Przynajmniej nie zajmują się pedałami lub czarnuchami, tylko muzyką. Kawałek bardzo misie podoba, no ale to Incantation. Zespół ewenement jak dla mnie, bo najlepsze płyty ( trzy ostatnie) zaczął nagrywać dwie dekady po powstaniu, zupełnie odwrotnie, niż ma to miejsce w przypadku chyba wszystkich innych zespołów z takim stażem i uchodzących za kultowe, gdzie pierwsze dwie, trzy płyty, to był sztos, a reszta to już tak aby, aby. Ten kawałek moim zdaniem zapowiada kolejny bardzo dobry album.
Dum bibo piwo, stat mihi kolano krzywo.
yog4 lata temu
Tormentor
Posty: 18005
Rejestracja:8 lat temu
yog
Drugi utwór (z teledyskiem) zapowiadający nową płytę - Fury's Manifesto:
Destroy their modern metal and bang your fucking head
O wielu kapelach mówi się "kultowa", ale oni SĄ tacy. Na żywo zawsze totalne zaangażowanie. Co ciekawe, rzeczywiście wolę ich ostatnie albumy niż początki.
Użytkownika cechuje brak gustu i w ogóle elementarna słabość do tandety muzycznej.
Nadejdzie taki dzień, gdy Incantation nagra chujową płytę, ale to jeszcze nie jest ten dzień. Cały czas pozostaję pod niesłabnącym wrażeniem zespołu grającego tyle lat, a nadal tak świeżego i pełnego energii, wybijającego się na tle tych wszystkich lifematalowych zakalców, które albo nieudolnie próbują naśladować swoich idoli z przełomu lat 80. i 90., albo nie umieją grać, więc rzępolą trzy po trzy, co ich fani nazywają "gruzem" lub "kawernianym dm". A tu proszę, kolejna płyta, kolejna orgia wpadających w ucho, zajebistych riffów. Moim zdaniem panowie na tym krążku spuścili z tonu, za czem nie jest on tak bardzo brutalny i ciężki jak poprzednie. Dostrzegam w tym chęć nagrania czegoś innego, niż dotychczas, co już samo w sobie powinno być lekcją dla ich gównianych naśladowców. A inne rzeczy, których każdy pizdowaty lifemetalowiec, myślący że przepis na dobrą płytę dm, to kosciotrupy na okładce, mógłby się od nich nauczyć, to : jak proste solówki mogą zwiększyć, a nie zmniejszyć agresję muzyki, więc dlaczego warto je grać, że czasem jakiś delikatniejszy wtręt gitary w szybkim kawałku tylko podbija poziom i wcale nie jest pedalski, że ciężar muzyki uzyskuje się kompozycjami utworów, nie jakimiś przesterowanymi instrumentami i kiepskim masteringiem, wreszcie, że death metal nie musi oznaczać chodzenia za modą. Można grać po swojemu, więc tę modę tworzyć.
Przesłuchałem właśnie "Sect of Vile Divinities" i na gorąco postanowiłem parę słów o niej napisać. Przede wszystkim albo mi się wydaje albo mamy tu do czynienia z innym Incantation niż dotychczas. Niby słychać momentami, że to oni grają, ale...jest bardziej czytelnie, prościej, zdecydowanie bardziej przestrzennie, kawałki i motywy na nich zapadają mocniej w pamięć, są chwytliwe czy wręcz przebojowe o ile można się pokusić o takie stwierdzenie.
Słucha się tego albumu bardzo przyjemnie, ALE...
Teraz trochę narzekania. Incantation to dla mnie zespół, który podobnie jak Immolation czy Cannibal Corpse nigdy słabej płyty nie wydał. Stąd mam wobec nich konkretne oczekiwania, a ich styl grania zawsze mi odpowiadał, bo był duszny, gęsty, nieco lepki i choć zabrzmi to może zabawnie, ale w chuj mroczny jak na death metal. "Sect of Vile Divinities" jest naprawdę bardzo dobrym materiałem, ale jednak odstającym od tego, czego oczekuję. Tak, wiem, że zespół powinien robić swoje i mieć w chuju oczekiwania fanów, ale jednak mnie czegoś zabrakło. Tego co opisałem przed chwilą, a co moim zdaniem definiuje ten zespół i wyróżnia go na tle wielu innych w gatunku.
