właśnie im częściej odpalałem Endless Wound, tym częściej po pierwszych dwóch numerach jak by entuzjazm opadał i wszystko po prostu trzyma poziom. Wokale uważam również za zajebiste i jak pisał DD, że EW musiał do niego dotrzeć, tak może i do mnie jeszcze ten album nie dotarł. Zobaczymy.
if you can find it on the internet, it's not underground.
yogrok temu
Tormentor
Posty: 17938
Rejestracja:8 lat temu
yog
Wrocław / Warsaw ze spirytualną posesją, we lipcu.
Destroy their modern metal and bang your fucking head
Bilet na Warszawę kupiony, ekipa do auta zebrana. Bardzo jestem ciekaw jak to wypadnie na żywo, bo płyta konkret. No i pominięte wiosną Spirit Possession tylko dodatkowo cieszy.
Nooo, elegancki gig to był. Spektralwojsowy wokal to jebany, nawiedzony zwierzak. Bardzo fajny występ zaserwowali. Spirit Possession zresztą również, typek stamtąd wydaje mi się zajebistym muzykiem, patrząc na to jak grał. Typiara bębniara także. Jestem mega zadowolony.
Aha, support był nieznany mi wcześniej, zwał się LWSTNRDS. Taki podbity dark ambientem chaotyczny grindcore, całkiem okej.
Wygląda na to, że rura im nie zmiękła. Fajnie, czekam. Adversarial w tym roku udanie, pora na udany cios od Black Curse. Debiut był bardzo dobry, ale niewątpliwie "cierpiał" z powodu przezajebistego otwieracza. Po takim rozpoczęciu, ciężko później utrzymać taki poziom rozwarcia gęby u słuchacza.
UP THE VERONICAS
KIERWA TAKE ME ON THE FLOOR TARARATA TARARARA
yog pisze: ↑2 lata temu
polerowanie niemca to kwestia zdrowotna!
A ja wcale nie zauważyłem, żeby reszta płyty odbiegała jakościowo od otwierającego Charnel Rift. W okolicach premiery mocno ich katowałem i zdecydowanie album wyróżnia się produkcją i wokalami. Muzycznie jest bardzo dobrze, więc wiadomość o nówce cieszy.
Jakub pisze: ↑2 mies. temu
A ja wcale nie zauważyłem, żeby reszta płyty odbiegała jakościowo od otwierającego Charnel Rift.
W mojej ocenie to jedynie kwestia tego, że Charnel Rift jest genialne, a reszta bardzo dobra. Całe Endless Wound to jak najbardziej udany album, tylko że w połowie mam ochotę włączyć od początku, żeby znów poleciał otwieracz.
UP THE VERONICAS
KIERWA TAKE ME ON THE FLOOR TARARATA TARARARA
yog pisze: ↑2 lata temu
polerowanie niemca to kwestia zdrowotna!
Album, który pamiętam po pierwszym przesłuchaniu nie zrobił za dużego wrażenia..., ale po kilku kolejnych zacząłem w tą wsiąkać i wyłapywać sporo poukrywanych smaczków i wiele blackmetalowych naleciałości - ze świetnym wokalem i konkretną dawką okultyzmu na czele.
There's something growing in the trees__Through time war prevails____Wśród jeszcze żyjących kłamstw,
I think it's a different me_______Thoughts fears cast aside_____Gnębiących ten Biały Ląd.. ___Face the consequence alone ___With HONOR - VALOUR - PRIDE
Blind2 mies. temu
Tormentor
Posty: 2005
Rejestracja:8 lat temu
Blind
Te ekspresyjne wokale to zdecydowanie duży plus - gdyby je zastąpić standardowym bulgotem, to całość straciłaby nieco na wyrazistości i zajebistości.
UP THE VERONICAS
KIERWA TAKE ME ON THE FLOOR TARARATA TARARARA
yog pisze: ↑2 lata temu
polerowanie niemca to kwestia zdrowotna!
Cała debiutancka płyta jest zajebista, tylko trzeba jej posłuchać więcej. A jeśli ciągle wg kogoś napięcie spada po otwieraczu - to słuchać jeszcze więcej
Nie no, serio. Pamiętam jak zauroczony ostatnim, morderczym gigiem w Wawie sobie ten album puszczałem i jak równiutko kosił na plus minus tym samym poziomie.
A już wiosną trzy razy będzie można ich znowu u nas zobaczyć wraz z Concrete Winds. Ale ciiiii!
Dwójeczką to chłopcy srogo pozamiatali - płyta jest bardzo intensywna i pozwala w zasadzie tylko w kilku momentach na zaczerpnięcie jakiegoś krótkiego oddechu.
Nie będzie to tak przystępne i mimo wszystko dość łatwe w odbiorze dla większości jak to było z - swoją drogą świetnym - debiutem.
Zakładam że kilku black metalowców nie mających nigdy do czynienia z death metalem, bądź poprostu siedzących w wąskich szufladkach, dostanie tu tym krążkiem ostro po uszkach.
Muzyka kojarzy mi się tu trochę z niemieckim Katharsis - z tym że oprócz chorej jazdy i intensywności przekazu mamy tu przede wszystkim śmiercionośną nawałnicę napędzaną zdecydowanie cięższymi gitarami i dwoma rodzajami wokali - jednym bardziej black a drugim zdecydowanie deathmetalowym.
Wszystkie numery koszą po całości ale jak miałbym wybrać coś podchodzącego mi idealnie to pewnie będą to te dwa najbardziej rozbudowane czyli singlowy Troddent Flesh i kończący album Flowers of Gethsemane gdzie na pierwszy plan w dłuższych fragmentach, ze swoją kruszącą gnaty i wiercącą gitarą, wysuwa się koleś z Primitive Man.
W zasadzie to najbardziej czekałem w tym sezonie na nasz DLM i właśnie na Amerykanów. Obie płyty to tegoroczna czołówka i tak jak do pierwszej z nich mam kilka zastrzeżeń tak tu łykam tych bluźnierców w całości.
Jeśli tylko w przyszłości przyjdzie ochota na coś ekstremalnego z 2024, to jedną z pierwszych myśli będzie właśnie Burning in Celestial Poison.
There's something growing in the trees__Through time war prevails____Wśród jeszcze żyjących kłamstw,
I think it's a different me_______Thoughts fears cast aside_____Gnębiących ten Biały Ląd.. ___Face the consequence alone ___With HONOR - VALOUR - PRIDE
Dwa odsłuchy za mną, na trzeźwo w aucie i na rauszu w domciu i uuuu, ale chyba się nie polubimy. Jak debiut był mega zapamiętywalny i miał zajebisty stosunek jechania na pełnej do "zwartości", tak teraz panowie chyba chcieli bardziej, mocniej i dziczej ale coś nie do końca pykło.
Kompletnie niezapamiętywalna płyta a najgorsze jest to, że cierpi na syndrom ostatniej Grave Miasmy. Jak weźmiesz poszczególne fragmenty kawałków, to powiesz, że wow, wyśmienite granie, wyśmienity motyw. Ale już jako całość sprawia, że człowiek szuka punktu zaczepienia na czymś innym, bo w muzyce go nie znajduje. Nie wiem, czy oni chcieli zrobić mniej kawałków, ale żeby trwały po kilkanaście minut, a ponieważ nie umieli, to posklejali po 2-3 numery w jedno i tym sposobem osiągnęli zamierzony efekt?
Jeszcze jutro będzie okazja posłuchać z oryginału w drodze na gig, ale jak na razie, to czarno to widzę.