W zeszłą sobotę miałem okazję zrobić sobie nowy materiał NC. Sytuacyjnie, smar, zajęcie na świeżym powietrzu i trochę piwka pozwoliły na dwa przeloty plus trochę Bathory i nowe Ministry.
Domedon Doxomedon to strasznie długi krążek którego dobrze słucha się przy jakimś zajęciu bo trwa i trwa i trwa... Monotonnie prezentujac apogeum ich rozwoju, w obrębie oczywistej formuły czy tym bardziej muzyki. Klimat itp wiadomo. Aranże, rytmika itp to także standard. Z charakterystyczną sygnaturą oczywiście rozpierdalają. Jednak biorąc pod uwagę nikły rozwój od albumu Doom of Occult, otrzymany kolos chyba zamyka temat zespołu zanim stałby się wtórny i durny. Gitara przednia i popisowa bardzo zadziorna(?)
Ogólnie bez spuszczania bo absolutnie nic nie zaskakuje... może po za lewacką wolnością gitarzysty który gnie takie bolt throwerowskie solówki, sporo wpływów zboczonej melodyki Morbid Angel w formie, nawet Slayer!!! Dawno nie słyszałem przestrzennego solo ze stopkami a tu sru, na pęczki. I jakie ładne, podniecające. Może jednak coś zmienili, wrócili do korzeni tym razem nadziemnego metalu?
Proponuję na próbę posłuchać tylko ostrych kawałków, właśnie tak czynię i słyszę klasyczny amerykański thrash/death metal o jakim M.Creation mogłoby pomarzyć
Necros Christos to obok Dead Congregation itp przedstawiciele reprezentatywni kolejnego starzejącego się pokolenia death metalu. Może lepiej kończyć działalność z taką łatką, bez brudu w dysko?
!Polacy, to murzyni europy. Black Lives Matter!