Mimo wszystko jest to kawał bardzo dobrze zagranego death metalu. Dla porównania "Profane Nexus" zrobił mi znacznie lepiej. Tegoroczny pełniak w mojej topce raczej nie wyląduje.
A mi się właśnie bardzo ta lekka zmiana podoba. Nie silą się na udowadnianie czegokolwiek, za to odwołania do klasycznej sceny DM czy brytyjskiego death/doomu są tu piękne. Tak jak mówisz, jest tu trochę chwytliwych patentów, ale też zdecydowanie postawienie na atmosferę - sporo tu świetnych, z deka orientalnych momentów, w których bryluje gitara prowadząca.
Poprzednia płyta przeszła u mnie bez większego zachwytu (aczkolwiek w ten weekend odświeżę), zaś tej od dnia premiery słucham, słucham i nie mogę przestać trochę się obawiałem, a wyszło, że zaskoczyłem się bardzo pozytywnie - kompozycyjnie zostawiają większość konkurencji w tyle, a mimo odwołań do klasyków nadal brzmią bezsprzecznie jak Incantation.
Ekipa Johna McEntee pozwala sobie i tym razem na nieco jaśniejsze, czystsze brzmienie. Jeśli wpuści się do grobowca odrobinę światła, z cieni mogą wynurzyć się bardzo niepokojące kształty… Nie inaczej jest w przypadku “Sect…”, która dzięki zbalansowanej produkcji Dana Swano nie traci na mocy, ale jeszcze wydatniej potrafi wyeksponować jedne z najbardziej charakterystycznych riffów w gatunku.
Bardzo dobra płyta, lepsza jak dla mnie niż poprzednie Profane Nexus. Naprawdę czuć z nowego albumu świeżość, taki luz, kompozycje sobie płyną, wszystko jest bardziej przystępne i czytelne. Jak dla mnie to wcale nie na minus, bo naprawdę dobrze się słucha Sect of Vile Divinities
Astral pisze: 4 lata temu
Bardzo dobra płyta, lepsza jak dla mnie niż poprzednie Profane Nexus. Naprawdę czuć z nowego albumu świeżość, taki luz, kompozycje sobie płyną, wszystko jest bardziej przystępne i czytelne. Jak dla mnie to wcale nie na minus, bo naprawdę dobrze się słucha Sect of Vile Divinities
Tak, ten brak spiny i postawienie na klimatyczne kompozycje to najlepsze punkty tego świetnego albumu.
A dla mnie ten album jest nieco gorszy niż znakomite Profane Nexus. Nie zrozumcie mnie źle, to nadal bardzo dobry materiał, którego słucha mi się przyjemnie, jednak no właśnie... Kolega @Wędrowycz napomknął co nieco, ja natomiast to rozszerzę. Dla mnie Incantation na Sect of Vile Divinities to troszkę inne Incantation, niż te, które zachwycało mnie na poprzednich albumach. I myślę, że to zasługa brzmienia. Na najnowszym wypieku Johna i jego kolegów brakuje mi tej dusznej atmosfery, która spowija choćby takie Vanquish in Vengeance. Inna sprawa to aranże kompozycji, które są faktycznie nieco uproszczone i czytelniejsze, pojawiają się też melodyjne fragmenty jak choćby w Scribes of the Stygian. I czy to źle? Sam do końca nie wiem, z jednej strony rozumiem chęć odświeżenia trochę muzyki, z drugiej strony jednak brak smoły na nowej płycie to dla mnie minus.
