TITELITURY 3 lata temu
Nadejdzie taki dzień, gdy Incantation nagra chujową płytę, ale to jeszcze nie jest ten dzień. Cały czas pozostaję pod niesłabnącym wrażeniem zespołu grającego tyle lat, a nadal tak świeżego i pełnego energii, wybijającego się na tle tych wszystkich lifematalowych zakalców, które albo nieudolnie próbują naśladować swoich idoli z przełomu lat 80. i 90., albo nie umieją grać, więc rzępolą trzy po trzy, co ich fani nazywają "gruzem" lub "kawernianym dm". A tu proszę, kolejna płyta, kolejna orgia wpadających w ucho, zajebistych riffów. Moim zdaniem panowie na tym krążku spuścili z tonu, za czem nie jest on tak bardzo brutalny i ciężki jak poprzednie. Dostrzegam w tym chęć nagrania czegoś innego, niż dotychczas, co już samo w sobie powinno być lekcją dla ich gównianych naśladowców. A inne rzeczy, których każdy pizdowaty lifemetalowiec, myślący że przepis na dobrą płytę dm, to kosciotrupy na okładce, mógłby się od nich nauczyć, to : jak proste solówki mogą zwiększyć, a nie zmniejszyć agresję muzyki, więc dlaczego warto je grać, że czasem jakiś delikatniejszy wtręt gitary w szybkim kawałku tylko podbija poziom i wcale nie jest pedalski, że ciężar muzyki uzyskuje się kompozycjami utworów, nie jakimiś przesterowanymi instrumentami i kiepskim masteringiem, wreszcie, że death metal nie musi oznaczać chodzenia za modą. Można grać po swojemu, więc tę modę tworzyć.
Jeśli chodzi o dm, dla mnie płyta roku.
Dum bibo piwo, stat mihi kolano krzywo.