Ryszard pisze: 6 lat temu
Trochę za dużo wina, przystojny kolega w koszulce Dissection, At the Gates z dyktafonu... I zaraz pedałują się tekie satany w parku na ławce, za ręce się trzymają... Teczowy Black Metal hahahaha
Ten brak smoły i taka większa prostota tych utworów w porównaniu do dotychczasowej twórczości mnie z deczka nie przekonuje. Niby nie jest źle, ale czegoś brak...
yog pisze: 6 lat temu
Uważanie Seasons in the Abyss za lepszą od South of Heaven istotnie nie da się wytłumaczyć inaczej, niż kindermetalstwem
Istnieje pewien zespół, którego nie trzeba zbytnio przedstawiać - a przynajmniej tym, którzy wiernie śledzą dokonania death metalowego podziemia. W latach 90 - złotej erze gatunku - przeoczeny i niedoceniony, a już na pewno będący w cieniu nazw takich jak Death, Morbid Angel, Obituary czy Cannibal Corpse. Dziś INCANTATION stawia się w jednym rzędzie panteonu najbardziej zasłużonych hord, a naśladowców (mniej lub bardziej uzdolnionych) można liczyć w dziesiątkach. Istnieje jednak pewien zestaw cech sprawiający, że muzyka ta od samego początku była mniej przystępna i akceptowalna dla przeciętnego fana wycinania flaków i desekrowania grobów. Poprzedzony EPką "Entrantment of Evil", zawierającą pierwsze autorskie kompozycje zespołu, ikoniczny debiut "Onward to Golgotha" w 1992r. musiał stanowić niesamowity cios, istną infernalną kakofonię, potencjalnie odstraszającą tych, którzy w swoim mniemaniu zjedli zęby w akompaniamencie ekstremalnych dźwięków.
Zachęcam do lektury pierwszej części wpisu o dyskografii bohaterów niniejszego tematu
Jak ktoś przez "nowościami", niczym struś ze strachu przez n lat trzymał głowę w pisku, to dla niego może i potem okazuje się, że to niedoceniany i przeoczony zespół. Co wcale nie miało miejsca. Jeszcze zanim wydali longplaya, jak świat długi i szeroki, pisano o nich z zachwytami w zinach. A ci naśladowcy, o których wspominasz, nie wzięli się w takiej ilości znikąd, a od lat, w zasadzie to od ww. debiutanckiej EP-ki, ich ilość narastała w tempie wykładniczym, a każde kolejne wydawnictwo Incantation przysparzało kolejny ich natłok. Owszem, nie wszystkie z tych kapel przetrwały próbę czasu i tylko niektórym udało się wybić, nie miej jednak, dziś to już to klony klonów stanowią inspirację dla młodych twórców, a Incantation nieustanie raczy nas swą wyborną muzą, której jedynie nieliczni potrafią dorównać.
deathwhore4 lata temu
Tormentor
Posty: 4637
Rejestracja:8 lat temu
Lokalizacja: bojkot kadry moderatorskiej
deathwhore
Przecież to typowe w chuj Incantation. Nie wydaje mi się bardziej melodyjne albo prostsze niż Primordial Domination czy Infernal Storm. Słucham Sect of Vile Divinities i narzekania na tę płytę brzmią mi jak pierdolenie znudzonego, zblazowane impotenta szukającego chuja do dupy.
Nebiros pisze: 5 lat temuA w dupe lubisz? ja slucham nightwish i Blind Guardian
Z perspektywy czasu jak się tak dobrze zastanowić, to patrząc pod kątem ilości zespołów inspirujących się Incantation, że jest to jedna z najbardziej wpływowych załóg w całym death metalu.
A co do Twojego posta @deathwhore to nie wiem jak inni, ale ja tam nie narzekam aż tak bardzo, bo album jest dobry, z tym że mógłby po prostu być bardziej duszny, gęsty, smolisty, masywny itp. Zasadniczo z tego Incantation słynie, a tu mamy moim zdaniem więcej przestrzeni i dlatego aż tak bardzo mi nie robi. Mimo wszystko i tak Incantation jest u mnie w top 5 death metalu w ogóle i póki co nic się w tym aspekcie nie zmieniło.
Odium Humani Generis
Vortex4 lata temu
Tormentor
Posty: 3258
Rejestracja:8 lat temu
Lokalizacja: Strzałkowo
Vortex
No dobra Incantation to Incantation, kompozycyjności nie stracili, killerują cały czas świetnie, ale ja jednak też mam takie małe "ale". Mnie też brakuje tej duchoty, tej stęchlizny. Owszem jest i ona na tym krążku, ale wolałbym jej troszeczkę więcej. Nie określałbym tego jako zarzut. Incantation nie schodzi nawet o pół levelu niżej. Myślę, że z czasem i mnie ten krążek zacznie przekonywać coraz bardziej, i oczekiwania co do tego albumu zaczną wypełniać rzeczy które zespół tutaj zawarł.
Dawno nie słuchałem nowojorczyków którzy u zarania dziejów deathmetalu tworzyli we własnym i niepowtarzalnym stylu.
Odpalam najnowszą i co słyszę, wyjałowienie stylu.. Hm nie do końca panie. Takie Propitation rozpoczyna się niczym jakiś Szwed melodyjny ale z czasem przeradza w potworka, który poza oczywistym soundem i zwolnieniami czy trupią chrypą, brzmieniowo zionie przestrzenią, pełną powietrza i światła... A fe, profanacja kurna. Gdzie stęchlizna i piewnia?
Lecimy przez drugi mulący wałeczek i wpadamy na polkę galopkę Guardians, ognisty Black Fanthom's - kolejną standardową w tradycyjnym repertuarze Incantation serię.
Później przerywnik i mega dobrze porąbany Chants plus klimatyczna Incantation-eska Shadow. Tutaj to nowe brzmienie juz tak nie przeszkadza. Co dalej? To samo. Do końca trochę już monotonią zaczęło śmierdzieć.
Stare dobre Incantation ALE to brzmienie opakowane... Nie, rozpakowane bezwstydnie. Świeci tą nagością i świeżością, zwyczajnością. Triumfującym Jestzusem Chytrusem.
Nie jest oczywiście fatalnie, po raz kolejny ukłon w stronę wierzących w Six Feet Under. Riffy, kompozycje, solóweczki, to jest naprawdę kunsztowne. Jednak słucham tego wciąż odnosząc wrażenie że jako zwykły death metal zespół dużo traci. Atmosfery, klimatu... Kultu hehe. Niemniej jednak nie mam z tym problemu bo w katalogu mają tyle wydawnictw....
A "Blee" nie wejdzie do kanonu. Chujowe jest.
P. S. No właśnie. Samo odniesienie do kapeli grającej średniotempowy brutalny dm... Porzucili własną ligę.
Łapcie drugą część wpisu, w którym rozpracowuję dysko Inkantacji. Co na podium - można się domyślić, ale jeśli kogoś interesuje, czy "Blasphemy" jest lepszą płytą od "Vanquish in Vengeance" i inne tego typu akademickie rozważania - zapraszam!
Deathhammer pisze: 4 lata temu
Łapcie drugą część wpisu, w którym rozpracowuję dysko Inkantacji. Co na podium - można się domyślić, ale jeśli kogoś interesuje, czy "Blasphemy" jest lepszą płytą od "Vanquish in Vengeance" i inne tego typu akademickie rozważania - zapraszam!
Bardzo lubię Incantation. Jeden z najważniejszych death metalowych zespołów. Tylko, że ten nowy Sect of Vile Divinities jest dla mnie jakiś taki nijaki. Za wiele z niego nie wynoszę i te melodie takie niepotrzebne, nudne. Nie jest tragicznie, bo to nadal Incantation, ale takie za lekkie jak na nich. Zestarzeli się, hehe. Profane Nexus był o wiele lepszy. Właściwie to do 2017 mogę słuchać od nich wszystkiego. Chociaż najczęściej i tak wybieram klasycznie Onward to Golgotha, albo Mortal Throne of Nazarene.
Tricennial of Blasphemy to specjalny box (potrójny winyl/ podwójny kompakt), jaki Incantation przygotowało dla fanów na okoliczność 30 rocznicy powstania. W środku różne cudeńka: wersja Impending Diabolical Conquest z Willem Rahmerem z Mortician na wokalu, niepublikowany dotąd numery, duża kolekcja nagrań z trudno dostępnych splitów i kompilacji z całego bogatego okresu istnienia zespołu oraz inne rarytasy. Za mastering całości odpowiada Dan Swano, grafiki do płyty przygotowali Wes Benscoter & Chris Moyen. Wydawnictwo będzie limitowane, premiera 7 października.
I am Satan's generation and I don't give a fukk.
Elementw2 lata temu
Master Of Reality
Posty: 216
Rejestracja:6 lat temu
Elementw
Jednak djaboł na okładce mógłby być bardziej stylowy.
Ten album to sztos w kij, przywraca wiarę w tego typu albumy. Jak usłyszałem że to jakaś składanka niechcianych tracków to byłem nieco sceptyczny, ale ostatecznie to chyba moja ulubiona pozyvja Incantów, obok Venegace i Golghoty.
@Elementw jak dla mnie ta okładka to topka ich graficznych wystąpień przeciw dobru kulturowemu Europy. chyba moja ulubiona okładka od nich
30 grudnia ukaże się split dzielony przez niemiecki death/grindowy Blood oraz Incantation. Każdy z zespołów zamieści na nim po jednej kompozycji. Całość będzie dostępna na siedmiocalówce ze znaczkiem Hell’s Headbangers Records.
Szajtan pisze: 2 lata temu
30 grudnia ukaże się split dzielony przez niemiecki death/grindowy Blood oraz Incantation. Każdy z zespołów zamieści na nim po jednej kompozycji. Całość będzie dostępna na siedmiocalówce ze znaczkiem Hell’s Headbangers Records.
O jak czekam na to z niecierpliwością... będzie katowane w sylwestra
Vortex pisze: 2 lata temu
Czyli nowe Blood Incantation.
Oby nowe BI potrafiło nagrać jeszcze coś równie dobrego, jak ww. zespoły ze splitu dotychczas, bo na razie to swym ostatnim wydawnictwem odlecieli gdzieś, w senne omammy i kosmiczne medytacje, a oczekuje dm z krwi i kości z odrobiną techniki, jako na debiutanckiej EP-ce.
Gdzieś na facebooku Incantation leży mem z tym labumem z logiem BI
Vortex2 lata temu
Tormentor
Posty: 3258
Rejestracja:8 lat temu
Lokalizacja: Strzałkowo
Vortex
Równie, dobrze mogłoby być Incantation Blood, śmierdzi mnie marketingowym zagraniem (oczywiście z przymrużeniem oka ) Co do posta ojca @Pio niera, to ciężko to teraz zawyrokować , bo fakt, gdzieś tam skręca to w inny kierunek, natomiast pamiętam ich gig z Poznania przed Krisiun i CC z minionych wakacji, gdzie jak dla mnie wypadli rewelacyjnie. Wszystkie te swoje kosmiczne smaczki, jak i porządny galop ujęli na scenie fantastycznie, dlatego jeszcze nie zakopuję.
Wicih pisze: 2 lata temu
Ten album to sztos w kij, przywraca wiarę w tego typu albumy. Jak usłyszałem że to jakaś składanka niechcianych tracków to byłem nieco sceptyczny, ale ostatecznie to chyba moja ulubiona pozyvja Incantów, obok Venegace i Golghoty
Zdecydowanie. Ta kompilacja, po prostu wydaje wyrok. Incantation to jebani bogowie!